do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zdaje mi się, że wkońcu straciłem przytom-
ność, więc rzucił mię na ziemię i wyszedł z pokoju,
drzwi zamknął na klucz, a klucz schował do
kieszeni.
W zupełnej ciszy, jakby dom był pusty, ock-
nąłem się nakoniec z odrętwienia. Czułem ból w
całem ciele, łkałem jeszcze głośno, ale łzy nie
płynęły mi po twarzy, a w sercu czułem tylko
złość, nienawiść.
Tak, tak, nienawidziłem ich oboje. Chciałem
ich gryzć i szarpać, wypędzić ich z domu, gdzie
70/114
przedtem było nam wszystkim tak dobrze. Ach,
poco weszli tutaj? Jakiem prawem?
Długo leżałem bez ruchu na ziemi, nasłuchu-
jąc ciągle, czy się kto nie zbliża, ale na korytarzu
była martwa cisza i szmer najlżejszy nie dochodził
znikąd.
Podniosłem się nakoniec i spojrzałem w lustro,
ale się przestraszyłem swojej twarzy. Nie poz-
nałem się prawie. Czerwony, zapuchnięty, ze złe-
mi oczami, byłem szkaradny i przerażający. Wo-
lałem się nie widzieć i zamknąwszy oczy, rzuciłem
się na łóżko.
Przy każdem poruszeniu bolało mię wszystko,
czułem, że mam gorączkę i drżałem jak w febrze,
ale to wszystko było niczem w porównaniu z tem,
co się działo w mem sercu.
I nie wiedziałem, czy boleśniej cierpię od ran,
zadanych mi twardym rzemieniem, czy więcej
bolą te zatrute noże, które czułem w sobie.
Zciemniło się. Leżałem bezwładny na łóżku,
patrząc na szare niebo przez zamglone szyby,
kiedy klucz w zamku obrócił się jakoś powoli i
na progu stanęła miss Murdstone. Popatrzyła na
mnie stanowczo, uważnie, postawiła na stole szk-
lankę mleka i położyła obok kawałek chleba z
71/114
mięsem. Potem wyszła znowu bez jednego słowa i
zamknęła drzwi na klucz.
Nie ruszyłem się z łóżka, leżałem w ciemności,
czekając i nasłuchując. Wkońcu straciłem zupełnie
nadzieję.
Jestem zamknięty na klucz, nikt więcej nie
przyjdzie. Naturalnie! Oni nie puszczą. Pewno pil-
nują dobrze mamy i Peggotty, pan Murdstone nie
odwraca od niej oczu.
Wstrząsnąłem się mimowoli na wspomnienie
tego spojrzenia.
 Biedna mama!
Nagle przyszło mi na myśl, że go ugryzłem w
rękę. Bardzo mocno. On mi tego nie daruje. Więc
co mię jeszcze czeka? Czy może mię za to wrzucić
do więzienia? Czy mię mogą za to powiesić? On
postara się, żeby kara była najsurowsza.
Nazajutrz obudziłem się bardzo zmęczony.
Zanim jeszcze zrozumiałem, o co chodzi, i przy-
pomniałem sobie dzień wczorajszy, czułem jakiś
nieznośny i gniotący ciężar, który był nad moje
siły.
Jeszcze nie wstałem z łóżka, kiedy drzwi się
otworzyły i weszła miss Murdstone. Oznajmiła mi
w paru słowach; że mogę wyjść na pół godziny,
72/114
lecz nie dłużej. Potem się oddaliła, zostawiając
drzwi otwarte.
Przez pięć dni trwało moje uwięzienie i codzi-
ennie powtarzało się to samo. Miss Murdstone
była dozorcą, rano przynosiła śniadanie i wy-
puszczała mię na pół godziny, wieczorem
prowadziła na wspólną modlitwę, lecz stawiała
mię przy drzwiach daleko od wszystkich i zabier-
ała, zanim się ktokolwiek ruszył. Tym sposobem
ani razu nie mogłem spojrzeć w twarz mamy,
która modliła się z głową schyloną, jakby także
dzwigała wielki ciężar. Zauważyłem też, iż pan
Murdstone miał rękę, owiniętą w białe płótno.
Te pięć dni samotności i więzienia wydawały
mi się dłuższe od lat pięciu, tem okropniejsze, że
nie widziałem końca. Czy już tak całe życie tu
zostanę?
Gdybym mógł na minutę znalezć się sam z
mamą, padłbym jej do nóg, błagał na kolanach,
żeby mi przebaczyła. Lecz między mną i mamą
stali już nazawsze oni i może* nigdy więcej nie
będziemy sami we dwoje!
Jakież długie i nieskończone były te dnie mil-
czące, bez żadnego dzwięku, bezczynne. Jakież
okropne noce, kiedy się budziłem i ogarniała mię
trwoga i rozpacz.
73/114
Jednej nocy nakoniec obudziło mię moje imię,
wymówione bardzo cichym, jakby przytłumionym
głosem.
 Peggotty!  szepnąłem, wyciągając ręce.
Ale przy łóżku nie było nikogo, choć imię moje
znowu powtórzono, i domyśliłem się wreszcie, że
mówi do mnie przez dziurkę od klucza.
Pobiegłem cicho do drzwi i przyłożyłem usta
do otworu.
 To ty, Peggotty droga?
 Ja, mój skarbie, Dewi, ale sprawuj się cicho,
cichutko jak myszka, bo kot złośliwy czuwa, czuwa
ciągle.
 Peggotty, powiedz, czy mama się gniewa?
Bardzo gniewa się na mnie?
Usłyszałem stłumiony płacz Peggotty, zanim
wreszcie odpowiedziała.
 Nie gniewa się, Dewi, wcale się nie gniewa.
Bardzo cię żałuje, ale się boi jego. Biedna mama.
 Powiedz mamie, że ją przepraszam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta