[ Pobierz całość w formacie PDF ]
– Mogę zdradzić tylko własne tajemnice. Nie chcę nikomu przysparzać kłopotu. Przeczy-
tałem pańskie ogłoszenie i pomyślałem, że może być ono pułapką, a może też zwrócić mi
upragnioną obrączkę. Mój przyjaciel zgodził się pójść i zobaczyć. Przyzna pan, że dzielnie się
spisał.
– Przyznaję – szczerze rzekł Holmes.
– Panowie – poważnie wtrącił się inspektor – musimy przestrzegać przepisów prawa. We
czwartek aresztowany stanie przed sądem, a panowie zostaniecie wezwani. Tymczasem ja za
niego odpowiadam.
Zadzwonił i dwóch strażników zabrało Jeffersona Hope, a my z Sherlockiem Holmesem
wróciliśmy dorożką na Baker Street.
68
Zakończenie
Wszystkim nam kazano stawić się przed sądem we czwartek. Ale kiedy dzień ten nadszedł,
nasze zeznania nie były już potrzebne. Najwyższy Sędzia ujął sprawę w swe ręce i Jefferson
Hope stanął przed trybunałem boskim, który sprawiedliwie zważy jego uczynek. W noc po
ujęciu pękło serce Jeffersona Hope; rano znaleziono go na podłodze celi z błogim uśmiechem
na ustach, jakby w ostatniej godzinie jasno ujrzał całe swoje życie i dobrze spełnione dzieło.
– Gregson i Lestrade wściekną się z tego powodu – zauważył Holmes, gdy następnego
wieczoru rozmawialiśmy o śmierci Jeffersona Hope. – Szumna autoreklama wzięła w łeb.
– Nie wydaje mi się, żeby ujęcie Jeffersona Hope było ich zasługą – powiedziałem.
– Na świecie nie ma znaczenia to, czego się dokonało – gorzko rzekł Holmes. – Chodzi
tylko o to, by ludzie myśleli, że się czegoś dokonało. Ale pal sześć – ciągnął już pogodniej –
za żadne skarby nie wyrzekłbym się tej sprawy. Jak sięgnę pamięcią, nie miałem wspanial-
szej. Niesłychanie prosta, miała wiele pouczających momentów.
– Prosta?!
– Trudno ją nazwać inaczej – Sherlock Holmes uśmiechnął się na widok mojej zdziwionej
miny. – Choćby dlatego, że jedynie przy pomocy prostej dedukcji mogłem pochwycić prze-
stępcę w ciągu trzech dni.
– To racja – przytaknąłem.
– Już raz powiedziałem panu, że to, co wychodzi poza szablon, jest raczej pomocą, a nie
przeszkodą. W rozwiązywaniu tego rodzaju problemów należy przede wszystkim umieć my-
śleć „wstecz”. Ta metoda zwykle bywa bardzo skuteczna i łatwa, lecz ludzie rzadko z niej
korzystają. W życiu codziennym bardziej opłaca się rozumować „naprzód” i dlatego zanie-
dbuje się myślenia wstecz. Na ogół jeden człowiek na pięćdziesięciu rozumuje analitycznie,
gdy reszta – syntetycznie.
– Przyznaję – powiedziałem – że nie bardzo pana rozumiem.
– Nie łudziłem się, że pan mnie zrozumie. Zobaczymy, czy potrafię wyrazić się jaśniej.
Większość ludzi, wysłuchawszy biegu wydarzeń, powie panu, co z nich wynikło. Połączą je
sobie w umyśle i wywnioskują, co się dalej stać mogło. Ale niewielu znajdziemy takich, któ-
rzy z końcowego wyniku zdołają odtworzyć bieg wypadków, jakie do niego doprowadziły. O
takiej właśnie zdolności myślenia mówiłem wspominając o rozumowaniu „wstecz”, czyli –
analitycznym.
– Pojmuję – powiedziałem.
– W tej sprawie „wiadomą” był wynik, do reszty trzeba było dojść samemu. Pozwoli pan,
że go teraz wtajemniczę w kolejne etapy mego rozumowania. Zacznijmy od początku: Posze-
dłem do tego domu nie mając jeszcze żadnego sprecyzowanego zdania. Oczywiście zacząłem
od badania ulicy i jak już panu wspomniałem, dostrzegłem wyraźny ślad dorożkarskich kół,
który – ustaliłem to w paru pytaniach – pozostał tam z nocy. O tym, że była to dorożka, a nie
powóz prywatny, powiedział mi wąski ślad kół. Zwykła londyńska drynda jest dużo węższa
od wielkopańskiej karety.
Było to pierwsze zwycięskie osiągnięcie. Potem przeszedłem wolno wzdłuż ogrodowej
ścieżki. Tak się złożyło, że była gliniasta, cudownie konserwująca ślady. Dla pana niezawod-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]