[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli jest, to \adna kobieta nie spłodziła nigdy większego dziwoląga mruknął Idosso. No, idzcie
poszukać tego, co chcecie znalezć. A mo\e uwa\acie, \e to mnie potrzebna jest niańka?
Conan i Kubwande woleli pozostawić to pytanie bez odpowiedzi.
Obaj mieli mniej do roboty, ni\ się spodziewali, dopóki nie doszli do przeciwległego krańca wioski.
Wieśniacy z bli\ej stojących chat przyjęli na siebie cały impet uderzenia jaszczuromałp i większość tych,
którzy nie zginęli, wzięła nogi za pas. Pozostali tylko starcy i dzieci oraz ci, co się nimi opiekowali.
Podzieleni na pary wojownicy Bamula zajęli się nimi bardzo gorliwie. Siłą wyciągali ich z chat i grozili
pobiciem maczugami, jeśli nie powiedzą, co się zdarzyło w wiosce. Kubwande zbeształ najbardziej krewkich
wojowników, gdy\ zamiast zbierać informacje, siali strach. Conan zrobiłby to samo, ale młody wódz go ubiegł.
I dobrze się stało. Cymmerianin wiedział, \e wieśniacy nale\ą do plemienia Mniejszych Bamula i ich dialekt
ró\ni się od języka Większych Bamula, wśród których przebywa. Gdyby nawet mieszkańcy wioski chcieli
wskazać mu drogę do wrót demonów, mógłby mieć trudności ze zrozumieniem ich. Poza tym, za wcześnie
było na sprawdzanie, czy wojownicy zechcą słuchać jego rozkazów.
Dwaj mę\czyzni ostro\nie posuwali się naprzód, obserwując chaty, zagrody i pola. Chaty pozostały tu w
większości nietknięte, choć świeciły pustkami, ale wiele zagród i pól uległo zniszczeniu po przejściu
jaszczuromałp. Krowy i kozy le\ały w wyschniętym błocie zmieszanym z krwią. Ich rozprute brzuchy obsiadły
roje much. Płoty zostały poprzewracane, a kiełkujące zbo\a i uprawy ignamu stratowane.
Strona 20
Green Roland - Conan i wrota demona
Kilkunastu wieśniaków śmielej wychyliło głowy z chat ni\ mieszkańcy wioski zauwa\eni przez Conana
wcześniej. Zobaczył wśród nich młode kobiety. Zastanawiał się, czy posłać po swoje dwie słu\ące. Mo\e
łatwiej dowiedziałyby się czegoś od miejscowych kobiet.
Nie pojawili się \adni wojownicy, nawet brodaci starcy czy młokosy. Bez wątpienia wśród ciał rozrzuconych
po splamionej krwią ziemi były zwłoki wielu z nich. Inni zapewne towarzyszu uciekinierom. Ale Conan
zastanawiał się, czy tylko tyloma wojownikami mogła się poszczycić Dolina Martwego Słonia tego ranka, gdy
uderzyły jaszczuromałpy.
Nie odezwał się i przestał o tym rozmyślać. Lecz począł uwa\niej przyglądać się chatom. A kiedy
Kubwande na niego nie patrzył, Cymmerianin obserwował go spod oka.
W kraju Piktów Lysenius dawno przestał kląć z wściekłości i pogrą\ył się w posępnym milczeniu. Ale zanim
zamilkł, Scyra zdą\yła się dowiedzieć, \e ojciec ma nowy problem z przejściem między światami.
Kiedyś problem polegał na tym, jak je otworzyć. Teraz stało otworem i nie chciało się zamknąć. Wrota
rozciągały się od dalekich d\ungli gdzieś na południe od Khitai a\ po jakieś miejsce w sercu Czarnych
Królestw. Wprawdzie samo to, \e Lysenius o tym wiedział, oznaczało, i\ posiada teraz znacznie więcej
wiedzy ni\ kiedykolwiek przedtem, ale był bezradny jak dziecko.
Nie \eby Scyrę zbytnio obchodziły d\ungle i zamieszkujące je resztki rasy z epoki, zanim na ziemi pojawił
się pierwszy człowiek. Ale nie był jej obojętny los Czarnych Królestw, gdzie (tak przynajmniej słyszała) roiło
się od nieustraszonych wojowników, zdolnych pokonać hordę potworów z taką łatwością, jak odbyć poranne
ćwiczenia.
Martwiła się, \e w końcu niepowodzenia doprowadzą ojca do szaleństwa. Nie bardzo wiedziała, jak temu
zaradzić. Gdyby popadł w obłęd, mogłaby próbować go leczyć, lub przynajmniej opiekować się nim, ale pod
warunkiem, \e będzie \yła.
Nie traciła więc czasu. Mobilizowała ją świadomość, \e wkrótce mo\e być zdana tylko na własne siły, a
niewiele jeszcze umiała.
Obawiała się te\, \e znajdzie się na łasce Piktów, a dla nich słowo litość równało się niemal przekleństwu.
Bez trudu wykradła skóry ze schowków w grocie, a większość czarodziejskich zaklęć miała w głowie.
Kłopot sprawiały jej teraz maści i zioła. Niełatwo byłoby wynieść odpowiednią ilość bez wiedzy ojca. Pózniej,
o innej porze roku, mogłaby nazbierać je sama, gdyby utrzymał się pokój z Piktami z klanu Sów. Ale wczesną
wiosną Sowy nie strzegły ziem wokół groty Lyseniusa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]