[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A cóż to mu się stało? Nie gderał, nie złościł się, nie narzekał, ale tak całkiem po ludzku dziękował?
Hej! Widzi mi się, że ta nasza nauczycielka to nie tylko naszym dzieciom litery pokazuje, ale i nas
niejednego uczy! rzekł w zadumie Chlebodawca; a Walenty przytaknął zaraz:
Ano! Ano!
* * *
Było też, było o czym gadad tego roku we wsi Szczęśliwej! Ciągle jakieś nowiny, ciągle coś niezwykłego!
Nie dziwota, że kobiety zapomniały o obmowie i swarach*, że to co innego do gadania było!
* swary - kłótnie, sprzeczki, spory.
130
Ale wiemy, że były we wsi takie zawodowe plotkarki, co wytrzymad nie mogły, gdy we wsi było cicho i
zgodnie, i z każdej okazji korzystały, by jak największe zamieszanie robid.
Dziubkowa plotła byle pleśd, co jej ślina do ust przyniosła, bo żyd bez tego paplania nie mogła. Ale
Nowacczycha swój cel miała, gdy tak od chaty do chaty z językiem biegała. A teraz, gdy stał się wypadek
z Petrkiem, miała nadzieję, że coś na tym zarobid będzie można.
Wykombinowała, że przede wszystkim trzeba pójśd do chaty Zlęzakowej, żeby coś wyciągnąd ze starego
sknery.
Zlęzak siedział zgarbiony przy kominie, przykładając coraz gałązkę do skąpego ognia. Pomarszczona
twarz wyrażała troskę i zgryzotę.
Martwi się, że chłopaka wyratowali! pomyślała Nowacczycha, bystrym wzrokiem obrzuciwszy i
gospodarza, i izbę. Nie dziwota! Rad by stary wszystko zagarnąd po bracie, a Petrek mu na
przeszkodzie.
Skradając się na palcach, podeszła do gospodarza i przymilnym głosem zaczęła:
Oj! %7łe też los nie wie, co robi! Jednemu wszystko jak po maśle, a drugiemu jak po grudzie...
Był to początek bardzo przebiegły, bo go i tak, i tak można było tłumaczyd, a Nowacczycha wolała dla
pewności grunt wypróbowad. Zlęzak milczał, więc kobieta z innej beczki zaczęła:
Przyszłam, żeby wam co pomóc, zaradzid... Różne sposoby znam... Chłopaka można obejrzed?
Zlęzak kiwnął głową. Nowacczycha ciekawie zajrzała do łóżka, na którym pod kraciastą pierzyną leżał
chłopak. Czerwony był, żar buchał od niego. Oczy miał zamknięte, a przez spieczone wargi wyrywały się
jakieś bezładne słowa.
yle z nim mówiła Nowacczycha, nie przestając przyglądad się chłopcu. Nie wyliże się on tak
prędko albo i wcale...Wiecie, że...
131
Urwała nagle i pochyliła się nisko nad chłopcem, a jej chytre oczy rozbłysły ciekawością.
Szukaj... Krysiu... Papiery... Dug... Moczary... bredził gorączkowo chłopiec, rzucając się po łóżku.
Po czym, otworzywszy oczy, krzyknął przerazliwie, zrywając się do połowy.
Precz! Nie ruszad! To jej! Nie dam nikomu!
Odstąpcie go! mruknął Zlęzak. Trza mu spokoju. Ale Nowacczycha zdawała się nie słyszed tych
słów. Krwiste
rumieoce wypełzły na jej suchą, żółtą twarz, a oczy omal nie wyskoczyły z głowy.
Co gadasz? Jakie papiery? Gdzie są? szeptała, potrząsając chłopcem.
Odstąpcie, mówię wam! krzyknął gniewnie Zlęzak Nic tu po was. Idzcie plotkowad gdzie indziej!
Nowacczycha zaniemówiła przez chwilę ze zdumienia: nikt nigdy nie ośmielił się tak do niej przemawiad.
Patrzcie no! Cóżem to wam taka krzywa? Cóż to? Wasz Petrek hrabia jaki, że się do niego zbliżyd nie
można? Albo może nie chcecie, żeby go ratowad! zjadliwie wołała piskliwym, złym głosem.
Idzcie no! I nie plujcie złością, bo to wstyd i obraza boska. Sami mówicie, że chłopak ciężko chory... A
jutro przyjdzcie: dwiartkę" grochu dostaniecie!
Nowacczycha nic już teraz nie rozumiała: stary sknera daje jej dwiartkę grochu, ale ją wypędza? Co to
znaczy?
Pod wierzbą... Dug znaj dzie... Krysiu!... Szukaj! urywanym głosem wołał Petrek.
Nowacczycha rzuciła się znów do łóżka, ale w tej chwili chwyciły ją silne ramiona i wypchnęły za drzwi.
* dwiartka- tu: miara będąca czwartą częścią jakiejś innej miary, np. korca, litra, kilograma; naczynie o
takiej pojemności.
132
Mówiłem odstąpcie! syknął przez zęby Zlęzak, zatrzaskując drzwi.
Nowacczycha stanęła pośrodku błotnistej drogi, zupełnie ogłupiała: ten dziad wyrzucił jąza drzwi! Ale to
nic w porównaniu z tym, co usłyszała z ust rzucającego się w gorączce chłopca! Jakaś tajemnica! Może
[ Pobierz całość w formacie PDF ]