[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spał. %7ładne z nich też - ku wielkiemu rozczarowaniu Mirandy - nie sko-
rzystało z pływalni ani innych luksusów oferowanych przez klinikę.
Przyjechali zaledwie przed kilkoma godzinami, a teraz Hannah chciała jak
najszybciej wracać do domu.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do siebie, nadal nie mogąc uwierzyć
w to, co się stało: wydała na świat dziecko w karetce pogotowia, a przyjął je
jego własny ojciec! Matt wychodził ze skóry, by ich zawiezć na czas, ale
sygnał karetki na pełnym gazie okazał się najlepszym podkładem muzycz-
nym do narodzin Edwarda Jamesa Lewisa.
Spojrzała na małą twarzyczkę leżącego obok synka. Spał sobie
spokojnie, lekko oddychając. Hannah przez cały czas nie zmrużyła oka: nie
chciała stracić ani sekundy z tego cudownego niezwykłego dnia. Odpocznie
potem; ma przecież rodzinę, która jej to umożliwi.
Rodzina. Jak to się stało, że w ciągu niespełna roku jej rodzina tak
bardzo się powiększyła? Małżeństwo Adama i Hannah nie zaskoczyło
nikogo. Inaczej było w przypadku Normy i doktora Prescotta, którzy poszli
w ich ślady kilka tygodni pózniej. Teraz Heidi i jej mały braciszek, oprócz
babci, mieli wspaniałego dziadka. Norma i Gerry gorąco namawiali Hannah
do powrotu do pracy, obiecując pomoc przy dzieciach.
Wiedzieli, co mówią. Doktor Prescott po przejściu na emeryturę
zakupił rozległą winnicę za miastem i część posiadłości wspaniałomyślnie
144
RS
podarował młodym. Marzenia o własnym domu stały się realne i budowa
prawie już dobiegała końca.
Hannah spojrzała w róg ogromnego łoża i ujrzała tam porzucone
maleńkie ubranka w żółte misie. Właśnie kiedy je kupowała, odeszły jej
wody, zaczęła mieć bóle i zamiast o rachunek, poprosiła o wezwanie karetki.
- Mamo! Mamo! - znajomy głosik wyrwał ją z zamyślenia i na łoże z
impetem wskoczyła mała osóbka.
- Witaj, kochanie. - Hannah przytuliła do siebie jasnowłosą główkę i
uniosła wzrok na stojącego nad sobą Adama. W jego oczach dostrzegła
odblask własnego szczęścia.
- Usiądz przy mnie - poprosiła.
- Tatuś przywiózł mnie swoim dużym samochodem - za-szczebiotała
Heidi. - Zrobiliśmy z tyłu takie łóżko, żeby cię zawiezć do domu.
- Przyjechaliście karetką? - zapytała Hannah, kiedy Adam skończył ją
całować.
- Tak - z dumą oświadczyła Heidi. - Ona ma takie światła jak choinka i
cały czas mocno buczy.
- Chyba nie jechaliście na sygnale? Adam! Adam mrugnął okiem.
- Tylko przez chwilę, tak na próbę. Chciałem pokazać Heidi, jak tatuś i
mamusia zarabiają na chlebek.
Leciutko dotknął policzka śpiącego synka.
- Ten malutki człowieczek chyba by jeszcze tego nie docenił, więc do
domu pojedziemy cichutko.
- Przecież wycie syreny - przypomniała mu Hannah -było pierwszym
dzwiękiem, jaki usłyszał, przychodząc na świat. Chyba będziemy musieli
zainstalować w domu alarm, żeby lepiej spał.
145
RS
Heidi przeczołgała się przez ogromne łoże i dotarła do miejsca, gdzie
leżało maleństwo. Przez dłuższą chwilę z zainteresowaniem przyglądała się
różowej istotce, a potem wyciągnęła paluszek i ostrożnie dotknęła ciemnych
włosków braciszka. Skrzywiła się i z wyrzutem spojrzała na Adama.
- On ma takie włoski jak tata. Dlaczego ja nie mam takich samych?
- Ty masz włoski po mamie - wytłumaczył jej Adam. - Tak właśnie
powinno być.
- Dlaczego? - Heidi zmarszczyła nosek. - Bo jestem dziewczynką?
- Nie, kochanie - odrzekł łagodnie Adam. - Dlatego że jesteś sobą, i tak
jest cudownie.
Hannah wiedziała, że zaraz się rozpłacze. W ciągu ostatnich kilku
miesięcy często, kiedy widziała, jak Adam odnosi się do jej córeczki, czuła
ogromne wzruszenie. Przytuliła się do niego, powstrzymując łzy.
- Twój braciszek ma na imię Edward - zwróciła się do Heidi. - Tatuś
ma tak na drugie, i tak miał na imię wasz dziadek.
- Ed... Ed... - Heidi przez chwilę próbowała uporać się z niełatwą
wymową, a potem krzyknęła triumfalnie. - Eddie! Teddy! Zupełnie jak mój
miś!
Adam roześmiał się.
- Bardzo dobry pomysł. Heidi zmarszczyła czoło.
- A umie dać całuska?
- Jeszcze nie - szybko odrzekła Hannah.
- Kiedy trochę urośnie - dodał Adam - na pewno się nauczy i będzie
dawał całuska tak dobrze jak ty.
Heidi nagle straciła zainteresowanie nową sytuacją.
- Tatusiu...
- Słucham, kochanie?
146
RS
- Jedzmy już do domu. Adam mocniej objął żonę.
- To zależy od mamy. Co ty na to, kochanie? Czy czujesz się na siłach,
żeby z nami wrócić do domu?
Heidi spojrzała na małe zawiniątko.
- Tego misia też wezmiemy, prawda? - zapytała.
- Oczywiście - odparła Hannah - i czuję się wspaniale. Wszyscy razem
pojedziemy do naszego domu.
147
RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ]