[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy może chcesz, żebyśmy się nie odzywali do siebie ani słowem? - zapytała wyzywa-
jÄ…co.
Omiótł wzrokiem jej oświetloną przez słońce piękną twarz, odsłonięte ramiona i
rozwiane przez bryzę włosy. Nagle poczuł, że pryska jego spokój i równowaga. Miał
ochotę złamać swoją obietnicę, złożoną samemu sobie, i jej dotknąć.
- Odstaw filiżankę, Kat - zażądał.
- Dlacz...? - Pytanie zamarło na jej ustach, kiedy raptem w jego oczach ujrzała ten
dziwny, ognisty błysk, który przyprawiał ją o dreszcz. Doskonale wiedziała, co to jest.
Pożądanie - surowe, dzikie, nieskrywane pożądanie. - C-co robisz? - wyjąkała, kiedy
zerwał się z krzesła.
Podszedł do niej krokiem drapieżnej pantery. Kat czuła się jak ofiara, która zaraz
Wpadnie w jego szpony. Gwałtownym ruchem chwycił ją za ramiona i przyciągnął do
siebie.
- Ale przecież mówiłeś, że...
- Do diabła z tym, co mówiłem - warknął. - I tak przez ciebie złamałem prawie
wszystkie swoje zasady. To już bez znaczenia, jeżeli złamię kolejną.
Nie pozwolił jej odpowiedzieć. Pocałunek był gwałtowny, głęboki, gorący. Kat
zadrżała, jakby przeszedł ją prąd, i chwyciła się rozpaczliwie jego muskularnych ramion.
Miała wrażenie, że pochłania ją jakiś potężny żywioł, któremu nie ma szans się przeciw-
stawić. Jej opór i wcześniejsze postanowienia stopiły się w ułamku sekundy jak malutka
świeczka strawiona przez pożar. Resztkami przytomnych myśli zastanawiała się, dokąd
ich to wszystko zaprowadzi. Chyba on nie ma zamiaru raz jeszcze...
R
L
T
Myśl urwała się nagle wraz z ognistym pocałunkiem. Chwycił ją za rękę i szybkim
krokiem zaprowadził do swojej kabiny. Nie była w niej od czasu, gdy pierwszego dnia
niechętnie oprowadzał ją po swoim luksusowym jachcie. To było całkiem niedawno,
pomyślała, a jednak mam wrażenie, jakby od tamtego czasu upłynęła cała wieczność, a
moje życie zmieniło się nie do poznania.
- Carlos...
- Chcesz wiedzieć, co będziemy robić przez kolejne dwa tygodnie? - wyszeptał
gorączkowo. - Codziennie będę zabierał cię do nieba, princesa. Pokażę ci rzeczy, o któ-
rych ci się nawet nie śniło.
- Ale...
- Cicho. Pocałuj mnie - zażądał.
Spełniła jego prośbę. Nie miała wyboru. Namiętność, która zawładnęła jej ciałem,
była nie do opanowania.
Carlos ku swemu zdumieniu odkrył, że jego ręce drżą. Nigdy wcześniej nie do-
świadczył tego w towarzystwie kobiety. Rozpiął jej dżinsy, z kolei ona zsunęła z jego
ramion jedwabną koszulę. Jej dotyk był łagodny, lecz zmysłowy, a usta słodkie, jakby
oblane miodem. Ułożył ją delikatnie na łóżku i rozebrał do naga. Przez chwilę patrzył na
nią, chłonąc idealne piękno jej ciała. Zaschło mu w ustach, serce łomotało w uszach.
Miał wrażenie, jakby ostatni raz dotykał jej wiele miesięcy temu, a nie wczoraj w nocy.
Głód, który czuł w środku, był silniejszy niż wszystko, czego kiedykolwiek zaznał.
- Carlos! - zawołała, kiedy zaczął zachłannie całować jej nagie piersi.
- Qué pasa, princesa?
Kat wsunęła dłoń w jego gęste włosy, czując, jak zaczyna się bezwolnie unosić na
fali nieziemskiej przyjemności.
- Pocałuj mnie.
- Och, nie martw się - wyszeptał - zrobię to. Pocałuję każdy skrawek twojego ciała.
Poczuła, jak jego usta eksplorują coraz śmielej jej ciało. Nie mogła mówić. Nie
mogła myśleć. Cała jej istota pulsowała, rozkwitała dzięki jego dotykowi. Z niewysło-
wionym podnieceniem czekała na każdą kolejną sekundę, która zabierała ją wyżej, coraz
wyżej ku rozkoszy jaśniejszej i bardziej oślepiającej niż słońce...
R
L
T
Miała wrażenie, że straciła na kilka chwil przytomność. Z jej ust wyrwało się wes-
tchnienie, pod powiekami nadal widziała kolorowe rozbłyski, jak wirujące galaktyki,
które powoli zaczęły się oddalać.
Carlos położył się obok niej, odgarniając włosy z jej nadal płonącej rumieńcem
twarzy.
- Podobało ci się? - zapytał.
Co za pytanie! - pomyślała. Nie mogła znalezć w sobie odpowiednio mocnych
słów, by oddać wiernie to, co przed chwilą przeżyła.
- Było... cudownie - powiedziała, mając wrażenie, że to kłamstwo; określenie było
zbyt słabe, zbyt banalne.
Twarz Carlosa rozświetlił uśmiech.
- To dopiero początek - odparł aksamitnym głosem, po czym sięgnął do szuflady, z
której wyjął malutkie, kwadratowe opakowanie. - Dopilnuję, byśmy nie popełnili znowu
tego samego błędu...
Gdy było już po wszystkim, Kat leżała zwinięta w kłębek u jego boku. Obserwo-
wała, jak promienie słońca wpadają przez okrągłe okno, jak tańczą w powietrzu drobinki
kurzu. Przeniosła spojrzenie na Carlosa. Miał zamknięte oczy. Jego twarz była znowu
nieprzenikniona, jak wykuta z marmuru. Z jego ostrych, męskich rysów emanowała aro-
gancja oraz siła, którą tak dobrze zdążyła poznać. To mężczyzna, który kocha polować,
uwielbia dominować. Mężczyzna, któremu żadna kobieta nie potrafi się oprzeć. Wie-
działa, że jest kolejną ofiarą tego potężnego drapieżnika. I, o dziwo, w tej chwili jej to
nie przeszkadzało. Jej ciało nadal było rozwibrowane, naznaczone jego dotykiem i poca-
łunkami, nasycone rozkoszą, która rozlewała się po jej wnętrzu i koiła ją niczym balsam.
Położyła się na brzuchu. Nadal jest idealnie płaski, pomyślała nieco zdziwiona.
Być może w środku noszę już jego dziecko... nasze dziecko. W każdej minucie ta drobna
istotka się rozwija, rośnie, kwitnie. Za dwa tygodnie będzie już o wiele większa.
Jeśli rzeczywiście istnieje, usłyszała w myślach racjonalny głos.
Posmutniała, przypomniawszy sobie nagle słowa Carlosa.
Błąd. Dla niego owoc ich wspólnych chwil był błędem.
Przygryzła wargę prawie do krwi.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
- Dlaczego zostałeś torreadorem? - Z wrodzonej przekory zadała zakazane pytanie.
Carlos otworzył butelkę wina i rzucił jej poirytowane spojrzenie.
- Infierno, Kat. Przestań mnie o to pytać.
- Jestem po prostu ciekawa. Ty wiesz o mnie prawie wszystko. Natomiast ja o tobie
bardzo niewiele. Masz przede mnÄ… wiele tajemnic.
Wbił w nią ostre spojrzenie. Jego twarz oświetlał blask rozgwieżdżonego nieba.
Jacht żeglował przez szafirowe wody Morza Zródziemnego. Kat zaczynała nieco drażnić
cała ta sytuacja; jej ciąża była tematem tabu, a przecież nie mogli każdej chwili spędzać
w jego kajucie, oddając się cielesnym rozkoszom. Musieli o czymś rozmawiać, szcze-
gólnie w trakcie wspólnych posiłków spożywanych na pokładzie.
O dziwo, jak dotąd ich dziwny układ jako tako funkcjonował. Carlos przez więk-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]