[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podzcie! ratujcie!" Tedy zatrwożony
Mąż jak ukropem porwie się sparzony,
Z nim szwagier zaraz i inne poczciwe
Matrony biega barzo frasobliwe
Z nagłej nowiny, a w one łożnicę
Wszedszy, gdzie była, już zsiniałe lice
Jej obaczywszy serdecznie wzdychają
I pilnie na twarz pobladłą patrzają.
A między niemi najbarziej płakała
Ciotka jej własna, iż rycząc łzy lała
111
Jako bóbr z oczu a porwawszy one
Rękami swemi usta jej zamknione
Ayżką, coprędzej srebrną rozdzierała
I serdecznemi wódkami ją lała
Pulsy maczając już i orbetanem,
Już alkiermesem i drogiem balsamem
Nozdrze i inne członki smarowała,
Aby niebodze jaką pomoc dała.
Ale hej! trudno Boskie zzuć wyroki!
Bóg, co chce, czyni! próżno świat szyroki
Zdrowiem ma władać! darmo ziółka swoje
Soki i drogie puszczają napoje.
Gdy Bóg koniecznie każe umrzeć komu,
Nic nie pomogą i apteki w domu.
O! i ty, ciotko, próżno serdecznemi
Wódkami lejesz, darmo i wdzięcznemi
Alkiermesami maścisz siestrzenice!
Już, już twarz mieni i bystre zrzenice
Jakoś tępieją, żywa krew odchodzi,
Tylko co martwa śmierć po kościach chodzi.
Atoli jednak trochę roztrzezwiła
Niebogę ciotka, iż jakby ożyła
Z owej swej mgłości i, lubo piersiami
Barzo robiła, spojrzawszy oczami
Na męża stękać żałośnie poczęła
A ciężko razów kilkoro westchnęła
I słowa rzekła ostatne w boleści:
Oto już, mężu, swój wiek śmiertelności
Bogu wypłacam, który siedząc w niebie,
Iż mu się tak zda bierze mię od ciebie.
Ach! ani miłość, ktorą-m z tobą miała,
Od jego ręki będzie mię wzbraniała.
Lecz gdyby Bóg chciał, jeszczebym życzyła,
Abym jaki wiek z tobą wespół żyła,
Najmilszy mężu! Ale o boleści
Srogie już moje ściskają wnętrzności!
Próżno żyć, widzę, śmierć przemaga moje
Siły i w larwy ubiera mię swoje
112
Kładąc mię w łożu nieskończonej nocy,
Już mi żelaznym snem zawiera oczy.
Dobranoc tedy, dobranoc, serdeczny
Małżonku mówię już raz ostateczny.
A żem cię - żyjąc - kochała miłego
Jak duszę swoje i część zdrowia mego,
Tedy-ć na ten znak mej szczerej miłości
Zastawę, z moich zrodzoną wnętrzności,
Dwoje dziateczek - zostawiam po sobie
Jak dwie rownianki ku twojej ozdobie,
Oddaję-ć syna, ktoregom karmiła
Sama i lat trzy na rękach nosiła.
Nie uznał matki, jak i ja dalszego
(Ach mnie!) nie uznam szczęścia w leciech jego.
Córkę oto masz, ciało z ciała tego,
Ktorem nie władne a za ducha mego
Jej żywot tobie z ciałkiem zostawuję
I miłość moje do niej przywięzuję.
Cnotę za drogie daję jej klejnoty
I wszystkie moje składam w niej przymioty,
Bym cię snąć zewsząd osierociałego
Nie odbieżała męża kochanego.
Z tych mię dziateczek, ile spojrzysz na nie,
Będziesz pamiętał i nie jedna-ć kanie
Pono łza z oczu, gdy na rozkwilony
Ten drobiazg będziesz patrzył z każdej strony.
Ale się nie trap, tylko miej staranie
O nich, a daj im dobre wychowanie.
Dość im uczynisz, kiedy poczciwemi
Napoisz dziatki postępkami swemi.
Sam żyj wesoło, ile dobrotliwy
Bóg będzie chciał wieść, twój żywot szczęśliwy!
Wszak ci nie ginie nic moją osobą!
Masz świat szeroki i szczęście przed sobą;
Czyń, co chcesz, miły! Wierzam, że cnotliwie
Po mnie żyć będziesz." I wtym popędliwie
Ile już mogła rąk podnieść do niego
Do siebie głowę przytuliła jego,
113
A po tym znowu na brata spojrzała
I, lubo jej już mowa falowała,
Rzekła do niego: Szczera cię miłości,
Nie co inszego, na te tu żałości
Do mnie przywiodła, lecz żebyś i moje
Znał k sobie miłość: przez Osoby troje
Tajemnic świętych a Boga jednego
Zwiadczę, na świecie żem nad cię milszego
Brata nie miała, gdyż między inszemi
Tyś sam jeden był, któryś mą wszytkiemi
Głowę chciał grodzić zewsząd fortunami
I serceś moje karmił pociechami.
Przetoż, gdy stoję już na jednej drodze,
Z twoją miłością w obcy kraj odchodzę,
Odzie mię, o święty, sam poprowadz, Panie!
A ty me, bracie, przyjmi przeżegnanie!"
Tak mówiąc jeszcze coś chciwemi usty
Ciotce rzec miała, lecz już twardoustej
Zmierci wędzidłem będąc powściągnona
Tylko ścisnąwszy śmiertelne ramiona
Musiała milczeć. A wtym na nie drżenia
I na jej piersi uderzyły tchnienia
Ciężkie, że ledwo kilkakroć ziepnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]