[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czyżby się jej wydawało, że w jego głosie zabrzmiała nuta troskliwości? -
Spisałaś się na medal - dodał, nie kryjąc wzruszenia. - Od samego początku
S
R
wszystko graniczyło z cudem. Podwiązanie tętnicy, przetaczanie krwi na roz-
bujanej łodzi, znieczulenie... Daniel mówił, że jesteś dobrym fachowcem, ale
nie miałem pojęcia, że aż tak dobrym.
- Staram się. - Uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Ty też pokazałeś, co
umiesz. - Było to oczywiste niedomówienie. W rzeczywistości była zachwy-
cona jego umiejętnościami.
- Padasz z nóg.
- Jeszcze nie - obruszyła się. - Nawet gacie mi już wyschły. - Podniosła
nogi. Nogawki spodni były sztywne jak tektura.
- Widzisz? Suche jak pieprz. Ale jestem oblepiona solÄ…...
- Oraz krwią. - Patrzył na jej spodnie z obrzydzeniem. -Widzę też i czuję
rybie łuski. Ponadto smar, środek odkażający i Bóg wie co jeszcze. Podwyż-
szÄ™ Aaronowi poziom antybiotyku i zwijamy siÄ™.
Była zbyt zmęczona, by odpowiedzieć. Teraz on kieruje akcją.
- Jak zdejmiesz te piękne ogrodniczki, poproszę kogoś, żeby zaniósł je do
pralni. Szkoda byłoby je wyrzucić.
- Moje piękne ogrodniczki? - Oprzytomniała. - Przecież ci się nie podoba-
jÄ….
- Kto tak powiedział?
- Ty. Twoja mina.
- Pomyliła się - mruknął. - Nie mam nic przeciwko twoim ogrodniczkom.
Ani przeciwko tobie. - Zawahał się. - Nell, gdyby nie ty, Aaron już by nie żył.
Te półgłówki na urwisku... Kazałem im się odsunąć, ale te tępaki nie ruszyły
się z miejsca. Kamień spadł mi z serca, kiedy usłyszałem twój głos.
- Jak ich rozstawiałam.
- Może rozstawiałaś, ale dzięki temu nie spadło mi na głowę paru innych. -
Uśmiechnął się, a jej aż zabrakło tchu.
- Chyba powinnam zajrzeć do Aarona i jego żony.
S
R
- Zostaw ich mnie. Potem pójdę do przychodni, a pani, doktor McKenzie,
zdejmie te paskudne ogrodniczki, wezmie prysznic i się położy. I będzie spać
przez resztę dnia. Bez dyskusji - uciął. - Chcesz stracić dziecko?
Rzeczywiście. Dzień był wyjątkowo forsowny. Gdyby coś się stało...
- Nie!
- Wobec tego marsz do łóżka. I nie ruszaj się, dopóki cię nie obudzę.
- Tak jest.
Troska w jego głosie towarzyszyła jej do sypialni. I jeszcze długo po tym,
jak zasnęła.
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
Dochodziła siódma, gdy ją obudził. Wolałby tego nie robić, ale uznał, że
powinna coś zjeść. Z powodu operacji nie mieli czasu na lunch, a w kuchni
nic nie wskazywało na to, by coś jadła. Przygotował kolację. Ciężarna powin-
na dbać o siebie. Gdy uchylił drzwi do jej pokoju i zobaczył, że śpi jak dziec-
ko, zrobiło mu się jej żal.
Na pewno nie jest dzieckiem, pomyślał, przypomniawszy sobie poranną
akcję. Był pełen uznania dla jej umiejętności. To wyjątkowy lekarz. I wyjąt-
kowa kobieta.
Udał mu się ten gwiazdkowy prezent.
Równie dużo szczęścia miał Aaron. Gdyby nie ona, już by nie żył, a jego
żona i trójka dzieci samotnie spędzaliby święta.
Ernest zaczął się wiercić w nogach łóżka. Jak szalony machał ogonem,
tłukąc o nogę Nell. Otworzyła oczy. I uśmiechnęła się. Ale jak! Blake wpa-
trywał się w nią oniemiały. W końcu zdołał się otrząsnąć.
- Cześć, śpiochu. Jesteś głodna?
Westchnęła, po czym przeciągnęła się leniwie jak kot.
- Chyba tak. Siódma!
- Spałaś przez pół dnia. Zdaje się, że mogłabyś tak do rana, ale uznałem,
że musisz coś zjeść. Przez wzgląd na juniora.
- Nie najlepiej go ostatnio traktuję - przyznała.
S
R
Gdy usiadła, zsunęła się z niej kołdra. Natychmiast ją pod ciągnęła. Zasnę-
ła nago! Blake przez ułamek sekundy miał okazję widzieć jej piękne, pełne
piersi.
Nie zaczerwieniła się, lecz... zachichotała.
- Nie mogłam znalezć koszuli. Szukałam jej przez całe dwie sekundy, ale
Morfeusz wzywał mnie tak słodko, że po prostu padłam w jego ramiona.
- Nie zwracaj na mnie uwagi - rzekł skrępowany.
- Nie bój się. Ernest też nie okazuje zainteresowania, a biorąc pod uwagę,
że jest jedynym mężczyzną w moim życiu...
- Szczęściarz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]