[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się do siebie... uznasz mnie za nie dość pociągającego.
Popatrzyła na niego zdumiona.
- O co ci chodzi? Ty miałbyś nie być pociągający? Ty, najpiękniejszy...
Powstrzymała ją podniesiona dłoń Erlinga.
- Muszę przyznać, że trochę się ciebie wstydzę, Thereso. Wiesz, że nie jestem już
młody. Nadmiar wieczorów zakrapianych winem i mocniejszymi trunkami zostawił swoje
ślady, chociaż teraz piję znacznie mniej. Ale też jestem starszy. Dlatego nie rozczaruj się, że
moja skóra nie będzie taka gładka jak u młodzieńca.
Najpierw słuchała zdumiona, potem wybuchnęła stłumionym śmiechem.
- Ależ, Erlingu, wyjąłeś mi te słowa z ust. To znaczy w ogóle nie śmiałam ich
wypowiedzieć. Ale o to samo się boję, o to, że nie będziesz zadowolony z mojego ciała. Jest
już takie brzydkie!
- Wcale w to nie wierzę - rzekł z uśmiechem, ale w duchu powiedział sobie: A więc
jednak tu cię bolało! Dobrze zgadłem.
Theresa ciągnęła z przejęciem:
- Mam dwa pieprzyki na plecach, nienawidzę ich! Nie wiedziałam o nich, dopóki
Alfred, mój mąż, nie powiedział o dwóch paskudnych skazach.
- Pokaż mi je - zdecydowanie poprosił Erling.
- Ależ nie...
- Przepraszam, to było nierozważne z mojej strony.
- Och, nie. Masz prawo je zobaczyć. Przed ślubem! Czy mógłbyś się na moment
odwrócić?
- Oczywiście!
- Teraz możesz już patrzeć. Czy są odrażające?
Musiał przysunąć do jej obnażonych pleców lampę, żeby w ogóle je zauważyć.
Spostrzegł, że skóra na bokach nie jest już taka jędrna, ale wcale mu to nie przeszkadzało.
Przeciwnie, nawet go wzruszyło.
- Gdzie są te skazy? Ach, tak, te maleńkie kropeczki? No, plamki. Przecież to nic
takiego. Troszeczkę wystają, ale są zupełnie normalne. Pamiętaj, każdy człowiek ma sporą
liczbę pieprzyków. Twój były mąż chciał cię po prostu pognębić, sprawić, abyś poczuła się
mniej warta.
- Naprawdę? A ja tak się nimi zamartwiałam!
138
- Zobacz, jakie ja mam wałki tłuszczu na bokach!
Ostrożnie go dotknęła i rzeczywiście, skóra nad paskiem trochę się wylewała.
Roześmiała się z ulgą.
- Ja też mam coś podobnego.
- Dzięki Bogu, jesteśmy przecież równolatkami!
Theresa odwróciła się ku niemu, zasłaniając piersi bluzką, lecz wciąż z gołymi
plecami.
- Bardzo trudno jest się do siebie zbliżyć, kiedy nie jest się już młodym. Owszem,
łatwo można się zaprzyjaznić, lecz człowiek bez wątpienia popada w niepewność, ba, nawet
nerwowość, na myśl o tym, co pomyśli druga osoba, kiedy... już przyjdzie...
- Wiem, o co ci chodzi - powiedział prędko, chcąc ją wybawić z kłopotu. Lekko
przesunął ręką po jej plecach.
Gdy zdusiła jęk, pochylił się i delikatnie pocałował ją w ramię.
- Uważam, że jesteś niezwykle powabna, Thereso!
- Och, Erlingu!
Nigdy jeszcze nie słyszał, by ktoś wypowiedział jego imię w takim uniesieniu.
Odwrócił ją całkiem w swoją stronę i otoczył ramionami. Dzieliła ich od siebie
pognieciona bluzka. Spoglądali sobie głęboko w oczy, długo, badawczo, pytająco.
Odpowiedzi i kolejne pytania. Wargi Theresy drżały. Zorientowała się, że Erling patrzy na jej
usta, potem na włosy, by wreszcie znów napotkać jej wzrok.
Delikatnie, z wielkim doświadczeniem, zbliżył się do niej.
Kiedy jego usta znalazły się już bardzo, bardzo blisko jej, szepnął:
- Czy mogę?
Wyszła mu naprzeciw.
Długi pocałunek. Pieszczoty dłoni, oddechy, mówiące własnym językiem.
Erling wypuścił powietrze z płuc.
- Chyba lepiej będzie, jak sobie pójdę.
Nie śmiała tego powiedzieć, ale ledwie wyczuwalny uścisk dłoni wokół jego karku,
dotyk piersi, wyjawiły milczącą prośbę: Nie odchodz!
Powietrze znieruchomiało, Erling nie śmiał oddychać.
Próbował się roześmiać, lecz w ogóle mu się to nie udało.
- Płonę - wyznał cicho.
Theresa nie musiała odpowiadać. Odpowiedziała mu jej wibrująca, pulsująca skóra.
139
- Thereso, nie chcę cię zhańbić. Chciałbym stanąć przed twoim bratem z czystym
sumieniem.
- Ależ, Erlingu - szepnęła mu do ucha, pieszczotliwym gestem wsuwając mu ręce we
włosy. - Dla żadnego z nas dwojga nie będzie to pierwszy raz!
- Wiem o tym, ale... Chyba już dłużej tego nie zniosę!
Zsunął jej bluzkę z piersi i ucałował je. Theresa wolno opadła na łóżko, myśląc o tym,
że nigdy jeszcze nie była tak kochana. Tak szczerze, z taką czcią i... oddaniem.
Nie pamiętała, jak zdjęli z siebie ubranie, czuła się upojona, oszołomiona tym
przeżyciem, jej ciało pragnęło, gorące, rozpalone i gotowe.
Kiedy już był w niej - powoli, czule i ostrożnie - miała przekonanie, że wszystko jest
tak, jak być powinno. Erling należał do niej, Theresa w tym momencie poczuła, że on nigdy
jej nie zawiedzie, nie opuści dla innej ani się nią nie znudzi. Oboje byli dojrzałymi ludzmi,
świadomymi, na co się decydują, do czego zmierzają. Wycierpieli już dość, zaznali
samotności i zagubienia.
Teraz byli pewni siebie nawzajem.
Pod względem technicznym nie był to szczególnie udany akt miłosny. Oboje zbyt
długo żyli samotnie i wszystko skończyło się za szybko. Ale to można naprawić, czas w tym
pomoże. Theresie nie przyszło do głowy, by wyrzucać Erlingowi żałośnie krótkie trwanie tej
chwili. Przeciwnie, ogarnęła ją niepomierna radość, ponieważ okazała się tak... godna
pożądania!
Było to mocne słowo, lecz jej zdaniem mogła sobie pozwolić na takie określenie.
Spędzili jeszcze razem pół godziny, gawędząc o przyszłości. Byle tylko wrócili do
domu, bezpiecznie dowiezli Tiril...
- Bardzo się z tego cieszę - wyznała Theresa. - To była w pełni nasza chwila, tylko
nasza, dlatego, że jej nie zaplanowaliśmy.
- To prawda - przyznał Erling, pieszcząc jej włosy. - Wiesz, Thereso, to było krótkie i
intensywne przeżycie, lecz dla mnie całkiem nowe. Ja... czułem się przy tobie bezpieczny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]