[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pod koniec partii chóru Maddie przeżyła największą niespodziankę swego życia, bo oto
z tłumu wynurzył się zaniedbany, brudny mężczyzna, który podszedł do niej i po
francusku, całkiem niezłym tenorem zaśpiewał, żeby umilkła.
Maddie otrząsnęła się z zaskoczenia i odśpiewała, że będzie śpiewać do woli, że myśli
o pewnym oficerze, którego mogłaby pokochać. Wzrokiem zawadziła o kapitana
Montgomery'ego, który wpatrywał się w nią jak sęp w upatrzoną ofiarę.
- Carmen! - zaśpiewał siwowłosy mężczyzna.
Maddie odśpiewała, że jest Cyganką i kocha innego, że tamten zapewni jej byt. Nic
potrzebuje żołnierza takiego jak Don Jose.
Mężczyzna, śpiewając partię Don Josego, spytał, czy mogłaby go pokochać, a Maddie
odparła, że tak.
Widzowie szturchali się i robili miny, przyglądając się jak stary Sleb śpiewa z tą piękną
kobietą. Wpatrywali siej w Maddie, która jako Carmen prowokowała go, wyrazem
twarzy, całym ciałem okazując, że może go pokochać albo nie, zależnie od humoru.
Biedny Sleb wyglądał jak wszyscy mężczyzni na sali i czuł to samo co oni: że oddałby
duszę diabłu, byłe ją mieć, a jeśli jej nie zdobędzie, może odebrać sobie życie.
Sleb wyśpiewywał swoją, udrękę, podczas gdy Maddie odgrywała rolę kobiety, która
jest panią sytuacji. Swoim silnym głosem dominowałai nad widownią, tak że każdą nuta
przebijała się nad hałasy mężczyzn.
Wiwatowali, kiedy Sleb udawał, że rozwiązuje więzy, które krępowały dłonie Maddie, a
potem przyglądali się, gdy znowu śpiewała, że idzie do gospody pić i tańczyć, biedny
Sleb zaś patrzył za nią z pożądaniem 1 tęsknotą.
Wiwatowali jeszcze głośniej, kiedy ich dwa głosy połączyły się W krótkim duecie.
Zpiewając końcowy fragment, Maddie wróciła na scenę, Bluzkę miała rozpiętą do pasa,
89
wyszła jej ze spódnicy. Strzepnęła spódnicę i ostatni raz zaśpiewała, że idzie do
tawerny, kończąc wspaniałym tralalala.
Kiedy brawa mężczyzn wstrząsnęły budynkiem, Maddie poczuła satysfakcję. Spojrzała
na kapitana Montgomery'ego i z przyjemnością stwierdziła, że przypatruje jej się spod
zmarszczonych brwi. Skłoniła się widowni i wyciągnęła rękę do mężczyzny, który tak
nieoczekiwanie zaśpiewał partię Don Josego.
Jednak poszukiwacze złota nie pozwolili jej normalnie zakończyć występu. Gwałtownie
niczym fala wtargnęli na scenę. Maddie widziała, jak Ring rzuca się w jej stronę, ale
zniknął jej z oczu, kiedy mężczyzni chwycili ją i unieśli.
- Ring! - krzyknęła kilka razy rozpaczliwie, ale jej głos zniknął w hałasie i zamieszaniu.
90
9
Niesiona na ramionach Maddie drżała o swoje życie. Od mężczyzn bił odór whisky i nie
mytych ciał. To nie to samo, co wtedy, gdy Rosjanie wyprzęgli jej konie. Ci ludzie byli
tak pijani, że zupełnie przypadkowo mogli ją upuścić i zadeptać. Byli tak pijani, że
gdyby ją upuścili, zapewne zauważyliby to dopiero po godzinie. Bala się także, czy
niektórzy z nich nie wezmą na serio jej występu i nie uznają jej za rzeczywistą Carmen.
Z prawdziwą ulgą dostrzegła, że kapitan Montgomery przedziera się do niej przez tłum.
Górował co najmniej o głowę nad pozostałymi mężczyznami, a poza tym zmierzając do
celu chyba nadmiernie wykorzystywał swą silę fizyczna. Maddie, która, by utrzymać się
w pozycji siedzącej, chwyciła właśnie jakiegoś mężczyznę za włosy, pomyślała, że nie
obraziłaby się, gdyby kapitan Montgomery w wędrówce do niej skorzystał z armaty.
Kiedy się do niej zbliżył, dostrzegła na jego twarzy gniew, ale nie waham się, gdy
wyciągnął ku niej ręce. Puściła włosy mężczyzny, który ja niósł, i rzuciła się w ramiona
kapitana Montgomery'ego. Ukryła twarz w jego wełnianej kurtce i mocno się w niego
wtuliła. Bicie jego serca zagłuszało gniewne okrzyki tłumu. Dobiegły ją także inne
okrzyki i nie oglądając się wiedziała, że Toby i Saro też gdzieś tam muszą być. Kapitan
zaniósł ją do namiotu, który Sam w czasie jej występu przeniósł do lasu, z dala od
obozu poszukiwaczy złota, i bez szczególnej delikatności upuścił na leżankę. Potem
nalał whisky i podał jej szklankę.
Nie może być naprawdę wściekły, skoro daje mi picie -pomyślała Maddie.
Ledwo wychyliła łyk, a Ring wyrwał jej szklankę z ręki i sam wypił resztę.
Nie zasługuje pani na nic do picia, a ja nie ufam pani whisky - stwierdził, patrząc na nią
ponuro. - Niezłe przedstawienie pani z siebie zrobiła. Czy madame Branchini panią
tego nauczyła?
Nie, polegałam wyłącznie na własnym instynkcie. -Uśmiechnęła się do mego. -
Podobało się panu?
Cieszę się, że tamci nie rozumieli słów. Cygańska miłość, też mi coś!
Odwrócił się, żeby napełnić szklankę.
Oparła się na łokciu. Bluzka nadal była rozpięta, wyglądał zza niej gorset Edith i Maddie
zupełnie przypadkowo odkryła, że kiedy ma odchylone ramiona tak jak teraz, jej biust
wyłania się z niego całkiem interesująco.
- Nigdy przedtem czegoś takiego nie zrobiłam. Moim
zdaniem całkiem niezle sobie poradziłam, jak pan sądzi?
Obejrzał się, ze szklanki wylało mu się trochę whisky.
Nie radzę igrać z ogniem, bo to się złe skończy. Uśmiechnęła się do niego niewinnie.
Czyżby? A kto doleje oliwy do tego ognia?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]