[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem wyczołgałem się przez otwarte okno za
łóżkiem Ovego, żeby nie było mnie na filmie. Prędko
wszedłem w las, szukałem ścieżek i dróg. %7łyczliwie
witałem spacerowiczów. Powietrze stawało się tym
chłodniejsze, im wyżej wchodziłem. Chłodziło mnie,
dopóki nie wspiąłem się na szczyt Grefsentoppen.
Tam usiadłem, przyglądając się barwom jesieni, które
zima już zaczęła wysysać z lasu rozciągającego się
pode mną. Patrzyłem na miasto, na fiord i na światło.
Na światło, które zawsze zwiastuje nadejście
ciemności.
Poczułem krew napływającą do członka,
pulsującą.
- Chodz - szepnęła mi do ucha.
Wziąłem ją. Systematycznie i dokładnie, jak
człowiek mający do wykonania pracę, którą lubi, ale i
tak traktuje jak pracę. I pracuje, dopóki nie zawyje
syrena. Syrena wyje, a ona delikatnie zasłania mu
uszy, on wtedy wie, że już fajrant, i wtryskuje w nią
ciepłe, życiodajne nasienie, mimo że miejsce jest już
zajęte. Ona pózniej śpi, a on leży i słucha jej oddechu,
i czuje zadowolenie z dobrze wykonanej roboty. Wie,
że nigdy już nie będzie tak jak kiedyś. Ale może być
podobnie. Może być jakieś życie. Będzie mógł się nią
opiekować. Nimi. Będzie mógł kogoś kochać. I jakby
to samo w sobie nie było dostatecznie przytłaczające,
znajduje nawet sens w kochaniu, jakieś echo
uzasadnienia meczu w londyńskiej mgle: Ponieważ
oni mnie potrzebują .
EPILOG
Pierwszy śnieg spadł i zniknął.
Przeczytałem w Internecie, że opcja zakupu i
prawo ekspozycji Polowania na dzika kalidońskiego
zostały sprzedane na aukcji w Paryżu. Kupującym
była galeria Getty z Los Angeles, która mogła teraz
wystawiać obraz, a jeśli w ciągu dwuletniego okresu
opcji nie zgłosi się jakiś nieznany do tej pory
właściciel, który przedstawi roszczenia do obrazu -
przejąć dzieło na własność już na stałe. Było kilka
krótkich zdań o pochodzeniu obrazu, informacja o
tym, że przez lata trwały spory, czy jest to kopia, czy
oryginał innego malarza, nie znaleziono bowiem
potwierdzenia w zródłach, by Rubens kiedykolwiek
namalował dzika kalidońskiego. Teraz jednak
eksperci byli zgodni, że to dzieło Rubensa. Nie
wspomniano nic o tym, gdzie zostało znalezione ani
że sprzedającym jest państwo norweskie, nie podano
też ceny.
Diana zrozumiała, że teraz, gdy ma zostać matką,
trudno jej będzie samodzielnie prowadzić galerię, i
dlatego - po naradzeniu się ze mną - postanowiła
znalezć wspólnika, który mógłby się zająć bardziej
praktycznymi sprawami, na przykład finansami, aby
ona mogła się skupić na sztuce i artystach. Poza tym
nasz dom został wystawiony na sprzedaż. Ustaliliśmy,
że nieduży szeregowiec na obrzeżach miasta będzie
lepszym miejscem do dorastania dla naszego dziecka.
Już otrzymałem bardzo wysoką ofertę. Złożyła ją
osoba, która zadzwoniła od razu, gdy tylko zobaczyła
ogłoszenie w gazecie, i poprosiła o prywatne
pokazanie domu jeszcze tego samego dnia wieczorem.
Rozpoznałem go, gdy tylko otworzyłem drzwi.
Garnitur od Cornelianiego i nerdy.
- Może nie najlepsze dzieło Ovego Banga -
skomentował, gdy przebiegł po pokojach, ciągnąc
mnie za sobą. - Ale biorę. Ile pan chce?
Wymieniłem sumę podaną w ogłoszeniu.
- Plus milion - oświadczył. - Termin do pojutrza.
Powiedziałem, że się zastanowimy, i
odprowadziłem go do drzwi. Podał mi wizytówkę.
Bez stanowiska, tylko nazwisko i numer komórki.
Nazwa firmy rekrutacyjnej wypisana tak maleńkimi
literami, że pozostawała praktycznie nieczytelna.
- Niech mi pan powie - rzucił w progu. - Czy to
nie pan był królem?
A zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, dodał:
- Będziemy się rozrastać, może do pana
zadzwonimy.
My. Malutkie literki.
Pozwoliłem, żeby termin minął, nie wspominając
o tej ofercie ani agentowi nieruchomości, ani Dianie.
My też się nie odezwali.
Ponieważ z zasady nie zaczynam pracy, dopóki
nie zrobi się jasno, akurat tego dnia tak jak w
większość innych dni przyjechałem na parking przed
siedzibą Alfy jako ostatni. Ostatni będą pierwszymi .
To przywilej, który sam sformułowałem i wdrożyłem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]