[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak zwanymi dziełami sztuki czy starociami na tle przyrody. Brzmi to
nonsensownie.
- Rzeczywiście straszne. Ale nie wiesz, co ludzie potrafią, gdy
biorą się za tak zwaną sztukę. Gorzej niż za leczenie. I zgodził się?
- Nie zdążyła mu chyba powiedzieć.
- Całe szczęście. Byłby w dużych opałach.
- Nie troszcz się o niego. A poza tym widziałam, jak leśniczy
romansował z Oleńką.
- Gdzie?
- W lustrze.
Roześmieli się równocześnie.
- Bo to jest lustro prawdy - dodała po chwili zastanowienia. -
Pani Nina sto razy powtórzyła, że ono mówi prawdę. Myślała chyba o
zmarszczkach.
- Tak, ale ty widziałaś inną prawdę. Zresztą niezaskakującą.
Powiedz lepiej, czego tak potwornie przestraszył się Krzyś. Akurat
kiedy wchodziłem, wyglądał, jakby zobaczył ducha.
- Nie mam pojęcia. Rozwalił walkmana panu redaktorowi, ale w
końcu nieszkodliwie. Aż się zdziwiłam, dlaczego tak się przejął.
Zaraz, zaraz - zmarszczyła brwi - w telewizji szła jakaś komedia o
rajstopach czy czymś takim. Może mu się to skojarzyło z
morderstwem, może jakieś olśnienie, może wie coś więcej.
Ostatecznie, przyjeżdża tu od kilku lat. I na tych bagnach, sam
mówiłeś, był po coś w tajemnicy. Wiesz, trochę boję się o niego.
Reising skinął głową ze zrozumieniem.
- Bać się twoje prawo, a nawet obowiązek. Od tego jesteś
kobietą. Ale dobrze by było, żebyś sobie w wolnej chwili
przypomniała, jak dokładnie się wtedy zachowywał. Kiedy naprawdę
zaczął się trząść jak galareta. Na co patrzył, co słyszał.
- Proszę bardzo. Nie gapię się wprawdzie na niego bez przerwy,
więc nie wiem, czy jest coś, co mogłam zapamiętać. Ale niech mi się
przyśni. Lepiej to niż na przykład śrubka. Nie chcę jej więcej widzieć.
Coś plusnęło w trzcinach, lekko zabulgotało pod pomostem.
- Tym razem to nie ona - stwierdził uspokajająco. - Pewnie
dlatego, że jej rola się skończyła.
- Myślisz, że morderca podrzucił ją komukolwiek i zadowolony?
Dlaczego upatrzył sobie Trzeciaka?
- Może akurat było wygodnie, a może mu się facet po prostu nie
podoba.
- Ty znowu po swojemu - westchnęła. - Tobie wystarczy, że ktoś
albo coś się nie podoba. Całkiem jak świętej pamięci ojciec
gospodyni.
- Wyrodkowy dziadek? Nie znałem, niestety.
- Byłabym zapomniała. W zasadzie u niego było dużo więcej niż
niepodobanie się. Antoniowa mówiła o prawdziwym powodzie
nienawiści do ojca Wyrodka. W ogóle chłopak miał na imię Jurek,
jeśli to ma znaczenie. Zarabiał sobie z biedy sprzątaniem w
antykwariacie i był świadkiem, jak szef kupił za bezcen zabytkowe
wydanie Pana Tadeusza. Jeszcze bardziej cenne, bo z podziemnej
drukarni. Ta pani potem chciała książkę odkupić, ale antykwariusz
powiedział, że już jej nie ma. I nasz Jurek zgłasza, że owszem jest, na
zapleczu. Wtedy ojciec gospodyni podał taką cenę, że uszom nie
wierzyli. Podobno miał na nią poważnego kupca z Warszawy, pewnie
kolekcjonera.
- O, brzydka sprawa - gwizdnął Reising. - Za takie coś w tamtych
czasach można było nawet siedzieć, gdyby ktoś się wziął za sprawę.
- Ale ten pan był dobrze ustawiony i nic mu nie zrobili.
Natomiast Jurek chciał go nakłonić do uczciwego załatwienia sprawy
przez jej nagłośnienie. Nawet ksiądz mu pomagał. Bez skutku.
- A chłopak był skończony. Biedny wariat.
- Ciekawe, co ty byś zrobił na jego miejscu?
- Na miejscu Jurka? Nie wiem, pewnie bym zagroził starszemu
panu, że mu kark skręcę, jeśli nie odda książki albo nie wyrówna
ceny. To mogłoby podziałać, bo co by antykwariuszowi przyszło z
tego, że mnie potem wsadzą? Nic. Ważne, czy by uwierzył, że to
zrobię. Ale myślę, że mógłby uwierzyć.
- Zwłaszcza gdybyś zaczął jakąś wstępną akcje. Nie wiedziałam,
że jesteś zwolennikiem przemocy fizycznej.
Janek wzniósł oczy ku niebu, którego prócz księżyca nie zdobiła
żadna gwiazda.
- Oczywiście, że nie jestem. Głęboko nią pogardzam. Ale sama
widzisz, jak fatalnie czasem się wychodzi na innych metodach.
- Widzę. I dziwię się, że w ogóle po tym zajął się Alicją. Mógł
łatwo przewidzieć finał.
- Nad tym się nie panuje - odparł z przekonaniem Reising. - No i
w ten sposób mamy jasność w sprawie Wyrodka. Liczyłem, że
przesłuchasz na tę okoliczność Antoniowa.
- A to na jakiej podstawie?
- Była spora luka w problemie i nie mogłaś jej ominąć. Innym
wystarczyła jako powód różnica w pozycji majątkowej.
- Mówisz jak Antoniowa.
- Naprawdę? Bo to jest moja pokrewna dusza, tylko o tym nie
wie.
- Lepiej się do niej z tą wiadomością nie zgłaszaj. A teraz
popatrz, kto idzie. Nessie nie przypomina, ale chyba coś
wywołaliśmy.
Nina Boguszewicz istotnie sylwetką bardzo różniła się od
szkockiego potwora, gdy dziarskim krokiem zbliżała się do pomostu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]