do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tosla dobrą chwilę przetrawiał jego słowa.
 Uwolnił wszystkich niewolników? Czemu pozostali nie zabili Egre a?
 Może zabrali go na Sowl i sprzedali?
Kapitan zastanawiał się jeszcze moment.
 I dlatego tak bardzo zależało ci na zakończeniu handlu niewolnikami?
 Owszem, to jeden z powodów.
 Taki fach raczej nie poprawia charakteru  zauważył Tosla. Spojrzał na mapę
Morza Najgłębszego przypiętą do deski po lewej ręce sternika.  Wyspa Way  mruk-
nął.  Stąd pochodzi kobieta-smok.
 Zauważyłem, że jej unikasz.
Tosla ściągnął wargi, choć na pokładzie statku nigdy nie gwizdał.
 Znasz tę piosenkę, o której wspominałem? O dziewce z Belilo. Zawsze uważałem,
że to zwykła bajka, póki jej nie zobaczyłem.
 Na pewno cię nie zje, Toslo.
 To byłaby piękna śmierć  odparł kwaśno marynarz.
116
Król roześmiał się.
 Nie prowokuj szczęścia.
 Nie ma obaw.
 Rozmawialiście przecież lekko, swobodnie. Zupełnie jakbyś próbował zaprzyjaz-
nić się z wulkanem. Ale wiesz co, chętnie obejrzałbym sobie ów prezent, który przysłali
ci Kargowie. Sądząc po stopach, wart jest zobaczenia. Lecz jak wyciągnąć go z namiotu?
Stopy są świetne, chętnie obejrzałbym kawałek kostki.
Lebannen poczuł, jak jego twarz tężeje. Odwrócił się, by nie okazywać tego towarzy-
szowi.
 Gdyby ktoś dał mi taką paczkę  dodał Tosla, spoglądając w morze  otworzył-
bym ją.
Król nie zdołał pohamować zniecierpliwienia. Tosla to dostrzegł; niewiele umykało
jego uwagi. Uśmiechnął się cierpko i umilkł. Wyszli na pokład.
 Chyba zaczyna się chmurzyć  zagadnął Lebannen.
 Na południu i zachodzie widać chmury burzowe  przytaknął Tosla.
 Wejdziemy w nie wieczorem.
Stopniowo morze stawało się coraz bardziej niespokojne. Popołudniowe słońce na-
brało odcienia mosiądzu. Ostre powiewy wiatru atakowały pokład ze wszystkich stron.
Tenar wspomniała Lebannenowi, że księżniczka boi się morza i choroby morskiej, toteż
zerknął na rufę, oczekując, że z rzędu kaczek znikną czerwone zasłony. Ale zniknęły
Tenar i Tehanu. Księżniczka wciąż tam była. Obok niej siedziała Irian. Rozmawiały.
O czym mogłaby rozmawiać kobieta-smok z Way z kobietą z haremu z Hur-at-Hur?
Czy w ogóle potrafiły się porozumieć? Pytania te do tego stopnia nie dawały mu spoko-
ju, że Lebannen ruszył w stronę daszku na rufie.
Irian uniosła wzrok i uśmiechnęła się. Miała silną, szczerą twarz, szeroki uśmiech.
Z wyboru chodziła na bosaka, nie przejmowała się ubraniem ani tym, że wiatr targał
jej włosy. Wyglądała na ładną, zapalczywą, inteligentną, prostą wieśniaczkę, gdyby nie
oczy... Miały barwę dymnego bursztynu, a gdy patrzyła wprost na Lebannena, tak jak
w tej chwili, nie potrafił w nie spojrzeć.
Już wcześniej wyraznie oświadczył, że na pokładzie nie życzy sobie żadnych dwor-
skich ceremonii, żadnych ukłonów ani dygów. Nikt nie miał zrywać się z miejsca, gdy
się zbliżył. Ale księżniczka wstała. Istotnie, jak zauważył Tosla, miała piękne stopy
 niezbyt drobne, lecz wysoko wysklepione, silne i zgrabne. Dwie smukłe stopy na bia-
łych deskach pokładu. Lebannen powoli uniósł wzrok i przekonał się, że tak jak pod-
czas ostatniego spotkania księżniczka rozsunęła zasłony, aby mógł ujrzeć jej twarz.
Oszołomiła go surowa, niemal tragiczna uroda owej twarzy w czerwonym cieniu.
 Czy... czy wszystko w porządku, księżniczko?  spytał, zająknąwszy się lekko.
Rzadko mu się to zdarzało.
117
 Moja przyjaciółka Tenar mówi, wdychaj wiatr  odparła.
 Tak  rzekł, nie wiedząc, co powiedzieć.
 Czy twoi magowie mogliby jakoś jej pomóc?  spytała Irian, także wstając. Obie
z kargijską księżniczką nie zaliczały się do niskich kobiet.
Lebannen próbował ustalić, jaką barwę mają oczy księżniczki, skoro w końcu je uj-
rzał. Niebieskie, pomyślał. Lecz przypominają błękitne opale, kryjące w sobie inne
barwy. A może sprawiało to słońce przenikające przez czerwony welon.
 Pomóc?
 Bardzo nie chce znów chorować. Miała niezwykle ciężką podróż z Wysp
Kargadzkich.
 Nie bać się  powiedziała księżniczka. Patrzyła wprost na niego, jakby rzucała
mu wyzwanie. Tylko jakie?
 Oczywiście  rzekł  oczywiście. Spytam Onyksa. Jestem pewien, że coś poradzi
 ukłonił się pospiesznie i odszedł poszukać maga.
Onyks i Seppel naradzili się, po czym zasięgnęli porady Olchy. Zaklęcie chroniące
przed chorobą morską raczej nie było domeną wykształconych i potężnych magów, lecz
czarowników uzdrowicieli. Oczywiście Olcha sam nie mógł nic zrobić, ale może pamięta
jakiś urok? Niestety, nie znał żadnego. Nigdy nie podróżował morzem, póki nie zaczęły
się jego kłopoty. Seppel wyznał, że sam także choruje w małych łódkach bądz przy złej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta