do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale wciąż jeszcze miała w szafie porządne rzeczy z lepszych
czasów. Przypomniała sobie swoją piękną, długą suknię na
pierwszy  dorosły bal. Bladobłękitna, z połyskliwego jedwabiu,
ozdobiona koronkami przy dekoldzie. Do tego niebieskie atłasowe
pantofelki...
O, Boże! Ta suknia leży przecież w kufrze, który zabrała z
domu! Nawet go nie rozpakowała; nie miała ochoty go otwierać,
bo wyciąganie każdej rzeczy budziło smutek. Leży tam,
przełożona delikatną bibułką, z wszystkimi dodatkami... Jej
pierwszy bal i to jedwabne wspomnienie po przetańczonej nocy,
kiedy świat wydawał się taki czarodziejski...
No i co z tego, że ma tę suknię? To jej pamiątka, której nie
pozwoli sprofanować w jakiejś operetce!
Tylko że wtedy ta zrozpaczona dziewczyna nie dostanie swojej
życiowej szansy. A piękny strój bezużytecznie ze tleje w kufrze.
A może to znak od świętej Katarzyny?
Dorota zerwała się z krzesła, zdziwionym kobietom rzuciła
tylko przez ramię  Zaraz wracam!  i pobiegła po schodach na
mansardę. W nogach jej łóżka stał solidny kufer podróżny.
Niewiele myśląc otworzyła go, rozgarnęła kilka warstw
materiałów i wyciągnęła sukienkę. Strzepnęła ją i jedwab nabrał
życia. Z bocznej przegrody wyciągnęła pantofelki na francuskim
obcasie, a potem przewiesiła sobie jeszcze przez ramię srebrzysty
szal. Z tym wszystkim zeszła na dół.
Kiedy przewiesiła suknię przez oparcie krzesła, pani Otylia
westchnęła tylko nabożnie:  Zwięci pańscy!
Zuzanna nic nie mówiła; siedziała nieruchomo, patrząc
rozszerzonymi oczami na coś, co w pierwszej chwili uznała za
miraż. To niemożliwe! To się nie zdarza takim jak ona, żeby nagle
taki cud... Ostrożnie wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła sukni.
Była prawdziwa.
Dziewczyna podniosła pytające spojrzenie na Dorotę. Ta
skinęła głową i dodała:  Mogę ją pani pożyczyć. Jeżeli pani
odpowiada  dodała, nie wiedząc, jak sobie wytłumaczyć
milczenie Zuzanny.
Nie zdążyła dokończyć zdania, bo dziewczyna wstała
gwałtownie i prawie rzuciła jej się na szyję.
 Mów mi Zuza!  zawołała radośnie odmieniona,
promieniejąca zachwytem.  Jezus Maria! Nie przypuszczałam, że
z ciebie taka równa dziewczyna. Pani Otylia powiedziała mi, że
jesteś prawdziwą hrabianką, więc myślałam, że będziesz zadzierać
nosa. A ty nie tylko chciałaś mnie pocieszyć, ale jeszcze własną
suknię...
Zuza porwała strój z krzesła, przyłożyła do siebie i podeszła do
lustra.
 Będę wyglądała, że no... pierwszorzędnie! Zbaranieją z
wrażenia, zobaczycie! Chyba jest w sam raz na mnie, no, może
troszeczkę trzeba będzie skrócić. Pozwolisz? Potem wszystko
zrobię tak, jak było.
Dorota, która już pogodziła się z utratą sukni, a o pożyczeniu
jej mówiła wyłącznie z grzeczności, żeby nie krępować
dziewczyny kosztownym darem, skinęła głową.
 Może pani... możesz zrobić z nią wszystko, co konieczne. Tu
jest do niej szal i pantofelki.
Pantofelki okazały się odrobinę za duże, ale to nie był żaden
problem; można czubki wypchać watą. Szal natomiast,
kunsztownie upięty na starej sukni, odmieni ją nie do poznania. I
będą dwa stroje!
Dorota uznała, że może się już pożegnać. Podziękowała pani
Otylii, która dała jej dla ojca kilka świeżo upieczonych
drożdżowych bułeczek, zawiniętych w nieskazitelnie białą,
wykrochmaloną serwetkę.
Zuza, pochylona znów nad suknią, podniosła na nową
przyjaciółkę rozjaśnione oczy.
 Nigdy ci tego nie zapomnę. Jak będziesz czegoś
potrzebowała, to wal do mnie jak w dym.
 Dziękuję  odparła Dorota z uśmiechem. I życzę sukcesu.
 Nie wolno tak mówić, bo można zapeszyć!  zmarszczyła
brwi Zuza.  %7łycz mi złamania karku.
 No to życzę. Bądz zdrowa.
Idąc do siebie Dorota czuła spokój i jakieś rozradowanie. Nie
żałowała swego daru. Poczuła sympatię do tej szczerej
dziewczyny o żywiołowym temperamencie, która tak mocno
umiała się martwić i cieszyć. Ją samą uczono panować nad
uczuciami i chować je za parawanem dobrych manier. Trochę
zazdrościła Zuzannie tej swobody bycia sobą.
No, ale opanowanie i formy towarzyskie też mają swoją
wartość. Tak powiedziałaby zapewne ciocia Hermina. Ale ona nie
zdobyłaby się chyba na to, żeby komuś życzyć złamania karku.
I to na scenie w operetce!
Następnego dnia, kiedy szła do pracy, przypomniała sobie, że
czeka ją dziś wizyta u państwa Lebrottów. Ogarnęło ją niemiłe
uczucie  ni to tremy, ni to niechęci. Jakoś nie ciągnęło jej na
salony możnych i bogatych, szczególnie teraz, kiedy próbowała
wejść w skórę samodzielnej, zarabiającej na siebie kobiety. No,
ale nie było wyjścia, właśnie to zadanie stanowiło część jej nowej
roli.
Tak była zamyślona wchodząc do bramy, że nawet nie
rozglądnęła się za nieznajomym. Nie pokazał się i coś jej mówiło,
że dziś go nie zobaczy, ale to nic nie szkodzi. Może jutro...
Z marzeń wyrwał ją na dobre głos pana Bergera, który wydawał
jej szczegółowe instrukcje dotyczące prezentacji klejnotów, a
także środków ostrożności, które należy ^zachować podczas drogi
tam i z powrotem.
Dorota kiwała głową, starając się zapamiętać rodzaje szlifu,
oprawy i historię poszczególnych precjozów. Jedna z nich ją
nawet zainteresowała.
 Ta kolia  mówił z nabożeństwem pan Berger  należała
podobno do Cleo de Merode. Była jedną z najbardziej
podziwianych kobiet w stolicy Francji epoki fin de siecle u.
W roku 1890 otrzymała tytuł królowej piękności Paryża.
Zakochał się w niej król Belgów, Leopold II i zaproponował jej 
tu jubiler dyskretnie zniżył głos  rezydencję w Brukseli i willę w
Ostendzie. Nie zgodziła się zostać królewską faworytą  głos pana
Bergera zabrzmiał przyganą  wolała nadal tańczyć w operze.
Tym niemniej przyjęła od zakochanego monarchy kilka dowodów
uwielbienia, a ta szmaragdowa kolia to właśnie jeden z nich.  Z
takim uśmiechem, jakby sam poczuł się obdarowaną gwiazdą,
podniósł do światła kunsztownie oprawione, migające zielenią
kamienie.
 A jak pan wszedł w posiadanie tego klejnotu? 
zainteresowała się Dorota.  Czyżby słynna tancerka,
zakończywszy karierę, musiała wyzbywać się dowodów podziwu
od swoich wielbicieli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta