[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Najpierwsz¹ wizytê oddaliSmy s³awnej naówczas tanecznicy opery francuskiej. Ledwom móg³
uwierzyæ w³asnym oczom, gdym ogl¹da³ wytwornoSæ meblów, szacunek klejnotów, obszer-
noSæ domu, delikatnoSæ sto³u, do którego wkrótce mia³em honor byæ przypuszczonym. Na-
ucza³ mnie jegomoSæ pan hrabia, jak trzeba zawdziêczaæ takowe dystynkcje i jak mam w bo-
gatych podarunkach utrzymywaæ wspania³oSæ narodow¹. Korzysta³em z nauki, a na funda-
mencie kredytowego listu i wekslów bardzo czêsto oddawa³em wizytê mojemu bankierowi.
Dziwi³a mnie ludzkoSæ kupców i rzemieSlników, daj¹cych wszystko na kredyt.
Wspania³a moja rozrzutnoSæ uczyni³a mnie s³awnym po ca³ym Pary¿u i zniewoli³a serce ujê-
te wdziêkami jejmoSci panny La Rose. Z jej rozkazu naj¹³em ma³y domek na przedmieSciu,
z piêknym ogrodem; a ¿e wpodle mia³ taki¿ domek marsza³ek jeden francuski, tak mój wy-
meblowa³em kszta³tnie, i¿ przezwyciê¿y³em dot¹d niezwyciê¿onego mojego s¹siada.
Moda by³a naówczas w Pary¿u woziæ siê w kolaseczkach, które tam zowi¹ cabriolet. Kaza-
³em zrobiæ cztery od z³ota i srebra, akomodowane do czterech czêSci roku; ale gdy woziæ siê
samemu przysz³o, niedobrze Swiadom stangreckiego rzemios³a, na Sród ulicy wywróci³em siê
na kamienie, a w tym szwanku wybi³em dwa zêby, rozci¹³em sobie wargê i wywichn¹³em
praw¹ nogê.
Mi³osierni ludzie zanieSli mnie do bliskiego cerulika; opatrzony doskonale, w domu moim
us³ysza³em fatalny wyrok, i¿ kuracja kilka niedziel zabawi. Bola³a, mnie strata drogiego cza-
su. Ca³¹ nadziejê po³o¿y³em w kompanii jegomoSci pana hrabi i kilkunastu poufa³ych od ser-
ca przyjació³.
40
ROZDZIA£ SZESNASTY
Ju¿em zaczyna³ do siebie przychodziæ, gdy raz, nie mog¹c siê doczekaæ na wieczerz¹ jego-
moSci pana hrabi, pos³a³em do jego stancji. Przybieg³ zadyszony kamerdyner oznajmuj¹c, i¿
jad¹cego do mnie pana warta miejska otoczywszy zaprowadzi³a do publicznego wiêzienia.
Zmiesza³a nas niezmiernie ta awantura; wtem nieznajomy cz³owiek przyniós³ mi takowy bilecik:
Kochany Przyjacielu! Zaklinam Ciê na wszystkie obowi¹zki, wyrwij z ostatniej toni. ¯yciem
ods³ugiwaæ bêdzie uczynnoSæ Twoj¹
Fickiewicz
Gdym siê oddawcy pyta³, sk¹d ten bilet - opowiedzia³, i¿ jegomoSæ pan hrabia siedzi w wiê-
zieniu zwanym Fort l Eveque, za naleganiem kupców, rzemieSlników i innych ichmoSciów,
którym znaczne sumy winien. Odpisa³em natychmiast, obliguj¹c, aby nam regestr d³ugów
przys³a³. W godzinê przyniesiono: wynosi³y na nasz¹ monetê dwadzieScia dwa tysi¹ce sie-
demset dziewiêtnaScie z³otych. Wspania³oSæ umys³u i punkt honoru narodowy przezwyciê¿y³
ekonomiczne konsyderacje. Na fundamencie mojego kredytu zarêczy³em za jegomoSæ pana
hrabi i wyszed³ natychmiast rozkaz uwolnienia go z wiêzienia.
Solenizuj¹c tak heroiczn¹ akcj¹ zaprosi³em na wieczerz¹ wszystkich naszych wspólnych przy-
jació³; pos³a³em po jegomoSæ pana hrabiego karetê mod¹ paradn¹. Nie zasta³a go w wiêzie-
niu, a co gorsza, i w stancji; gospodarz tylko moim ludziom powiedzia³, i¿ jegomoSæ pan hra-
bia spieniê¿ywszy w godzinie, co siê z sprzêtów zosta³o, wsiad³ w karetê pocztow¹ i wyje-
cha³ z Pary¿a.
¯e siê dobre z³em p³aci, nauczy³o mnie smutne doSwiadczenie; gdyby siê by³o skoñczy³o na
nauce, by³aby rzecz znoSniejsza, ale po wysz³ym ju¿ roku bytnoSci paryskiej, gdy trzy razy przy-
s³ane z Polski weksle po³owê tylko zap³aci³y tego, co siê bankierowi nale¿a³o, nie chcia³ ju¿
dalej na kredyt dawaæ; kupcy, rzemieSlnicy zaczêli siê naprzykrzaæ. Chc¹c uspokoiæ d³u¿ników
napisa³em do domu, aby mi pieniêdzy tyle, ile potrzeba by³o, przys³ano. Gdy z niecierpliwoSci¹
responsu i wekslów czekam, odbieram list, w którym mi donosz¹, i¿ ów dawny adwersarz wy-
gra³ sprawê w trybunale, a uczyniwszy plenipotentowi mojemu cesj¹ prawa swego, ten na fun-
damencie przyznanych szkód ekspens prawnych, grzywien za ekspulsj¹ i sum sobie nale¿¹cych
ostatni¹ czêSæ woln¹ substancji mojej, Szumin z przyleg³oSciami, zajecha³.
Utrzymywa³y jeszcze resztê kredytu i reprezentacji mojej coraz zastawiane pod przepadkiem
lichwiarzom galanterie i fanty. Gdy i tych brak³o, a owi d³u¿nicy, którym za jegomoSæ pana
hrabi rêczy³em, zaczêli proces, nie maj¹c ¿adnego sposobu do ich uspokojenia, boj¹c siê losu
mojego przyjaciela, spieniê¿ywszy kryjomo resztê fantów, wzi¹³em pretekst przeja¿d¿ki, a do-
pad³szy pierwszej poczty wsiad³em na konia i udaj¹c kuriera takem spieszno umyka³, i¿ na-
zajutrz by³em ju¿ w granicach Flandrii austriackiej. W Mons tylko przenocowawszy puSci-
³em siê ku Holandii i nie zatrzymuj¹c siê w ¿adnym mieScie, stan¹³em w Amszterdamie.
41
Miasto to, stolica handlu ca³ego Swiata, widokiem niezliczonych ciekawoSci innego czasu
by³oby mnie bawi³o nieskoñczenie; w tej, w której zostawa³em, sytuacji na siebie jedynie
mia³em obrócone oczy. Ogo³ocony ze wszystkiego, d³ugami obci¹¿ony za granic¹ i w ojczyx-
nie, mia³em siê za zgubionego. MySl rozpaczaj¹ca nie zastanawia³a siê na niczym.
Raz, gdym zatopiony w takowych refleksjach, nad portem chodzi³, przybli¿y³ siê ku mnie
kapitan jednego okrêtu, który mia³ z portu wychodziæ.
Gdy mnie pyta³ o przyczynê tak g³êbokiej melancholii, odkry³em mu stan mój okropny;
a gdym siê od niego dowiedzia³, ¿e do Batawii wyje¿d¿a, przysz³a mi w tym punkcie mySl
puSciæ siê w tamte kraje; przyj¹³ z ochot¹ moje proSby i zaraz nazajutrz, za nadejSciem do-
brego wiatru, puSciliSmy siê na morze.
42
ROZDZIA£ SIEDEMNASTY
Okrêt nasz by³ wojenny, o szeSciudziesi¹t armatach; wióz³ do Batawii urzêdników tamtejszej
regencji. Oprócz majtków i ¿o³nierzy by³o nas podró¿nych kilkunastu. Pierwsze morskie ko-
³ysania sprawi³y we mnie zwyczajny skutek znacznej s³aboSci. Poma³u wdro¿y³em siê do tego
nowego sposobu ¿ycia. Wiatry jednostajnie pomySlne przypêdzi³y nas w doSæ krótkim czasie
do Wysp Kanaryjskich ; tam wysiedliSmy na l¹d dla wody Swie¿ej i prowiantów. Dla niesta-
tecznych wiatrów kilka razy musieliSmy wysiadaæ i odpoczywaæ u brzegów afrykañskich.
Kraje te, którem ogl¹da³, doSæ s¹ znajome z wielorakich relacji; nie s¹dzê wiêc za rzecz potrzebn¹
powtarzaæ to, co drudzy ju¿ obwieScili. Doje¿d¿aj¹c do Cyplu Dobrej Nadziei, koñcz¹cego Afrykê,
szturm wielki znacznie sko³ata³ nasz okrêt; a ¿e czasy niebezpieczne do ¿eglugi nastawa³y, zatrzy-
maliSmy siê tam kilka miesiêcy. Okrêt do Batawu odmieniono, a co gorzej, i komendanta, który
zostawszy od Rzeczypospolitej nominowanym na znaczny urz¹d, musia³ do ojczyzny powracaæ.
Nastêpca jego by³ cz³owiek surowy i nieobyczajny, jak pospolicie bywaj¹ ci, którzy ca³e ¿ycie
na morzu trawi¹. Rad bym by³ zostaæ siê na tamtym miejscu, ale nie widz¹c tam ¿adnego
sposobu do zarobku, za rad¹ przesz³ego komendanta, listami jego rekomendacjalnymi wspar-
ty, puSci³em siê do Batawii. Ju¿eSmy byli z doSæ dobrym wiatrem znaczn¹ czêSæ podró¿y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]