[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wokaliście.
Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie mocno. Już nie mogła mieć
wątpliwości, do czego zmierza.
- Ty chcesz dzieci - podsumował. - Ja też. Więc na co czekać?
Uśmiechając się obleśnie, wpił się w jej usta.
Wade otworzył drzwi i zatrzymał się na progu restauracji. Ciekawe, jak
Geneva się bawi.
Przez chwilę stał, przyzwyczajając wzrok do przytłumionego światła.
Przesunął spojrzeniem po stolikach. Miał zamiar tylko zobaczyć, czy wszystko
w porządku. Gdy już się upewni, spokojnie wróci do domu.
Albo poczeka na parkingu, aż wyjdą z restauracji i wsiądą do auta.
Wszedł kilka kroków do środka, gdy nagle ktoś chwycił go za koszulę. W
półmroku dostrzegł dziewczynę w kusej czerwonej sukience. Długie,
- 71 -
S
R
nastroszone włosy sterczały we wszystkich kierunkach. Dziewczyna pogłaskała
go wymownie po ramieniu.
- Zatańczymy, kotku?
W tym momencie kątem oka dostrzegł jakieś zamieszanie na parkiecie.
Wychylił się, by lepiej widzieć. Jakaś dziewczyna szarpała się z
przytrzymującym ją mężczyzną. To oni!
W tej właśnie chwili Geneva zamierzyła się, ale Cary chyba tego nie
zauważył. Miała rozmazaną szminkę, zbyt głęboko odsłonięty dekolt sukienki, a
starannie wcześniej upięte włosy teraz spadały bezładnie.
Zagotowało się w nim. Grzecznie acz stanowczo odsunął zagradzającą mu
drogę dziewczynę i pobiegł w kierunku parkietu. W tej samej chwili rozległ się
odgłos wymierzonego policzka.
Nadeszła pora na niego.
- Skarbie, zle mnie zrozumiałaś. - Cary popatrzył na Genevę ze szczerym
niedowierzaniem. - Chciałem tylko, byś wiedziała, co do ciebie czuję. No, nie
bądz taka.
Przyciągnął dziewczynę do siebie, zamierzając znowu ją pocałować. Co z
tego, że jest wykształconym człowiekiem, skoro pewne rzeczy zupełnie do
niego nie docierają. Geneva, nie zastanawiając się wiele, boleśnie nastąpiła mu
obcasem na nogę. Cary odskoczył jak oparzony. Już miał się cofnąć, gdy mocna
męska dłoń schwyciła go za kołnierz, zmuszając, by się odwrócił.
Wade był blady z wściekłości. Z ustami zaciśniętymi w wąską linię złapał
Cary'ego za koszulę na piersi, zaparł się stopami o podłogę i zbierał się do ciosu.
Zasłużył sobie na to, nie ma dwóch zdań, w ciągu sekundy
przemknęło jej przez myśl. Jednak Wade jest teraz w takim stanie, że to
będzie nierówna walka. W ostatniej chwili schwyciła go za rękę, wręcz uwiesiła
się jego ramienia.
- Nie! Proszę! - wykrzyknęła.
- 72 -
S
R
Zaskoczony Wade zawahał się, jednak nie zdążył całkowicie wyhamować
ciosu i pociągnięta przez jego ramię Geneva poleciała do przodu. Upadając,
spostrzegła, jak pięść Wade'a lekko się omsknęła i uderzyła Cary'ego w
policzek. Widziała, jak przez mgnienie walczy ze sobą. Chciał poprawić cios,
powstrzymał się jednak i pochylił nad nią, by pomóc jej wstać. Widząc wyraz
jego twarzy, domyśliła się, że musi wyglądać fatalnie. Obciągnęła sukienkę,
która podwinęła się przy upadku. Guzik przy dekolcie wisiał na jednej nitce.
- Och, Gen - powiedział cicho i w niemym geście rozłożył ramiona. Nie
wahała się nawet przez sekundę.
Popatrzył na siedzącą obok dziewczynę. Zwiatła przejeżdżających
samochodów oświetlały jej twarz. Zależało mu, by jak najszybciej odstawić ją
do domu, nim całkiem się rozklei. Jak na razie trzyma się zaskakująco dobrze.
- Gen, przepraszam - odezwał się, nakrywając dłonią jej drżące palce. -
Gdybym wiedział, że tak to wyjdzie, nigdy bym cię z nim nie poznawał.
- To nie twoja wina. - Głos jej się łamał. Chrząknęła. - Byłam zaślepiona,
myślałam tylko o jednym. A przecież nie mam doświadczenia. Mało chodziłam
z chłopakami, szybko wyszłam za mąż. A od tamtej pory czasy się bardzo
zmieniły.
Wade ścisnął jej palce. Przejeżdżali przez bramę.
- Być może czasy się zmieniły, ale tak czy inaczej facet nie ma prawa
wymuszać rzeczy, na jakie dziewczyna nie ma ochoty.
Splotła swoje palce z jego palcami, popatrzyła mu prosto w oczy.
- Nie wiem, co by było, gdybyś się nie pojawił...
Urwała gwałtownie, maleńka łza spłynęła jej po policzku.
Byli już prawie w domu, ale nie chciał jej teraz tak zostawić. Samej,
zdanej tylko na siebie, rozżalonej i nieszczęśliwej. W takiej chwili człowiek
potrzebuje kogoś bliskiego, kogoś, kto zrozumie i pocieszy, kto pomoże
spojrzeć na wszystko bardziej obiektywnie.
- 73 -
S
R
Zamiast skręcić w stronę domu, zjechał na lewo i minął budynek klubu.
Nie zatrzymał się, tylko jechał dalej przez pole golfowe.
- Wade, co ty robisz? Zniszczysz trawę.
Miała rację, ziemia jeszcze była miękka po popołudniowym deszczu, ale
jakie to ma znaczenie.
- Nie przejmuj się, to się szybko naprawi. - Z pewnością łatwiej niż jej
zdruzgotaną duszę. Zatrzymał samochód przed starym dębem o rozdwojonym
pniu, wyjął z bagażnika koc. - Pomyślałem, że dobrze ci zrobi, jak siądziesz
sobie na chwilę i popatrzysz na rozgwieżdżone niebo. W ten sposób ochłoniesz,
uspokoisz nerwy. Potem wrócimy do domu.
Podejrzliwym spojrzeniem obrzuciła koc, przeniosła wzrok na Wade'a.
Nie poruszyła się.
- Gen, daj spokój. - Wyciągnął koc w jej stronę. - To tylko po to, byś nie
zniszczyła sukienki. - Wskazał ręką na wijącą się, obrośniętą krzakami ścieżkę. -
Gdy byłem mały, przychodziłem tutaj, by uciec przed problemami.
Zawahała się, jednak po chwili dołączyła do niego. Zcieżką doszli do
niewielkiej polanki tuż przy strumyku. Blask księżyca posrebrzył trawę. Wade
rozłożył koc, poczekał, aż Geneva usiądzie, potem opadł obok niej. Objął
rękami kolana.
Przez dłuższą chwilę przyglądała mu się w milczeniu, próbując odgadnąć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]