do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zranienia druga skóra Narcyza. Po kilku minutach zasnął.
Gdy obudził się, jak przez mgłę zobaczył nad sobą jej niewyrazną twarz. Jaskrawy makijaż,
popielate, rozczesane równiutko pośrodku głowy włosy z ładnym połyskiem, wyrazne kości
policzkowe, białe policzki, czerwona plama ust. Przeraził się, chociaż nie wiedział czego. Głowa
pękała mu z bólu. Uniósł się na łokciu, ale mruknęła: - Leż. Otworzył usta, chciał ją o coś zapytać,
ale z ust wydobył się tylko gęsty, zmieszany ze śliną dzwięk. Przyjrzała mu się z niepokojem. Na
prześcieradle w kilku miejscach pojawiły się świeże ślady krwi, plamki po niezagojonych
skaleczeniach na plecach i biodrze. Znowu zasnął. We śnie uciekał przed wirującą chmurą ognia
długimi, ceglanymi tunelami, które nie chciały się skończyć. Budził się i znowu zasypiał. Gdy
otwierał oczy, karmiła go herbatą, ostrożnie dmuchając na łyżeczkę.
223
Makijaż
Po dwóch dniach powoli wstał z łóżka. Męczące przechodzenie z jawy w sen, noc podobna do dnia,
miał już tego dość. Gdy weszła do pokoju koło dziesiątej, stał przy oknie okryty prześcieradłem. Z
szafy wyciągnęła czyjeś ubranie. Biały sweter, ładny, norweski wzór, na piersiach turkusowe
renifery, spodnie z drelichu, flanelowa koszula w czerwoną, szkocką kratkę. Ubrała go ostrożnie.
Posadziła na dywanie. Sama usiadła naprzeciwko. Czarne obcisłe spodnie, bose stopy, zaróżowione
pięty. Bluzka z szarego jedwabiu rozpięta pod szyją.
Patrzył na nią. Miała twarz starannie pokrytą białym pudrem, róż na policzkach, czarny tusz na
rzęsach, na powiekach ciemnozielone cienie. Oczy wilgotne, błyszczące, przedłużone czarną kreską.
Wyglądała jak aktorka z teatru kabuki, nadmiernie wyrazista, nie wiedział: odpychająca czy
pociągająca. Było w niej coś z klauna - tak pomyślał przez moment. Usta, starannie pociągnięte
karminową szminką, twardo obrysowane konturówką, mocno odbijały od upudrowanych policzków
bolesną, czerwoną plamą. Ten mocny, przesadny azjatycki makijaż, zupełnie niepotrzebny o tej porze,
tylko go spłoszył. Na cóż to wszystko? Palcami wygładziła jedwab
224
bluzki - delikatne skubnięcie ptasiego puchu, miękki gest, który go zawsze u kobiet zachwycał.
Wąskie, zręczne dłonie. Zaczęła coś mówić, widział czerwoną, poruszającą się plamę ust, ale gdy
kazała mu powtórzyć to, co powiedziała, nie umiał.
Przeklęte zmęczenie! Słowa, które usłyszał, odkleiły się od znaczeń. Jakby dobiegały zza grubej
szyby. Pusty dzwięk. Rozsypane kamyki. Znaczki pocztowe odklejone od listu. Chciał je skleić na
powrót z obrazami rzeczy, ale pomiędzy mowę i świat wkradło się coś trzeciego, co brzęczało w
głowie jak uprzykrzona osa między szybami zimowego okna.
Więc ona chce go uczyć mówić? Cóż za niedorzeczność! Przecież chyba widzi, że mówi najzupełniej
normalnie! Pokazała mu palcem wysoki świerk za oknem, powiedziała:  drzewo". Ale słowo, które
usłyszał, nie dawało się złożyć w całość. Strzępki głosu wirujące w głowie. Zaraz! Jak to możliwe?
Poruszył ustami, starał się powtórzyć to, co powiedziała, ale nic z tego nie wyszło. Nie pojmował, co
się właściwie stało.
Uspokajająco pogłaskała go po ramieniu. Ruch palców dotykających spłoszonego gołębia.
Przeniknęło go nagłe wzruszenie, niezrozumiałe, bo wciąż płoszył go ten jaskrawy makijaż. Potem
podała mu czerwony, okrągły owoc z połyskliwą skórką. Powiedziała spokojnie:  jabłko". Wziął w
palce ciepły od słońca owoc, obejrzał go ze wszystkich stron. Cóż za śmieszne, małpie gesty! Jakby
nie wiedział, co to jest! Delikatnie pogładził opuszkami pachnącą skórkę. Sprawdzał coś? Jakąś
nieuchwytną barwę na powierzchni, blask, szklistość? Przecież to zwykłe jabłko! A jednak choć
wiedział, że trzyma w palcach jabłko, nie potrafił uchwycić żadnej różnicy między czerwienią owocu
a czerwienią słońca - równie ciepłą! Przecież to była ta sama czerwień, ten sam zapach. Czy nie
powinna nazywać się tak samo?
Gdy podała mu coś okrągłego, z chrupiącą, brązową skórką, odłamał kawałek, wziął w palce,
powąchał. Powie-
225
działa:  chleb". Ale on - co go przeraziło - usłyszał  krew". Przez głowę przeleciały jakieś odległe,
mętne obrazy: złoty kielich na białym obrusie, zielona stuła z haftem w liście winorośli, okrągły
opłatek na języku, ksiądz w czarnej sutannie. Wzięła go za rękę. Ze szklanki wylała na palce trochę
zimnych kropel. Powiedziała:  woda". Lecz coś paskudnie złośliwego, co brzęczało w głowie jak
mucha w pajęczynie, sprawiło, że zlizując z palców  wodę", poczuł na języku  wino". Panicznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta