X


do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Doceniam, że chcecie być blisko Erica. Przyznam
nawet, że dobrze mu to robi. Potrzebował mężczyzn
w swoim życiu. I potrzebował dowiedzieć się więcej
o swoim ojcu.
Jake widział, że to wyznanie dużo ją kosztuje.
- Ale nie jesteście mu winni nic ponad uczucie.
- Mylisz się. - Jake położył ręce na jej ramionach. Wy�
czuł jej napięcie, ale nie wyzwoliła się spod jego dotyku.
- Jesteśmy mu winni to, co należałoby do Maca.
- Co masz na myśli? - Jake czuł bijącą od niej zimną
siłę i gotowość do walki. Czy jest coś bardziej dzikiego
niż matka osłaniająca swoje młode?
Cooper oderwał się od warsztatu i stanął obok Jake'a.
Sam zajął miejsce po jego drugiej stronie. Teraz wszy�
scy trzej Lonerganowie stali naprzeciw Donny jak jeden
mąż.
- Tamtego ostatniego lata - zaczął Jake, nie odrywa�
jąc spojrzenia od Donny - Mac i ja wymyśliliśmy taki...
- przerwał i wzruszył ramionami. - Nie wdawajmy się
w szczegóły...
- Dzięki - mruknął Cooper. - Nie cierpię, kiedy roz�
wodzisz się nad częściami silników.
- Cicho - uciszył go Sam i szturchnął Jake'a, żeby mó�
wił dalej.
- Wymyśliliśmy takie małe ustrojstwo do silników
- ciągnął Jake, wspominając godziny, które spędzili ra�
zem z Makiem w tej stodole. - Podnosi ono wydajność
i pomaga przejechać więcej na jednym baku. Z pomocą
Domowe ognisko 103
dziadka i chłopaków sprzedaliśmy ten pomysł wielkim
fabrykom i...
- On chce powiedzieć - wtrącił Sam - że dochody
z tego małego  czegoś" to całkiem poważne pieniądze.
- No i co w związku z tym? - szepnęła Donna.
- No i... - Jake zacisnął dłonie na jej ramionach, na�
tarczywie wpatrując się w jej oczy - każdy z nas dosta�
je ćwierć sumy. Co roku oddawaliśmy część Maca róż�
nym organizacjom charytatywnym. Teraz, kiedy wiemy
o Ericu, chcemy, żeby to on ją dostawał.
ROZDZIAA DZIEWITY
Donna z niedowierzaniem patrzyła na rozognione
spojrzenia Jake'a, Sama i Coopera. Boże, jak to możliwe,
że zaledwie pięć minut temu żywiła do nich same cie�
płe uczucia? Obudził się w niej gniew. Cała trójka sta�
ła nieruchomo, gapiąc się na nią w oczekiwaniu na jej
reakcję.
Nie zawiedzie ich oczekiwań.
- Ach, tak - zaczęła, cedząc przez zaciśnięte zęby. -
Czy dobrze rozumiem? Co roku oddajecie część Maca
na jakieś cele dobroczynne?
- Tak - odpowiedział Jake z uśmiechem.
- I teraz to my mamy być waszym nowym celem do�
broczynnym?
Uśmiech Jake'a znikł.
Trzej Lonerganowie wyglądali, jakby ktoś uderzył
ich w głowę. Trzy pary oczu rozszerzyły się, trzy szczę�
ki opadły nisko, a na wszystkich trzech twarzach poja�
wił się niepokój.
- Nic takiego nie powiedziałem - wybuchnął Jake.
- Powiedziałeś. - Donna wysunęła się spod jego ra�
mion, aby ciepło jego dłoni nie mąciło jej umysłu.
Domowe ognisko
105
Drżała z wściekłości. Była zażenowana, zła i... odczu�
wała zbyt wiele emocji, żeby móc od razu je wszystkie
zidentyfikować.
- Cholera, Jake. - Sam popchnął kuzyna, a ten cofnął
się o parę kroków.
- Wiedziałem, że to schrzanisz. - Cooper wyciągnął
oskarżycielsko palec i spojrzał na Jake'a z pogardą.
- Ale co ja takiego powiedziałem? - Jake nie zwracał
uwagi na kuzynów i patrzył na Donnę. - Co, do diabła,
złego powiedziałem?
- Zdaje się, że wszystko - burknął Sam i rzucił Coo�
perowi wściekłe spojrzenie. - Mówiłem ci, że nie po�
winniśmy pozwolić, żeby to on o tym powiedział.
- Nie pomagasz - zatrzymał go Cooper.
- Cały czas nie wiem, co zle powiedziałem - skarżył
się Jake, opuszczając bezradnie ręce.
- Pozwól więc, że ci to wyjaśnię - syknęła Donna,
podchodząc do niego i dzgając palcem wskazującym je�
go klatkę piersiową przy każdym słowie. - Nie jesteśmy
waszym najnowszym celem dobroczynnym. Mój syn i ja
nie potrzebujemy jałmużny od Lonerganów. Dobrze so�
bie radzimy. Zawsze tak było i tak będzie.
- Przecież nie powiedziałem, że jesteście celem do�
broczynnym. Ja tylko...
- Nie musisz tego powtarzać. - Donna walczyła z chę�
cią wymierzenia mu kopniaka.
- Nie tak to sobie zaplanowaliśmy - wtrącił Cooper.
- Co ty powiesz? - Jake niemal krzyknął.
- Cóż, ja i Cooper teraz sobie stąd pójdziemy. - Sam
106 Maureen Child
obszedł Jake'a i pociągnął drugiego kuzyna do wyjścia.
- Donno, ty i Jake musicie się uspokoić. Zobaczymy się
z wami w domu, jak już będzie po bitwie.
Nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem. Nie dotar�
ło do niej, co powiedział Sam. Jej wzrok utkwiony był
w Jake'u.
- Jake, jak mogłeś tak powiedzieć? - Przełknęła ślinę,
starając się rozluznić zaciśnięte gardło. - Jak mogłeś na�
wet pomyśleć, że się na to zgodzę?
- Cholera, Donno - nie ustępował. - Ty specjalnie
wszystko przekręcasz.
- Och, chyba przedstawiłeś to wystarczająco jasno.
- Najwyrazniej nie - mruknął.
Znowu uderzyła go palcem.
- Ależ tak. Teraz, kiedy wiesz o Ericu, potraktujesz go
jako swój prywatny ceł dobroczynny. Otóż nie, dziękuję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta