[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pani Eldritch. Miała miłą pokojówkę, wprost świetnie czyściła posadzki. Była bardzo
dokładna i trochę za często polerowała podłogę w łazience. Raz, kiedy pani Eldritch
wychodziła z wanny, korkowa mata wyśliznęła jej się spod stóp; upadła tak nieszczęśliwie,
że złamała sobie nogę. Drzwi łazienki były oczywiście zamknięte, więc ogrodnik musiał
przystawić drabinę i wejść przez okno. Było to okropnie krępujące dla pani Eldritch, osoby
bardzo skromnej i wstydliwej.
Edward poruszył się niecierpliwie.
- Och, wybaczcie mi - powiedziała natychmiast panna Marple. - Często zbaczam z tematu.
Ale jedna sprawa zwykle przywodzi na myśl drugą. Czasami to pomaga. Chodziło mi jedynie
o to, że jeśli spróbujemy się skupić i zastanowić nad prawdopodobnym miejscem...
Edward przerwał jej z irytacją:
- To pani się skupi, panno Marple. Nasze mózgi są już kompletnie puste.
- Och, mój Boże. To rzeczywiście musiało być dla was męczące. Jeśli się zgodzicie, przejrzę
to wszystko - wskazała leżące na stole kartki. - O ile nie ma w nich nic prywatnego. Nie
chciałabym być wścibska.
- Ależ skąd. Chociaż obawiam się, że nic pani nie znajdzie.
Panna Marple usiadła przy stole i zaczęła metodycznie przeglądać stos dokumentów.
Odkładając na bok przeczytane kartki, automatycznie dzieliła je na schludne kupki. Kiedy
skończyła, na chwilę zapatrzyła się przed siebie.
- I co, panno Marple'? - zapytał Edward, trochę złośliwie.
Panna Marple raptownie powróciła myślami do rzeczywistości.
- Przepraszam was. Bardzo mi to pomogło.
- Znalazła pani coś istotnego?
- Nie, nic takiego. Ale teraz wiem już, jakiego rodzaju człowiekiem był wuj Mathew. Trochę
przypomina mojego wujka Henry'ego. Lubił raczej oczywiste żarty. Był starym kawalerem.
Ciekawe, dlaczego. Może jakieś rozczarowanie w młodości? Metodyczny, ale nie chciał się z
nikim wiązać. Zresztą niewielu kawalerów ma na to ochotę.
Charmian dała znak Edwardowi za plecami panny Murple. Miał znaczyć: Pomieszało się jej
w głowie". Panna Marple radośnie ciągnęła opowieść o wuju Henrym.
- Uwielbiał słowne żarty. Niektórych wyprowadza to z równowagi. Cóż, rzeczywiście gra
słów może być irytująca. Był też bardzo podejrzliwy. Uważał, że służba go okradała.
Zdarzało się to czasami, oczywiście, ale przecież nie bez przerwy. Biedak, czuł się coraz
gorzej. Pod koniec życia podejrzewał, że podają mu zatrute jedzenie i odmówił
przyjmowania czegokolwiek poza gotowanymi jajkami. Mówił, że nikt nie może dobrać się
do jajka w skorupce. Drogi wujek Henry, dawniej był takim wesołym człowiekiem...
Uwielbiał poobiednią kawę. To kawa firmy Więcej" - mawiał. To miało znaczyć, że prosi o
dolewkę.
Edward poczuł, że oszaleje, jeśli usłyszy coś jeszcze o wujku Henrym.
- Lubił młodzież - ciągnęła panna Marple - ale chętnie się z nią drażnił, jeśli jasno się
wyrażam. Kładł torebki ze słodyczami tam, gdzie dziecko nie mogło dosięgnąć.
Charmian odezwała się, rezygnując z uprzejmości:
- Musiał być okropny!
- Ależ nie, kochanie. Był po prostu starym kawalerem, nie przywykł do dzieci. Naprawdę nie
był głupi. Trzymał spore sumy pieniędzy w domu, w sejfie. Robił wokół niego sporo
zamieszania. Opowiadał, jakie to doskonałe zabezpieczenie. Ponieważ mówił tak dużo,
pewnej nocy do domu włamali się złodzieje i jakimś chemicznym środkiem wypalili dziurę w
sejfie.
- Należało mu się - zauważył Edward.
- Ale w sejfie nic nie było - powiedziała panna Marple. - Widzicie, naprawdę trzymał
pieniądze gdzie indziej. Za tomami kazań w bibliotece, jeśli już o tym mowa. Powtarzał, że
takiej książki nikt z półki nie wezmie.
Edward wtrącił się, podekscytowany:
- To dobry pomysł. Co z naszą biblioteką? Ale Charmian potrząsnęła głową z pogardą.
- Myślisz, że na to nie wpadłam? Przejrzałam wszystkie książki w zeszły wtorek, kiedy ty
pojechałeś do Portsmouth. Wyjęłam każdą i wytrząsnęłam. Nic w nich nie było.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]