do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zanurzając stopy w puszystym perskim dywanie.
- Rzeczywiście - przytaknęła gospodyni. - Jest tu wiele cennych rzeczy,
więc proszę bardzo uważać - pouczała zrzędliwie.
- Dobrze - posłusznie zgodziła się Carrie.
- Dwa razy w tygodniu zmieniamy pościel. Jedna z dziewcząt zajmuje się
sprzątaniem. Ty masz jedynie zajmować się dzieckiem.
- Dziękuję za miłe powitanie - powiedziała dziewczyna, wskazując
kwiaty na stoliku. - Ta kompozycja jest prześliczna.
W porcelanowej wazie o ludowych motywach pyszniły się kwiaty
anturium na trzech szerokich, ciemnozielonych liściach. Wokół nich
opleciono gałązki dzikiego bluszczu. Bukiet wyglądał bardzo egzotycznie.
- To dzieło Jady - odparła kobieta bez entuzjazmu. - Uznała, że może ci
się spodobać. Osobiście wolę polne kwiaty, ale to Jada układa bukiety w
domu, gdy nie zajmuje się starszą panią.
- Przykro mi, że pani McQuillan zle się czuje - ostrożnie powiedziała
Carrie.
- To wspaniała kobieta! Nigdy się nie skarży. Chciała cię widzieć, jak już
się rozgościsz. Zawiadomię cię. Póki co, czekamy na Reginę. To dziecko
naprawdę potrzebuje dyscypliny.
I matczynej miłości, dodała w myślach dziewczyna. Podziwiała Royce'a
McQuillana, lecz nie rozumiała do końca jego stosunku do córki. Nie mógł po
RYCERZ Z MARAMBY 95
prostu powiedzieć, że kocha małą? Zamiast tego zapewnił Carrie, że troszczy
się o dziecko. Nawet wuj James od czasu do czasu mówił Carrie o swych
uczuciach. Skoro Royce nie używał słowa miłość na określenie swojego
stosunku do dziecka, to może Regina cierpiała także na brak ojcowskich
uczuć?
Pani Gainsford poinformowała ją, że lunch podaje się około pierwszej,
więc Carrie może teraz odświeżyć się i odpocząć po podróży.
- Pewnie jesteś zmęczona?
- Trochę - przyznała dziewczyna. - Mój faks się nie odnalazł?
- Przykro mi, że nie uwierzyłam w twoje słowa - wyznała nagle
gospodyni. - Wyglądasz na rozsądną i odpowiedzialną osobę. To z pewnością
sprawka Reginy. Ona stale psoci. No, ale na mnie już pora. Powinnaś się
położyć.
- Jestem pewna, że nie zmrużę oka, póki nie dowiem się, gdzie podziała
się Regina.
- Nie znajdziesz jej, jeśli sama nie będzie tego chciała - powiedziała
kobieta, marszcząc gniewnie brwi. - Zawsze mnie zaskakuje. Nikt nie
podejrzewa, do czego jest zdolna, dopóki czegoś nie zmaluje. To jeszcze
małe dziecko, a tyle z nią kłopotów.
- Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami - wyznała cicho Carrie.
S
R
- Zbyt wiele oczekujesz, moja droga - fuknęła gospodyni. - Regina nie
jest słodkim aniołkiem. To wyjątkowo niegrzeczna dziewczynka.
Carrie miała ochotę się roześmiać. Powstrzymała się jednak, nie chcąc
urazić gospodyni. Jak to możliwe, że taka zaradna osoba dawała się
wyprowadzać w pole sześciolatce?
96 MARGARET WAY
Carrie rozpakowywała walizki. Otworzyła drzwi szafy i... z wnętrza
wychyliła się mała dziewczynka z rozłożonymi ramionami i groznym
wyrazem twarzy. Najwyrazniej Regina McQuillan chciała wystraszyć nową
opiekunkę. Carrie musiała wziąć kilka głębszych oddechów, zanim się
uspokoiła.
- Mój Boże, Reggie, niemal wyzionęłam ducha ze strachu. Aadnie to tak?
- Super! - ucieszyła się dziewczynka. - Nikt mnie nie szuka we
właściwych miejscach - poskarżyła się.
- Chcesz powiedzieć, że byłaś tu cały czas? - spytała Carrie.
- Mhm - przytaknęła dziewczynka. - Wlazłam do szafy zaraz po tym, jak
Ethel sprawdzała, czy mnie tu nie ma. Nasza gosposia ma na imię Ethel -
zachichotała.
- Wyjdziesz stąd? - spytała Carrie, wyciągając rękę do Reginy. -
Chciałabym ułożyć w szafie swoje rzeczy. Jeśli masz ochotę, możesz mi
pomóc.
- Po co? Sama powinnaś to zrobić - odparła mała, wyskakując z szafy bez
pomocy Carrie.
- Nie ma sprawy - zgodziła się natychmiast Carrie.
- Ale w ten sposób możesz przegapić prezent, który mam dla ciebie na
dnie walizki.
S
R
- Dlaczego kupiłaś mi prezent? - zdziwiło się dziecko.
- Chciałam jakoś uczcić nasze pierwsze spotkanie. Cieszę się, że cię
poznałam - wyjaśniła Carrie.  Wiele o tobie słyszałam.
- O, z pewnością - zgodziło się dziecko. - Jak mnie nazwałaś?
- Nie mogę sobie przypomnieć, ale chyba...
RYCERZ Z MARAMBY 97
- Reggie. Gdy wyskoczyłam z szafy, zawołałaś: Reggie.
- Jeśli nie chcesz, nie będę cię tak nazywać.
- Ale ja chcę! - zawołała Regina i skoczyła na fotel.
- Wolałabym być chłopcem - oznajmiła. Rzeczywiście, dziewczynka
była ubrana jak chłopiec.
Miała na sobie przybrudzony podkoszulek i proste szorty. Nie
zachowywała się tak, jak przystało na dobrze wychowaną panienkę.
- Ale dlaczego? - zdziwiła się Carrie.
- Royce byłby szczęśliwszy - wyznała obojętnie mała i zaczęła podawać
Carrie rzeczy z walizki.
- Może Royce chciałby mieć także syna, ale jestem pewna, że z córeczki
również jest zadowolony. Nazywasz ojca po imieniu?
- Jasne. - Dziewczynka pokiwała głową. - On to lubi. To najfajniejszy
ojciec na świecie. Ale matka mnie nie znosi.
- Reggie, nie wolno ci tak myśleć! - zawołała przestraszona Carrie.
- Ona jest okropna! Nigdy mnie nie odwiedza. Nigdy!
- wykrzyknęła małą. - Nawet nie dostaję od niej prezentów na urodziny.
No, właśnie. Gdzie mój prezent?
- Szukaj głębiej. Jest opakowany w błyszczący papier
- powiedziała Carrie, widząc, że dziecko ciekawie grzebie w jej bagażu.
S
R
- Mam nadzieję, że to nie lalka - prychnęła z oburzeniem dziewczynka. -
Jeśli to lalka, będę kląć. Znam parę fajnych przekleństw. Nauczyłam się od
robotników.
- To nie lalka - zapewniła ją Carrie. - Poza tym jest wiele innych słów
oprócz przekleństw - pouczyła niesforną dziewczynkę.
98 MARGARET WAY
- Wiem. I potrafię ich używać. Umiem czytać, wiesz?
- To wspaniałe - ucieszyła się Carrie. - Czytałaś już opowieści o Harrym
Potterze?
- Nikt mi ich nie kupił - wyznała Regina, przekopując starannie
zapakowaną walizkę Carrie.
- A zatem, masz szczęście - powiedziała, radośnie Carrie. - Wzięłam ze
sobą książkę. Jeśli chcesz, możemy razem poczytać.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? - podejrzliwie spytała dziewczynka.
- Chcę, żebyśmy zostały przyjaciółkami, Reggie - oświadczyła Carrie,
patrząc w szeroko otwarte, szare oczy dziecka.
- E, tam - prychnęła Regina. - Masz po prostu ochotę na mojego ojca.
Royce przyciąga wszystkie kobiety. Lind- sey mówi, że żadna mu się nie
oprze.
- %7łartujesz? Naprawdę powiedziała tak do ciebie?
- Nikt mi nic nie mówi - poskarżyła się mała. - Ale ja umiem słuchać.
Zresztą Lindsey też mnie nie lubi. Powiedziała ojcu, że zwinęłam twój faks.
- A zrobiłaś to?
- Nie - zaprzeczyła Regina. - Ja nigdy nie kłamię.
- A więc ci wierzę.
- Poprzednie guwernantki były stuknięte - wyznało nagle dziecko.
S
R
- Trudno w to uwierzyć, Reggie.
- Bo nie widziałaś, jak się zachowywały. Obydwie zakochały się w moim
ojcu - śmiało powiedziała dziewczynka. - Ale to jeszcze nie wszystko.
Lindsey też się w nim kocha! - wrzasnęła mała i zaczęła podskakiwać na
łóżku.
RYCERZ Z MARAMBY 99
- Reggie, nie wolno ci mówić takich rzeczy - skarciła ją Carrie.
- To nie ja tak mówię, tylko Ina - odparła mała, kończąc gimnastykę. - Nie
znasz cioteczki Iny. O rany, ta dopiero potrafi kląć! Oni chyba myślą, że ja
jestem głucha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta