do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, jakie to głupie z mojej strony. Musiałam go zostawić w samochodzie -
wymamrotała Gwenda i wyszła.
Giles w tym czasie zawrócił samochód. Przy krawężniku stała zaparkowana wielka
żółta limuzyna, błyszcząca od chromowanych ozdób.
- Ale auto - odezwał się Giles.
-  Elegancki samochód - odparła Gwenda. - Pamiętasz, Giles? Kiedy Edith Pagett
mówiła nam, co powiedziała wtedy Lily? Lily stawiała na kapitana Erskine'a, a nie na
 naszego tajemniczego pana w błyszczącym samochodzie . Nie uważasz, że tym
tajemniczym panem w lśniącym samochodzie mógł być Jackie Afflick?
- Tak - potwierdził Giles. - Lily w liście do doktora też wspomniała o  eleganckim
58
samochodzie .
Popatrzyli na siebie.
- On tam był,  na miejscu zbrodni , jakby powiedziała panna Marple, tamtej nocy.
Och, Gilesie, nie mogę się doczekać czwartku! Tak bardzo chcę usłyszeć, co nam powie Lily
Kimble.
- A jeśli wystraszy się i nie przyjedzie?
- Przyjedzie, zobaczysz. Giles, jeśli ten lśniący samochód był tam tej nocy...
- Myślisz, że to był taki żółty potwór jak ten tutaj?
- Podziwiacie mój wóz? - jowialny głos wywarł na nich tak silne wrażenie, że
podskoczyli. Jackie Afflick stał tuż za nimi, oparty o starannie przycięty żywopłot. - Nazywam
go  Jaskier . Zawsze lubiłem ładne rzeczy. Rzuca się w oczy, prawda?
- O, z pewnością - zgodził się Giles.
- Lubię kwiaty - stwierdził pan Afflick. - A najbardziej żonkile2, jaskry, pantofelniki.
Znalazł się szal, pani Reed. Zsunął się pod stół. Do widzenia. Miło mi było państwa poznać.
- Myślisz, że słyszał, jak nazwaliśmy jego samochód żółtym potworem? - spytała
Gwenda, kiedy odjechali kawałek.
- Och, nie sądzę. Wydawał się całkiem sympatyczny, prawda? - Giles robił wrażenie
lekko zaniepokojonego.
- Ta- ak, ale nie wydaje mi się, żeby to miało jakieś znaczenie... wiesz, ta jego żona...
ona się go boi, widziałam wyraz j ej twarzy.
- Co? Boi się tego miłego, jowialnego gościa?
- Być może w rzeczywistości nie jest wcale taki miły i jowialny... wiesz, Gilesie, myślę,
że nie lubię pana Afflicka... Zastanawiam się, jak długo stal za naszymi plecami, słuchając
rozmowy... A właściwie, co wtedy mówiliśmy?
- Nic takiego - odparł Giles.
Ale nadal wyglądał na niespokojnego.
2 %7łonkile - po angielsku daffodils. Stąd nazwa firmy pana Afflicka: Daffodil Coaches - %7łonkilowe Autokary
(przyp. tłum.).
59
XXII
LILY JEDZIE NA SPOTKANIE
- A niech mnie! - wykrzyknął Giles.
Otworzył właśnie list, który znajdował się w popołudniowej poczcie, i ze zdumieniem
wpatrywał się w jego treść.
- Co się stało?
- To ekspertyza grafologa.
- I stwierdzili, że to nie ona napisała te listy z zagranicy, prawda? - spytała z
przejęciem Gwenda.
- Otóż właśnie ona, Gwendo. Spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
- Czyli te listy nie są fałszerstwem. - W głosie Gwendy zabrzmiało lekkie
niedowierzanie. - Są autentyczne. Helen odeszła z domu tej nocy. I napisała listy. I nie
została uduszona?
- Na to wygląda - powiedział powoli Giles. - Ale to naprawdę okropnie
przygnębiające. Nic nie rozumiem. Wszystko zdaje się przecież wskazywać na zupełnie co
innego.
- Może eksperci się pomylili?
- Mogło się tak zdarzyć. Ale wydają się tego pewni. Gwendo, naprawdę nic już nie
rozumiem. Czyżbyśmy robili z siebie kolosalnych idiotów?
- Wszystko z powodu mojego głupiego zachowania w teatrze? Coś ci powiem, Giles.
Wstąpmy do panny Marple. Zdążymy. U doktora Kennedy'ego mamy być dopiero o czwartej
trzydzieści.
Panna Marple zareagowała jednak zupełnie inaczej niż oczekiwali. Stwierdziła, że to
naprawdę bardzo miłe.
- Ależ droga panno Marple - zdziwiła się Gwenda - co chce pani przez to powiedzieć?
- Chodzi mi o to, moja droga, że ktoś nie był aż tak sprytny, jak mu się zdawało.
60
- Ale jak... w jaki sposób?
- Popełnił błąd - oświadczyła panna Marple z satysfakcją potakując głową.
- Jaki?
- Drogi panie Reed, z pewnością dostrzega pan, jak bardzo zawęża to pole.
- Założywszy, że to naprawdę Helen napisała te listy, nadal uważa pani, że mogła
zostać zamordowana?
- Chodzi mi o to, że komuś wydawało się bardzo ważne, aby te listy były faktycznie
napisane charakterem pisma Helen.
- Rozumiem... a w każdym razie tak mi się zdaje. Musiały istnieć określone
okoliczności, w jakich nakłoniono Helen, aby napisała te listy... To zawęża pole. Ale jakie to
mogły być okoliczności?
- Och, naprawdę, panie Reed. Pan wcale nie myśli. Przecież to takie proste.
Giles wyglądał na zirytowanego i zbuntowanego.
- Zapewniam panią, że wcale nie jest to dla mnie oczywiste.
- Gdyby się pan tylko chwileczkę zastanowił...
- Chodzmy, Gilesie - ponagliła Gwenda. - Spóznimy się. Pozostawili pannę Marple
uśmiechającą się do siebie.
- Czasami ta staruszka mnie irytuje - stwierdził Giles. - Nie mam zielonego pojęcia, o
co jej, u diabła, chodziło.
Dotarli do Woodleigh Bolton na czas. Drzwi otworzył im sam doktor.
- Dałem mojej gospodyni wolne popołudnie - wyjaśnił. - Wydawało mi się, że tak
będzie lepiej.
Poprowadził ich do saloniku, gdzie stała już taca z filiżankami do herbaty, chleb z
masłem oraz ciastka.
- Filiżanka herbaty to chyba dobry pomysł, prawda? - zapytał niepewnie, zwracając
się do Gwendy. - Ta pani Kimble na pewno poczuje się swobodniej.
- Ma pan absolutną rację - odparła Gwenda.
61
- A co z wami? Mam was od razu przedstawić? A może ją to speszy?
- Ludzie ze wsi są bardzo podejrzliwi - powiedziała Gwenda z namysłem. - Myślę, że
byłoby lepiej, gdyby pan rozmawiał z nią sam na sam.
- Ja też tak myślę - poparł ją Giles.
- W takim razie może zechcecie poczekać w sąsiednim pokoju, a drzwi łączące oba
pomieszczenia zostawimy uchylone. Wtedy będziecie wszystko słyszeć. Biorąc pod uwagę
okoliczności, myślę, że możecie się czuć usprawiedliwieni.
- Wygląda na to, że będziemy podsłuchiwać, ale wcale mi to nie przeszkadza -
oświadczyła Gwenda.
- Nie sądzę, aby odgrywały tu jakąś rolę względy etyczne - powiedział doktor
Kennedy z lekkim uśmiechem. - Nie zamierzam obiecywać, że dochowam tajemnicy, choć
udzielę porady, jeśli zostanę o to poproszony.
Spojrzał na zegarek.
- Pociąg powinien przyjechać na stację Woodleigh Road o czwartej trzydzieści pięć. A
zatem za parę minut. No i jakieś pięć minut zajmie jej wejście na wzgórze.
Niespokojnym krokiem przemierzał pokój. Na jego pooranej zmarszczkami twarzy
malował się wyraz strapienia.
- Nie rozumiem - powiedział w pewnej chwili. - Zupełnie nie rozumiem, co to może
znaczyć. Jeśli Helen nie uciekła z domu, jeśli jej listy do mnie były podrobione... - Gwenda
poruszyła się gwałtownie, ale Giles pokręcił głową, sygnalizując, żeby nic nie mówiła. Doktor [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta