do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ostatnich trzech próbach wziąłem całe sędziowskie kolegium na stronę i oświadczyłem, że
jeżeli natychmiast nie zgodzą się na podział nagrody, zrzekam się godności sędziego i
umywam ręce od tego, co może nastąpić. Z początku nie bardzo pojęli, o co mi chodzi.
Wskazałem wówczas na wrzeszczący tłum. Oficer reprezentujący komendanta fortu w mig
mnie zrozumiał i poparł. Pozostali trzej proponowali przeciągnąć zabawę do następnego dnia.
Odmówiłem zgody, więc ustąpili, chociaż z żalem. I tak oto Jim Hawkins oraz Jim Brighton
ogłoszeni zostali mistrzami w strzelaniu z konia z broni krótkiej. Myślisz, doktorze, że byli
zadowoleni? Gdzie tam! Jeden na drugiego wilkiem patrzył. Wręczyłem im nagrody. Dwa
srebrne colty, po jednym każdemu.
 Srebrne?
 No, tak się tylko mówi. Były zrobione z takiej samej stali, jak wszystkie inne. Myślę, że je
po prostu albo posrebrzono, albo pokryto powłoką jakiegoś srebrzyście lśniącego metalu. To
nieważne. Nawiasem mówiąc, mam je oba zamknięte w swojej szeryfowskiej szafie.
 A to skąd?
 Zaraz się pan dowie. Zwycięzcy nawet sobie rąk nie podali. Potem odbyło się jeszcze kilka
łatwiej szych konkursów, ale żaden z tamtych dwóch udziału w nich nie brał. Na tym się
wszystko skończyło. Byłem bardzo zadowolony, kiedy wreszcie goście poczęli opuszczać
Fort Benton. Nade wszystko cenię spokój.
Uśmiechnąłem się.
 W takim razie powinien pan, szeryfie, zmienić zawód.
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie.
 Skąd pan może wiedzieć, doktorze, jak do niego doszedłem?
Stwierdziłem, że nie wiem. Kiwnął głową.
 Więc, jak już powiedziałem, byłem bardzo zadowolony, gdy ta cała heca konkursowa się
skończyła. Okazało się jednak, że zadowolenie było przedwczesne. Nazajutrz rankiem obudził
mnie mój wiceszeryf, bo trzeba panu wiedzieć, że mam zastępcę, wiadomością, że Jim Brighton
został zabity. Wyskoczyłem z łóżka jak oparzony. Cóż się okazało? Mój zastępca szedł właśnie
ze swego domku znajdującego się na samym krańcu Benton do budynku, w którym mieści się
nasza kancelaria i areszt. Budowla ta wznosi się akurat na przeciwległym końcu miasteczka.
Benton ma, wraz ze swą główną ulicą, kształt półksiężyca. Jeżeli pragnie się skrócić drogę,
najlepiej ominąć miasteczko i posuwać się po cięciwie.
Tak właśnie uczynił mój zastępca. Przeszedłszy prawie połowę drogi natrafił na ciało
Brightona. Było już zimne, śmierć musiała nastąpić przed kilku godzinami. Brighton, według
relacji mego pomocnika, został zastrzelony.
Znalazłem się w kropce. Obaj medytowaliśmy, co dalej robić. Zależało mi bowiem na tym,
aby wiadomość o śmierci rozniosła się jak najpózniej, ułatwiłoby to prowadzenie śledztwa.
Nikogo więc nie alarmując porozumiałem się z komendantem fortu. Krzywił się i poburkiwał,
ale w końcu zgodził się pomóc. Przysłał dwu żołnierzy z noszami. Kiedy podnieśliśmy
Brightona, ujrzałem wśród trawy połyskujący przedmiot. Podniosłem. Był to colt, srebrny colt,
jedna z nagród konkursu. Obejrzałem broń. Nie nabita, ale już z niej strzelano.
Do fortu dotarliśmy przez nikogo nie zauważeni. Lekarz wojskowy na moją prośbę obejrzał
zwłoki. Brighton dostał kulą w plecy. Zmierć musiała nastąpić natychmiast. Nie to było jednak
dla mnie najbardziej zaskakujące, ale fakt, iż znalezliśmy zatknięty za jego pasem drugi srebrny
colt. Pomyślałem, bo któż by w moim położeniu tak nie pomyślał?... o Hawkinsie. W całym Fort
Benton nie było przecież dwu drugich takich rewolwerów. Teraz oba znalazły się w moim
posiadaniu. Przeraziłem się. Pan mnie chyba rozumie, doktorze?
Skinąłem głową.
 Przecież znalezienie broni Hawkinsa przy zwłokach Brightona stawiało tego pierwszego w
bardzo podejrzanej sytuacji. A teraz niech pan posłucha, co nastąpiło dalej. W dwie, trzy godziny
pózniej, kiedy już załatwiłem wszystkie formalności urzędowe, ale o zgonie Brightona nikt
jeszcze nie wiedział, przybiegł do mnie Jim Hawkins. Nie spodziewałem się tej wizyty. Z czym
przybył? Otóż to! Proszę sobie wyobrazić, że wniósł skargę na Jima Brightona. O napad. Tak.
Aż mną poderwało, ale niczego po sobie nie dałem znać. Według zeznania Hawkinsa
poprzedniego dnia, póznym wieczorem, zaczepił go Brighton. Na drodze wiodącej z Fort Benton
do domu Hawkinsa. Nawiasem mówiąc, w tej samej stronie znajduje się farma Brightona.
Spotkanie więc mogło być przypadkowe. Jak twierdził Hawkins, napastnik był pijany, nie do
tego stopnia jednak, by nie zdawał sobie sprawy z tego, co czyni. Wszczął rzekomo z
chłopakiem ordynarny spór. Zażądał oddania srebrnego colta, a kiedy tamten odmówił, wyrwał
broń siłą, odgrażając się, że jeżeli Hawkins będzie za nim szedł, to go po prostu zastrzeli.
Zanotowałem sobie dokładnie opowiadanie chłopca. I na tym rozstaliśmy się. Sprawa jednak
wcale nie przedstawiała się tak prosto. Kiedy począłem ostrożnie przepytywać ludzi, gdzie i
kiedy widzieli ostatni raz Brightona lub Hawkinsa, okazało się, iż chłopak, jak wynikało z moich
obliczeń czasu, widziany był w miasteczku już po rzekomym zatargu z Brightonem. Tego
ostatniego natomiast nikt więcej nie spotkał. Okazało się również, iż w domu Hawkinsa nie
potrafiono dokładnie określić godziny, w której Jim powrócił. Mój pomocnik sprowadził do
mnie Hawkinsa na powtórną pogawędkę. Wezwany nie potrafił jasno wytłumaczyć się, po co
wrócił do miasteczka i co w nim robił po bójce z Brightonem. Wówczas oświadczyłem mu, że
Brighton nie żyje. Zdziwiła mnie jego reakcja na tę wiadomość. Nie wyglądał na 
zaskoczonego. Powiedział nawet:  Spodziewałem się czy coś w tym rodzaju.
 Hawkins  odparłem  jesteś ostatnim człowiekiem, który widział Brightona przy życiu.
Czy zdajesz sobie z tego sprawę?
 Nie rozumiem, szeryfie... odpowiedział.
 Hawkins, na tobie ciąży podejrzenie. Domyślasz się chyba, jakie  wyjaśniłem mu.
Zbladł, spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem, a po chwili prawie krzyknął, że nie ma z
tym nic wspólnego. Oświadczyłem mu z kolei, że wszystko przemawia przeciw niemu. Jednym
słowem, nie będzie sprawą łatwą wywinąć się z takiego zbiegu obciążających okoliczności. I tak
znowu rozstaliśmy się. Właściwie powinienem był natychmiast go aresztować. Nie uczyniłem
jednak tego, ponieważ sprawa od samego początku była typowo poszlakowa. Zadałem sobie
pytanie: komu mogło zależeć na śmierci Brightona? Odpowiedz, niestety, trudno było znalezć.
Od dawna podejrzewałem, że Brighton zajmował się pokątnym udzielaniem pożyczek na
wysokie lichwiarskie procenty. Ale kto z tych pożyczek korzystał i w jakiej wysokości?
Przypadek, niespodziewany przypadek przyszedł mi z pomocą. Chyba w godzinę po drugiej
rozmowie z Hawkinsem przybiegł do mnie zadyszany parobek z farmy Brightona. Mocno zanie-
pokojony zawiadomił mnie, iż pan jego wyszedł wczoraj z domu i do tej pory nie wrócił. Nie
było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Za to druga informacja okazała się bardziej interesująca.
Oto w mieszkaniu Brightona dokonano kradzieży. Co skradziono? Z bezładnej gadaniny trudno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta