[ Pobierz całość w formacie PDF ]
być dumny.
Nie! Niech Ardżu idzie, on chce!
Nie mogę pozwolić, żeby Ardżu szedł. To nasz najlepszy szermierz. I najlepszy
kandydat na nowego dowódcę, gdybym ja poległ.
Nie!
Zrozum, Yudi powiedział Ardżu z ulgą. To konieczność.
Cały zespół tego chce dodał Naku.
Cały?
Cały odpowiedział Saha.
Nie!
Jeżeli nie pójdziesz, to cię porzucimy.
Tutaj? Nie ma gdzie.
Może raczej powinienem był powiedzieć podrzucimy Agni był całkowicie
poważny. Podrzucimy cię tchórnicom.
Mam lepszy pomysł powiedział Bima. Skręcimy linę ze strzępków naszych szmat,
zwiążemy go i przymocujemy do tego kawałka belki, który tchórnica łaskawie cisnęła nam na
mieliznę. Umieścimy go w odpowiedniej odległości od brzegu, a sami na lądzie będziemy
trzymać koniec liny, żeby nie oddryfował. On nie będzie mógł się poruszać i nigdzie nie
odpłynie. Jego szamotanie najwyżej przyciągnie tchórnicę.
Nie!
To co, sam wejdziesz do wody?
Skurwysyny! Chłopaki, nie!!! Skurwysyny! Chłopaki!!! Skurwysyny! Chłopaki,
nieee!!!...
Yudi zamilkł i szarpnął się, widząc zbliżającą się parę wielkich niezapominajkowych
oczu. Kawał belki obrócił się w wodzie razem ze związanym krasnoludem, który na skutek
tego znalazł się na chwilę pod wodą, potem wynurzył się dupą do góry i powrócił do
poprzedniej pozycji, niejako fikając kozła razem z drewnem. Nieco dalej, bliżej szuwarów,
Bima parsknął i zabulgotał.
Woda zaśmierdziała intensywnie, lekko zasyczała, a po chwili na powierzchni pokazał się
ciemnoszklisty kożuch. Krasnoludy w wodzie zawyły. Po chwili ich głowy sterczały z czegoś,
co wyglądało jak gruby, twardy, czarny lód.
Pomiędzy łachą piaskową a szuwarami powstały dwie mocno niestabilne wysepki, każda
szeroka na jakieś dwanaście łokci. Pośrodku tej bliższej wystawała wyjąca głowa Yudiego,
pośrodku drugiej tkwił kędzierzawy łeb Bimy.
Dwa wielkie podwodne kształty oddalały się w stronę zatoki po drugiej stronie rzeki.
Tchórnice wiedziały, że teraz trzeba dać ofiarom czas na zgnicie żywcem. Tymczasem można
było odwiedzić inne łowiska.
Agni jako pierwszy wszedł na chyboczącą się krę. Kiedy przechodził obok
unieruchomionego Yudiego, ten napluł mu na nogawkę. Ardżu, który szedł jako drugi, kopnął
sterczącą głowę z rozmachem.
Więcej godności dodał jeszcze.
Yudi rozpłakał się. Agni przeszedł na drugą wysepkę.
Bywaj, Bima powiedział.
Będę bywał wydusił z siebie czarny krasnolud. Kurwa... żebyście wiedzieli, jak to
ściska szyję...
Krasnoludy dotarły do gęstych zarośli przybrzeżnych. Tu znowu było płytko, za płytko
dla tchórnic. Poza tym żadna tchórnica nie umiałaby poruszać się pomiędzy twardymi,
ostrymi łodygami szablotrzciny. Nawet krasnoludy miały z tym kłopot. Musiały sobie wysiec
ścieżkę nożami.
Kiedy hałas ścinanych łodyg ucichł, Bima zaczął jęczeć. Najpierw cicho, potem coraz
głośniej. Oklejająca mu szyję i plecy stwardniała maz powoli przesączała swoje soki gnilne w
jego ciało. Gnicie, jak się okazało, potwornie swędziało. Bardziej chyba nawet swędziało, niż
bolało. A to okazało się trudniejsze do wytrzymania niż ból.
Pod wieczór krasnoludy dotarły do małej wsi otoczonej palisadą. Nad bramą wisiała
deska z wyrzezanym napisem Osada nieczynna , ale Agni na wszelki wypadek kazał
kompanom nasłuchiwać, czy ktoś się za palisadą nie rusza. Po godzinie ciszy, którą zakłócało
tylko eee... eee zniechęconego ptaka, krasnoludy ostrożnie popełzły zaroślami w stronę
bramy.
Osada była faktycznie nieczynna. Wszędzie leżały trupy ludzi, ale dosyć osobliwych, bo
każdy z nich miał jedną bliznę na czole. Jedną maleńką bliznę na czole i jedną wielką bliznę
na brzuchu. Ta ostatnia była jakby... zaszyta.
Ciekawe, dlaczego nie śmierdzą? zapytał Naku.
Mówisz, że to świeże trupy!? przestraszył się Saha.
Nie, krew dawno już zakrzepła. Ale zalatywać powinny.
Odpowiedz na pytanie znalazła się dosyć szybko. Pośrodku osady znajdowała się
ogromna drewniana tablica z wyrytym tekstem, który na szczęście zdążył już ściemnieć.
Tekst głosił: Ta oto niegodna miejscowość, której nazwa została wymazana z map i
rejestrów, wzbraniała się przed oddaniem w niewolę w ramach spłaty Podatku Nieskończonej
Wdzięczności. Specjalny Cesarski Wysłannik, Lisse Kirjapoika o zaszczytnym przydomku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]