[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przerażonej twarzy. Nie miał przy sobie
%
77
żadnej broni, tylko kilka dużych haków, za pomocą których sądził dostać się na parkan...
Jak się zwiesz? zapytał groznie bej.
Mario wysiłkiem woli opanował drżenie. Musi umrzeć jak mężczyzna. Ale na zapytanie nie umiał
odpowiedzieć. Nie znał tureckiego. Nadszedł aga znający grecki. Kazano mu być tłumaczem.
Jak się zwiesz? powtórzył bej.
Mario Orbano odparł chłopiec bez wahania. Nie ma co ukrywać. Powie całą prawdę.
Milczenie zaległo na chwilę. Milczenie zadziwiające.
Ażesz rzekł bej. Nie nazywasz się tak.
Mario wyprostował się oburzony.
Nazywam siÄ™ Mario Orbano z Bizancjum, syn Giuseppa Orbano, puszkarza...
Gdyby to była prawda, przyszedłbyś jawnie do ojca, zamiast piąć się nocą po ścianie...
Gdzie jest mój ojciec?! zakrzyknął Mario przerazliwie. Mój ojciec zginąłl Ja się nazywam
Orbano, ale ja wiem, że mojego ojca tu nie ma!
Patrzyli na niego podejrzliwie. Aga mówił coś bejowi, na co ten wzruszył ramionami i skinął
przyzwalająco głową. Aga odszedł w głąb obozu. Słońce wytoczyło się jaskrawię ponad ogrodzenie.
Turek z obnażoną szablą ziewał niezadowolony. Po co tyle zwłoki, tyle czasu tracić na tego cherlaka!
Zaraz się dowiemy, czyś jest synem Giuseppa Orbano, puszkarza rzekł bej. Jeżeliś zełgał,
biada ci!
Znowu milczenie. Mario usiadł bezwładnie na trawie. Nogi się pod nim gięły. Przestał rozumieć, co się
działo wokół. Dwie myśli kołatały w obolałej głowie. Ze mówią o ojcu... Ze on, Mario, albo zginie za
chwilę, albo ocali się i będzie żył dzięki temu, że ojciec jest zdrajcą... Nie! Nie! To niemożliwe! Ojciec
nie jest, nie może być zaprzańceml Jego syn przyszedł, aby to sprawdzić, potwierdzić niewinność
ojcową... Ale poganie złapali go i zabiją, chyba że... człowiek, po którego posłano... jest ojcem... jest
Orbanem...
78
Słońce ledwo wyszło, już grzało. Cienie były długie, skośne. Usłyszano kroki. Jedne śpieszne...
śpieszne... Idą... Aga i ktoś drugi... Ten... Ten wysoki, chudy na przedzie... Wyciąga w przód głowę
ruchem nadto znanym...
Mario ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się, rozszlochał, jakby mu serce pękało. Płakał z rozpaczy, a
zarazem ulgi. Ojciec jest zdrajcą, renegatem, służy Turkom, ale Maria nie zabiją. Poganin z obnażoną
szablą już odszedł....
Mario, synku... Co się stało? Jak się tu dostałeś?... pyta Giuseppe i Mario nie ma siły go
odtrącić.
Nie płacz... Nic ci już nie grozi... Co za szczęście, że mnie zawołano. Tu nikogo nie puszczają,
wiesz? Mogłeś życiem przypłacić... Skąd się dowiedziałeś o mnie? dopytuje puszkarz, lecz za
każdym pytaniem chłopiec wybucha nową falą płaczu.
Uspokój się, uspokój się prosi ojciec. Tuli go w ramionach jak niegdyś, gdy Mario był mały,
a Giuseppe nie myślał jeszcze o bombardzie. Bej mówi coś do niego z kwaśnym, choć uniżonym
wyrazem.
Orbano śmieje się machając ręką niedbale.
Tęsknił za mną, nie wiedział, jak się dostać... Wymyślił taki sposób... Ot, dzieciak... To mój
najstarszy... dodaje z dumą i wziąwszy syna pod ramię, odchodzi. Idą obaj przez obóz. Przez łzy
Mario widzi, że ojcu wszyscy się nisko kłaniają. Idzie jak pan. Chłopiec spogląda na niego w górę
nieśmiało. Zmienił się. Niby ten sam i nie ten sam. Ręce mu nie drżą. Ma jasny, stanowczy wzrok.
StÄ…pa pewnie. Mario odsuwa siÄ™ nieco.
Co ty tu robisz, ojcze? zapytuje zdławionym głosem.
Orbano patrzy na niego z uśmiechem.
Co robię?! Bombardę buduję!... Moją wielką bombardę... Mój wynalazek... Zaraz zobaczysz...
Zmieli się z niej... Nie chcieli słuchać... Sułtan jeden uwierzył... Już jest skończona... Dziś będzie
próbne strzelanie... Zobaczysz... Ale nie jedną taką, osiem odlewam... Osiem... Pomyśl tylko! Moje
dzieło, moje dzieło nareszcie spełnione... Nic nie przesadzałem... Dziś
79
właśnie pierwsza próba... Chodz, pokażę ci wszystko, nim sułtan przyjedzie... Potem nie będę miał
czasu... Chodzże!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]