[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W tych okolicznościach można było nawet zrozumieć ich ważniactwo. Na taki cudowny lek
opłacałoby się czekać choćby kilkaset lat. A hrabiemu de Saint Germain za to, że doszedł do tego i
sprawił, że w ogóle stato się to możliwe, bez wątpienia należał się szacunek. Gdyby tylko nie był
taki antypatyczny...
- Lucy i Paul mają wątpliwości, czy to na pewno chodzi o kamień filozoficzny - powiedział Lucas,
jakby odgadując moje myśli. - Uważają, że ktoś, kto nie waha się zamordować własnego
praprapradziadka, raczej nie będzie dbał o dobro całej ludzkości. - Odchrząknął. - Przestało
krwawić?
_ Jeszcze nie, ale krwawi coraz mniej. - Podniosłam rękę, żeby przyspieszyć ten proces. -1 co teraz
zrobimy? Czy mam po prostu wypróbować ten sprzęt?
_ Wielkie nieba, przecież to nie jest samochód, który się bierze na jazdę próbną! - Lucas aż załamał
ręce.
_ Dlaczego nie? - spytałam. - Czyż nie o to właśnie chodziło?
_ No tak. - Aypnął na gruby foliał, który ze sobą przyniósł. -Właściwie masz rację. Przynajmniej
będziemy mogli się upew-
94
nić, mimo że nie mamy zbyt dużo czasu. - Nagle ogarnął go ogromny zapał. Pochyli! się i otworzył
Kroniki. - Musimy uważać, żeby nie wybrać dnia, kiedy wylądowałabyś w samym środku
posiedzenia. Albo żebyś nie spotkała jednego z braci de Vil-liers. W tej sali poddawali się elapsji
wiele razy. Znowu oświeciła mnie pewna myśl.
- Czy mogłabym się spotkać z lady Tilney? Sam na sam? Najlepiej gdzieś po 1912 roku.
- Nie wiem, czy to mądre. - Lucas wertował foliał. - Nie chcemy jeszcze bardziej komplikować
spraw, które są już wystarczająco zagmatwane.
- Ale nie wolno nam też marnować tych niewielu szans, jakie mamy! - krzyknęłam, myśląc o tym,
na co uczuliła mnie Leslie. Mam wykorzystywać każdą okazję, a przede wszystkim robić jedno:
zadawać pytania, wszystkie, jakie przyjdą mi do głowy. -Kto wie, kiedy trafi się następna
sposobność. W skrzynce może też być coś innego i wtedy mogę w ogóle nie mieć już takiej szansy.
Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz?
- Dwunastego sierpnia 1948 roku, o dwunastej w południe -odrzekł Lucas, zatopiony w lekturze
Kronik. - Nigdy tego nie zapomnę.
- No właśnie, i żebyś na pewno nie zapomniał, najlepiej ci to zapiszę - powiedziałam, zachwycona
własną genialnością.
W moim kołonotatniku naskrobałam:
Do lorda Lucasa Montrosa ważne!!!
12 sierpnia 1948 roku, godzina 12.00 Pracownia
alchemiczna. Proszę, przyjdz sam.
Gwendolyn Shepherd
Jednym ruchem wyrwałam kartkę i złożyłam ją na pół. Dziadek podniósł na chwilę głowę znad
foliału.
- Mógłbym cię wysłać do 1852 roku, 16 lutego o północy. Lady Tilney poddaje się tam elapsji, i to
z 25 grudnia 1929 roku, dziewiąta rano - mruknął. - Biedaczka, nawet Bożego Narodzenia nie może
spokojnie spędzić w domu. W każdym razie dali jej lampę naftową. Posłuchaj, co tu napisano:
12.30, lady Tilney w dobrym humorze powraca z roku 1852, w świetle lampy naftowej
wyszydełkowała dwie świnki na targ dobroczynny w Zwięto Trzech Króli, który w tym roku
odbywa się pod hasłem wiejskiego życia". - Spojrzał na mnie. - Wyszydełkowała świnki? Czy to
możliwe? Istnieje niebezpieczeństwo, że przeżyje straszny szok, jeśli się nagle wynurzysz z nicości.
Naprawdę chcemy tak ryzykować?
- Jest przecież uzbrojona tylko w szydełko, a o ile dobrze pamiętam, szydełka są od góry
zaokrąglone. - Pochyliłam się nad chronografem. - A więc najpierw rok 1852, czyli muszę zacząć
od M, prawda? MDCCCLII. A luty według kalendarza celtyckiego to numer trzy, nie, cztery...
- Co ty wyprawiasz? Najpierw musimy opatrzyć twoją ranę i spokojnie jeszcze raz się nad tym
wszystkim zastanowić!
- Nie mamy na to czasu - odparłam. - Dzień... to jest ta dzwignia tutaj, prawda?
Lucas bojazliwie spojrzał mi przez ramię.
- Nie tak szybko. Wszystko musi się zgadzać co do milimetra, w przeciwnym razie... w przeciwnym
razie... - Znowu wyglądał tak, jakby miał za chwilę zwymiotować. -1 nigdy nie trzymaj tak
chronografu, bo zabierzesz go ze sobą w przeszłość. A wtedy nie mogłabyś już wrócić.
- Tak jak Lucy i Paul - wyszeptałam.
- Na wszelki wypadek wybierzemy przedział czasowy zaledwie trzech minut. Wez 12.30 i 12.33, na
pewno siedzi tam i spokojnie szydełkuje te swoje świnki. Jeśli będzie spała, to jej nie budz, bo
dostanie zawału serca...
- Ale czy to nie byłoby zapisane w Kronikach! - przerwałam mu. - Lady Tilney zrobiła na mnie
wrażenie bardzo silnej i opanowanej, na pewno nic jej się nie stanie.
Lucas przeniósł chronograf pod okno i postawił go za zasłoną.
- Możemy być pewni, że tu nie stoją żadne meble. Tak, tak, nie musisz przewracać oczami. Timothy
de Villiers raz tak nieszczęśliwie wylądował na stole, że złamał sobie nogę!
- A jeśli lady Tilney będzie stała dokładnie w tym miejscu i rozmarzona wpatrywała się w noc?
Och, teraz ty nie patrz tak na mnie, dziadku, to był tylko żart.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]