do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Fran Schein poruszyła się, otworzyła oczy i jęknęła. Spojrzała na niego i wes-
tchnęła ze znurzeniem.
— Dopadli nas — powiedział.
— Zwlekaliśmy za długo.
Wstała chwiejnie, zatoczyła się i prawie upadła. W jednej chwili był przy niej,
złapał ją i podtrzymał.
— Miałeś rację. Trzeba było zrobić to od razu, jeżeli mieliśmy ochotę. Jed-
nak. . .
Pozwoliła, by ją objął przelotnym uściskiem.
— Lubię długie wstępy. Spacerowanie po plaży, pokazywanie ci kostiumu
kąpielowego, który niemal nie istnieje.
Uśmiechnęła się.
— Założę się, że jeszcze przez kilka minut będą nieprzytomni — powiedział
Sam.
37
— Tak, masz rację — odparła Fran szeroko otwierając oczy. Wyśliznęła mu
się i skoczyła do drzwi. Otworzyła je gwałtownie i zniknęła w korytarzu. — W na-
szym pokoju — zawołała do niego. — Pośpiesz się!
Ucieszony, ruszył za nią. To wydawało się bardzo zabawne, skręcał się ze
śmiechu. Dziewczyna pędziła przed nim rampą w górę na swój poziom baraku.
Dogonił ją i pochwycił, gdy dobiegli do jej pomieszczenia. Razem wpadli do środ-
ka i potoczyli się chichocząc po metalowej podłodze pod przeciwległą ścianę.
Mimo wszystko zwyciężyliśmy, pomyślał zręcznie odpinając jej biustonosz,
otwierając suwak spódnicy i zdejmując buciki bez sznurowadeł, podobne do pan-
tofli. Wszystko jednocześnie. Jego palce błądziły wszędzie i Fran westchnęła.
Tym razem nie ze zmęczenia.
— Lepiej zamknę drzwi.
Wstał, podszedł szybko do drzwi i zamknął je na zasuwkę. Tymczasem Fran
szybko się rozebrała.
— Chodź tu — ponaglała go. — Nie stój tak.
Pośpiesznie rzuciła rzeczy na podłogę i przycisnęła tę kupkę butami jak przy-
ciskami do papieru.
Położył się przy niej, a jej zręczne, chłodne ręce zaczęły go pieścić. W czar-
nych oczach rozpalił się płomyk, a dotyk jej palców przynosił rozkosz.
I to właśnie tu, w tej okropnej dziurze na Marsie. Jednak udało im się jeszcze
zrobić to w dawny, jedyny możliwy sposób — dzięki narkotykowi dostarczonemu
przez natrętnych handlarzy. Umożliwił im to Can-D. Wciąż go potrzebowali. Nie
byli wolni, wcale nie chcemy być, pomyślał, gdy kolana Fran objęły jego nagie
biodra. Wprost przeciwnie. Przydałoby się nawet jeszcze trochę, myślał, gdy jego
dłoń zsuwała się po jej płaskim, dygoczącym brzuchu.
Rozdział 4
W recepcji Szpitala Weteranów imienia Jamesa Riddle’a w Bazie III na Gani-
medzie Leo Bulero uchylił kosztownego, ręcznie modelowanego kapelusza przed
dziewczyną w wykrochmalonym białym fartuchu i powiedział:
— Przyszedłem zobaczyć jednego z pacjentów, pana Eldona Trenta.
— Przykro mi, proszę pana. . . — zaczęła dziewczyna, ale przerwał jej bezce-
remonialnie.
— Powiedz mu, że jest tu Leo Bulero. Rozumiesz? Leo Bulero.
Obok jej ręki dostrzegł rejestr, a w nim numer pokoju Eldritcha. Gdy dziew-
czyna odwróciła się do konsoli, ruszył w głąb korytarza. Do diabła z czekaniem,
pomyślał. Przebyłem miliony kilometrów i mam zamiar zobaczyć tego człowieka
czy cokolwiek to jest.
Przy drzwiach separatki zatrzymał go żołnierz ONZ uzbrojony w karabin; bar-
dzo młody żołnierz o czystych, zimnych oczach dziewczyny; oczach, które wy-
raźnie mówiły „nie” — nawet jemu.
— W porządku — mruknął Leo. — Rozumiem, o co chodzi. Jednak gdyby
ten, który tam leży, wiedział, że tu jestem, kazałby mnie wpuścić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta