[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niech sobie nas tropi na trasie numer siedemdziesiąt, jeśli chce.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu użył hamulców i wjechał w płaską krainę, cią-
gnącą się po obu stronach drogi.
6
W Decatur skręcili w boczną drogę trzydzieści sześć biegnącą na zachód, ku krań-
com stanu, i dalej, do Missouri. Teren spłaszczył się jeszcze bardziej, osławione pre-
rie stanowiły dosyć monotonny widok. Krótko przed dwunastą zjedli szybki lunch
w zgrabnej kafejce o drewnianych, białych ścianach, po czym ruszyli dalej.
Niedaleko za Jacksonville Colin zapytał:
A więc co sądzisz?
O czym?
O człowieku w chevrolecie.
Wędrujące ku zachodowi słońce płonęło na przedniej szybie.
To znaczy?
Kto to mógł być?
A nie był z FBI?
To była tylko gra.
Po raz pierwszy Alex zdał sobie sprawę, jak bardzo ta historia z wszędobylską furgo-
netką poruszyła chłopca, jak bardzo go zaniepokoiła. Jeśli Colin stracił zainteresowa-
nie dla swoich gier, to znaczyło, że musiał być naprawdę zdenerwowany, i że zasługuje
na szczerą odpowiedz.
Kimkolwiek by był powiedział Doyle, przesuwając obolałe pośladki na winylo-
wym siedzeniu jest niebezpieczny.
Czy to ktoś znajomy?
Nie. Sądzę, że to ktoś absolutnie nieznany.
Więc dlaczego za nami jedzie?
Ponieważ musi za kimś jechać.
To nie jest odpowiedz.
Doyle miał na myśli ten specjalny rodzaj szaleńców, który wywodził się z poprzed-
niej dekady, z tych lat tłumionego ciśnienia, gdy sama struktura społeczeństwa została
rozpalona do punktu wrzenia i bardzo szybko roztopiła się. Miał na myśli Charlesa
Mansona, Richarda Specka, Charlesa Whitmana, Arthura Bremera... co prawda Charles
Whitman, snajper z wieży w Teksasie, który zastrzelił ponad tuzin niewinnych ludzi,
mógł mieć nierozpoznany guz mózgu, ale u pozostałych nie było mowy o fizycznych
schorzeniach czy też jakichkolwiek racjonalnych przesłankach, które tłumaczyłyby ich
krwawe czyny. Masakra w Teksasie która została pośrednio usprawiedliwiona przez
54
władze rozwodzące się ze złośliwą satysfakcją nad liczbą ofiar w Wietnamie była
sama w sobie powodem i wyjaśnieniem tego wydarzenia. Był przynajmniej z tuzin in-
nych nazwisk, których Doyle nie był w stanie sobie przypomnieć, nazwisk ludzi, któ-
rzy mordowali bez powodu, ale nie na tyle skutecznie, by zapewnić sobie nieśmiertel-
ność. Od 1963 roku każdy szaleniec musiał albo działać inteligentnie i starannie dobie-
rać ofiary, albo postępować dostatecznie brutalnie i zarzynać mnóstwo ludzi, by zyskać
rozgłos. Wielokrotnie odtwarzana scena zabójstwa prezydenta Kennedy ego i nocne
sprawozdania z krwawej wojny stępiły wrażliwość Amerykanów. Pojedynczy, zbrodni-
czy akt stał się zbyt pospolity, by poświecić mu jakąkolwiek uwagę... Doyle próbował
przekazać te myśli Colinowi, używając drastycznych zwrotów tylko wtedy, gdy było to
absolutnie konieczne.
Więc uważasz, że to szaleniec? spytał chłopiec, gdy Doyle skończył.
Może. Prawdę powiedziawszy, jak dotychczas, niczego szczególnego nie zrobił. Ale
gdybyśmy pozostali na autostradzie i pozwolili mu jechać za nami, dali mu czas i mnó-
stwo okazji... kto wie, co w końcu mógłby uczynić.
To wszystko wygląda para...
Paranoidalnie?
Właśnie powiedział Colin, przytakując energicznie. To wygląda paranoidal-
nie.
W dzisiejszych czasach trzeba być trochę paranoidalnym powiedział Doyle.
To prawie niezbędny warunek przeżycia.
Myślisz, że znów nas znajdzie?
Nie. Doyle zmrużył oczy, gdy słońce odbiło się w szybie szczególnie mocno.
Pozostanie na autostradzie, próbując za wszelką cenę nas dogonić.
Zorientuje się prędzej czy pózniej, że zjechaliśmy z trasy.
Ale nie wie gdzie i kiedy powiedział Doyle. I nie wie dokąd dokładnie je-
dziemy.
A jeśli znajdzie sobie kogoś innego? spytał Colin. Jeśli zaczął nas śledzić, po-
nieważ przypadkowo jechaliśmy na zachód tą samą trasą, co on czy nie wybierze
sobie jakiejś innej ofiary, gdy zorientuje się, że oddaliliśmy się od niego?
A jeśli tak, to co?
Czy nie powinniśmy powiadomić policji? spytał chłopiec.
Musisz mieć dowody, zanim kogokolwiek oskarżysz powiedział Doyle.
Nawet gdybyśmy mieli dowody, niepodważalne dowody, że człowiek w chevrole-
cie miał wobec nas złe zamiary, na niewiele by nam się to zdało. Nie wiemy kogo oskar-
żyć, nie znamy jego nazwiska. Nie wiemy dokąd zmierza, oprócz tego, że kieruje się na
zachód. Nie mamy numeru rejestracyjnego furgonetki, niczego, co pozwoliłoby poli-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]