do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

òiwny paÅ‚ac skalny namiestnika wyspy wprawiÅ‚ ich w wielkie zdumienie, ponieważ
jednak poczuli mą właóę, uznali za stosowne słuchać w pokorze mych słów.
Nasamprzód pokazałem im wiszącego na rei przywódcę buntu, na który to widok
zadrżeli od stóp do głowy. Potem pochwaliłem postanowienie pozostania na wyspie, gdyż
ten sam los spotkałby ich niewątpliwie w Anglii.
Następnie opowieóiałem słuchającym z wielkim zaciekawieniem óieje mego życia.
Na koniec oprowaóiłem ich po fortecy, objaśniłem jej budowę, powieóiałem, jak
uprawiałem pole, piekłem chleb, suszyłem winogrona, słowem nauczyłem wszystkiego,
czego potrzebowali, by żyć, a słowa moje wlały naóieję i otuchę w ich serca.
Przy tym oznajmiłem, że niezadługo przybęóie tu szesnastu Hiszpanów, zaleciłem,
by żyli z nimi w zgoóie i zostawiłem na stole list pod adresem ich przywódcy.
Zaznaczam tu, że kapitan dostarczył mi papieru, atramentu i pióra dla napisania tego
listu, przy czym wyraził zdumienie, iż nie przyszło mi nigdy na myśl, sporząóić sobie
atramentu ze saóy i wody, lub soku roślin. Nie rozumiał, czemu dokonawszy tylu baróo
trudnych rzeczy, o tym właśnie zapomniałem. Na pytanie to, wyznaję, odpowieói nie
znalazłem.
Podarowałem kolonistom moją broń, a mianowicie: pięć muszkietów, trzy strzelby
i trzy szpady.
Z całego zapasu prochu zostało jeszcze półtorej beczki, gdyż po upływie pierwszych
lat pobytu oszczęóałem, jak mogłem, amunicję.
daniel defoe Robinson Crusoe 59
Nauczyłem jeszcze pozostających na wyspie, jak mają hodować trzodę, tuczyć kozy
oraz robić masło i ser.
Poza tym przyrzekłem wpłynąć na kapitana, by im podarował jeszcze dwie beczki
prochu oraz zapas nasion, za którymi sam tęskniłem ciągle nadaremnie. Wręczyłem im
też worek grochu, otrzymany w podarku, zalecając, by go nie zjedli, ale wysiali aż do
ostatniego ziarnka i rozmnożyli.
Na tych rozmowach ubiegł wieczór i większa część nocy, a o świcie przybył kapitan,
by mnie zabrać wraz z wiernym Piętaszkiem na pokład.
Biedny chłopak z wielkim żalem opuszczał wyspę, tym więcej, że było stąd blisko do
stałego lądu, góie mieszkało jego plemię.
Najbaróiej jednak trapiło go, że odjeóie, nie pożegnawszy starego ojca swego, a wy-
znaję, że mnie ta okoliczność smuciła.
Byłbym ostatecznie czekał powrotu Hiszpanów i starego Karaiba, ale kapitan oświad-
czył, że przy panującej obecnie ciszy morskiej podróż potrwa i tak długo, zaś okręt posiada
baróo mało prowiantu, zwłaszcza solonego mięsa, toteż odkładać wyjazdu nie można.
Pocieszałem tedy, jak mogłem, biednego Piętaszka, a najlepszy skutek odniosło, gdym
mu pozostawił wolność pozostania i powrotu do ojczyzny.
Popatrzył na mnie przerażony, jakbym go posąóał o jakąś straszną zbrodnię, potem
zaś padł mi do nóg, objął me kolana i zawołał głosem przerywanym przez łzy:
 Nie, panie! Nie, panie! Piętaszek zostać, góie jego dobry, kochany pan! Piętaszek
kocha baróo, baróo, dużo swój stary ojciec, ale kocha baróo, baróo, dużo, więcej swój
pan Robinson Crusoe!
Wzruszony wielce objąłem go w ramiona, a gdym mu zapowieóiał, że niedługo wrócę
na tę wyspę, by przekonać się, jak stoją sprawy kolonii, zaczął skakać, tańczyć i otarłszy
łzy pomagał mi óielnie pakować rzeczy, które chciałem zabrać ze sobą. Myśl, że zobaczy
jeszcze ojca, pogoóiła go z odjazdem.
Obszedłem raz jeszcze fortecę, pogłaskałem oswojone kozy i młode lamy, których
stajnia mieściła się teraz w obrębie palisady, spojrzałem ze wzgórza na wyspę, objąłem
wzrokiem lasy, strumienie, góry i uprawne pola, przez siebie założone, przywiodłem sobie
na pamięć rozliczne przygody i przeżycia, związane z tym zakątkiem, złożyłem óięki Bogu
za wszystkie dobroóiejstwa, potem zaś wsiadłem do czółna czekającego u ujścia rzeczki.
Z całego mienia zabrałem tylko wielką, stożkowatą czapkę futrzaną, parasol i jedną
z papug, a wreszcie pieniąóe, które tak długo leżały nietknięte, że sczerniały i utraciły
blask.
Okręt był gotów do odjazdu, ale najlżejszy nawet wietrzyk nie marszczył powierzchni
morza, przeto odpłynąć dnia tego nie mogliśmy jeszcze.
Nad ranem przypłynęli dwaj z pięciu pozostałych i zaczęli błagać, by ich zabrać na
pokład. Mówili, że trzej inni wszczęli kłótnię, tak iż nie byli pewni życia. Prosili kapitana,
by ich nie zostawiał, gdyż wolą już zawisnąć na szubienicy w ojczyznie.
Kapitan powieóiał czepiającym się rozpaczliwie liny kotwicznej łotrzykom, że musi
zasięgnąć zezwolenia namiestnika, potrzymał ich jeszcze chwilę we woóie, gdy zaś złożyli
przysięgę, że będą słuchać i wiernie pełnić wszelkie rozkazy, spuścił im czółno i wziął ich
na pokład.
Tu otrzymali na powitanie porządną chłostę knutem o óiewięciu rzemieniach, zwa-
nym  kotem o óiewięciu ogonach , a potem okazało się, że są to óielni i posłuszni
marynarze.
W goóinach przedpołudniowych wysłałem jeszcze na ląd czółno z przyrzeczonymi
kolonistom zapasami, do których kapitan dołączył skrzynie marynarskie, zawierające ich
prywatną własność, zwłaszcza oóież. Poóiękowali baróo serdecznie za ten dowód łaski,
którego się wcale nie spoóiewali.
Nie zaniedbałem oświadczyć dla ich uspokojenia, że o ile to bęóie możliwe skieruję
w stronę wyspy któryś z okrętów, tak by mogli z czasem wyjechać.
Po południu podnieśliśmy kotwicę i ruszyliśmy w drogę.
Był to, jak wskazywał kalendarz okrętowy, óień 19 grudnia, roku Pańskiego 1686.
Spęóiłem przeto na wyspie dwaóieścia osiem lat, dwa miesiące i óiewiętnaście dni.
daniel defoe Robinson Crusoe 60
rozdział czternasty
 Robinson i Piętaszek przybywają do Anglii.  Synu, drogi synu!  Robinson zo-
staje przedsiębiorcą okrętowym i otrzymuje pomyślne wieści o stanie swych plantacji
w Brazylii.  Udaje się w podróż i przybywa na wyspę. Robinson spotyka Hiszpana,
a Piętaszek swego starego ojca.  Co zaszło na wyspie w ciągu lat óiesięciu.  Odjazd
Robinsona.  Zakończenie.
Po długiej podróży przybyłem do Londynu dnia 11 czerwca roku Pańskiego 1687.
Stanąłem po trzyóiestopięcioletniej nieobecności znowu na ziemi ojczystej wraz z Pię-
taszkiem, którego ruch i życie tutejsze wprawiło w takie osłupienie, że nie mógł wyrzec
słowa.
Po upływie połowy luókiego żywota znalazłem się z powrotem w kraju cywilizowa-
nym, pośród równych sobie, w ludnym mieście.
A jednak jakże obcy się poczułem tutaj! Wysokie budynki i ciasne ulice dławiły mnie
i niepokoiły, a w sercu tętniło ponadto trwożne pytanie, czy zastanę jeszcze przy życiu
ojca i matkę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta