[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczy³ siê od niego wielu potrzebnych rzeczy, czytaj¹c ksi¹¿ki i artyku³y starego rewolucjoni-
sty w nielegalnych rosyjskich pismach zagranicznych. Wpatrywa³ siê z uwielbieniem,
z rzewn¹ mi³oSci¹ w ten uparcie zaciSniête usta, które wypowiedzia³y nigdy niezapomniane
s³owa, ognistemi g³oskami zapisane w duszy Uljanowa:
Dobro rewolucji stanowi najwy¿sze prawo! Pozbawienie tyranów ¿ycia nie jest morder-
stwem!
Wspania³e, potê¿ne s³owa wielkiego wodza i nauczyciela! Takie zrozumia³e, drogie dla
Uljanowa, bo szepta³ je jeszcze ustami ch³opaka, nosz¹cego mundurek uczniowski.
Z rozczuleniem patrza³ na Akselroda, cz³owieka-maszynê, pisz¹cego od rana do nocy,
pêdz¹cego od miasta do miasta, kontroluj¹cego, doradzaj¹cego, poruszaj¹cego ca³ym mecha-
nizmem partji, zapominaj¹cego o sobie w p³omiennym, burzliwym porywie.
W³odzimierz wywar³ na wszystkich silne wra¿enie. Wyczuli w nim niewyczerpane si³y,
nieugiêt¹ wolê i niezwyk³y spryt rewolucyjny, oparty na zrozumieniu duszy warstw spo³ecz-
nych i okolicznoSci, w których wypada³o dzia³aæ.
Uljanow mówi³ ma³o o sprawach bezpartyjnych, tem bardziej, ¿e odczu³ ch³Ã³d, którym
wia³o od ca³ej postaci Plechanowa. Stary lew by³ gniewny na tego m³odzika, który oSmieli³
siê wy³amywaæ z programowych poczynañ szeregowców socjaldemokracji.
W³odzimierz opowiada³ o swoich wra¿eniach zagranicznych. Nie skrywa³ swego zachwy-
tu przed cywilizacj¹ zachodu.
Czegó¿bySmy dokazali przy takich Srodkach materjalnych i technicznych! zawo³a³.
Tymczasem u nas, je¿eli mam powiedzieæ szczer¹ prawdê, to, oprócz cara, niemamy nawet
kogo ograbiæ. ¯ebrak na ¿ebraku! Wspania³e tu s¹ rzeczy. Tak wspania³e, ¿e z bólem serca
podniós³bym na nie rêkê!
Czy¿ w Rosji niczegobyScie, towarzyszu, nie ¿a³owali spyta³ Akselrod.
W Rosji niczego! odpar³ bez wahania. Czegobym mia³ ¿a³owaæ? W Rosji biæ i bu-
rzyæ ³atwo! Bi³ nas od tysi¹ca lat ze wszystkich stron, kto chcia³! Wariagi, Pieczyngi, Tata-
rzy, Polacy, samozwañcy, Szwedzi, nasi carowie, policja. Tysi¹cami pal¹ siê wsie co roku,
niby fury s³omy. Tysi¹ce ludzi umiera z chorób i z g³odu. Czego mamy ¿a³owaæ na naszej
70
bezgranicznej p³aszczyxnie, pokrytej lasami, glin¹ i bagnami tundry? Naszych kurnych chat,
o cuchn¹cych strzechach ze zgni³ej s³omy? Tych zaduchu pe³nych bar³ogów, gdzie ludzie
wlok¹ pod³e ¿ycie obok krów i ciel¹t, jedz¹ z jednej misy, na jednem ³o¿u mno¿¹ siê, rodz¹
dzieci i umieraj¹? Naszego ¿ycia kator¿ników, bez idei, pe³nego zabobonów: pocz¹wszy od
ofiar dla domowych biesów a¿ do zachwytu przed zachodnim parlamentaryzmem? Doko³a
nas pustkowie, gdzie albo nas bili, albo my mordowaliSmy. A wSród tego wszystkiego pier-
wotny, ciemny, jak dziewiczy las, rosyjski ch³op rab boga, rab cara i rab djab³a...
Jednak miasta nasze, nasza sztuka, literatura... zaprotestowa³a Zasulicz.
Miasta? powtórzy³ Uljanow. S¹ one gdzieS daleko, zreszt¹ s¹ to tymczasem wielkie
wsie. OSrodki nieraz wspania³e, a tu¿ obok nêdza! Sztuka, literatura? Piêkne s¹ niezawod-
ne! Lecz Puszkin metys i dworak; Szczedrin gubernator, To³stoj hrabia, Niekrasow,
Turgieniew, Lermontow, Dzier¿awin, ¯ukowskij szlachta, bur¿uazja! Ca³a sztuka wysz³a
ze dworów i pa³aców, lub natchnion¹ zosta³a przez wrogów klasy pracuj¹cej. NienawiSæ do
tych twórców silniejsza jest od zachwytu nad ich dzie³em!
A na zachodzie, na zgni³ym zachodzie, towarzyszu? spyta³ z surowym b³yskiem zim-
nych oczu Plechanow.
Czy¿ mo¿na porównywaæ?! zawo³a³ Uljanow. Tu na ka¿dym kroku potê¿ne, genjal-
ne wcielenie w realne formy zorganizowanej woli ludzi, d¹¿¹cych do tego, aby z dum¹ po-
wiedzieæ: my potrafiliSmy skierowaæ pierwotne si³y natury do ³o¿yska rozumnych potrzeb
cz³owieka! JesteSmy w³adcami ziemi!
Co za zachwyty! uSmiechnê³a siê Zasulicz. Nie zna pan tego raju w³adców ziemi!
Byæ mo¿e, zgodzi³ siê spokojnie. Zachwycam siê tem, co ju¿ jest zrobione. Lecz
widzê te¿ s³abe strony. Zachodni cz³owiek zbytnio wierzy w wartoSæ istoty ludzkiej, ¿ywi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]