[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tunelu, by na zakręcie grzmotnąć w ścianę.
Willis poruszył się nieznacznie i wyciągnąwszy przed siebie ramiona, bezradnie
drapał palcami zimną skalę. Potem dwie kule poraziły go niemal jednocześnie.
Drgnął po raz ostatni i znieruchomiał.
II
Wydawało się, że panuje niesamowita cisza, kiedy Armstrong i Bene-detta
wyciągali O'Harę z kabiny ciężarówki. Strzelanina ucichła i oprócz poszumu
systemu chłodniczego pod maską jedynym zródłem dzwięku były nogi Armstronga,
potrącające rozrzucone na podłodze kabiny przedmioty. Pracowali w ciemnościach,
bo dobrze wymierzony strzał mógł się na tym prostym odcinku tunelu okazać
niebezpieczny.
Na koniec dotaszczyli O'Harę do bezpiecznego miejsca za zakrętem, a Benedetta
zapaliła knot ostatniej butelki z naftą. O'Hara był nieprzytomny i ciężko ranny;
prawa ręka zwisała bezwładnie, a bark był koszmarnym chaosem poszarpanych mięśni
i strzaskanych kości. Miał również strasznie pokiereszowaną twarz, bo zderzenie
ze skałą rzuciło go na szybę; Benedetta patrzyła nań ze łzami w oczach, nie
mając pojęcia, od czego zacząć.
Przykuśtykał Aguillar i łapiąc ze świstem oddech, zapytał z wysiłkiem:
- Rany boskie, co się stało?
- Nic tu po tobie, tio - odparła. - Połóż się.
Aguillar zaszokowany spoglądał na O'Harę - dotarło doń wreszcie, że wojna jest
rzemiosłem krwawym. Potem zapytał:
- Gdzie jest seńor Willis?
- Sądzę, że nie żyje - odpowiedział Armstrong. - Nie wrócił. Z poszarzałą twarzą
Aguillar osunął się obok O'Hary.
- Niech mi wolno będzie pomóc - poprosił.
- Wracam na wartę - powiedział Armstrong. - Choć nie wiem, jaki to ma sens.
Zaraz zapadnie mrok. Chyba na to czekają.
Pogrążył się w ciemnościach, Benedetta zaś zbadała roztrzaskane ramię O'Hary.
Bezradnie popatrzyła na Aguillara.
224
- I co mogę zrobić? Tu jest potrzebny lekarz, szpital. Nie możemy mu pomóc.
- A jednak musimy - powiedział Aguillar. - Zanim odzyska przytomność. Przysuń
światło.
Zaczął usuwać z krwawiącej rany odpryski kości, a zanim skończył, Benedetta
obandażowała ramię i umieściła je na temblaku. O'Hara był zupełnie przytomny i
tłumił jęk. Popatrzył na Benedettę i zapytał:
-Gdzie jest Willis?
Powoli pokręciła głowąi O'Hara odwrócił twarz. Czuł, jak narasta w nim
wściekłość na niesprawiedliwość losu; ledwie na powrót odnalazł życie, już musi
się z nim rozstać - i to rozstać w taki sposób: zapędzony w zimny, wilgotny
tunel, zdany na łaskę i niełaskę wilków w ludzkiej skórze. Gdzieś z bliska
posłyszał majaczenie kobiety.
- Kto to?
- Jenny - odparła Benedetta. - Jest w malignie.
Ułożyli O'Harę najwygodniej jak było można, i Benedetta wstała.
- Muszę pomóc Armstrongowi. - Aguillar podniósł wzrok i ujrzał, że jej twarz
stężała gniewem i zmęczeniem, że skóra opina ciasno policzki, a pod oczyma
rysują się ciemne półkola. Westchnął cicho i zdusił kopcący knot.
Armstrong siedział w kucki obok ciężarówki.
- Czekałem na kogoś - powiedział.
- A kogóż to oczekiwałeś? - zapytała sarkastycznie. - Tylko my dwoje trzymamy
się na nogach. - Potem dodała cicho: - Przepraszam.
- Nie ma sprawy - odrzekł Armstrong. - Jak Tim? W jej głosie zabrzmiała gorycz:
- Wyżyje... jeśli dadzą mu szansę.
Armstrong długo nic nie mówił, czekając, aż odpłynie z niej gniew i frustracja,
a potem rzekł:
- Wszędzie spokój; nie wykonali żadnego ruchu i nic z tego nie rozumiem.
Chciałbym wyjść i rozejrzeć się, kiedy zapadną zupełne ciemności.
- Nie bądz durniem - powiedziała zaniepokój ona Benedetta. - Cóż może zdziałać
człowiek bezbronny?
- Och, niczego nie będę próbować - odparł Armstrong. -1 nie będę tak zupełnie
bezbronny. Tim miał ze sobąjeden z tych małych automatów i -jak sądzę - jest do
niego kilka magazynków. W ciemnościach nie potrafiłem wykombinować, jak to
działa; chyba wrócę i przyjrzę się przy świetle. Jest tu także kusza i parę
bełtów - to ci zostawię.
Chwyciła go za ramię. -Nie idz jeszcze.
Ustąpił wobec poczucia osamotnienia, jakie usłyszał w jej głosie. Niebawem
powiedział:
15-Cytadela w Andach
225
- Kto by pomyślał, że Willis porwie się na coś takiego? Był to postępek
człowieka prawdziwie odważnego, a nigdy mu śmiałości nie przypisywałem.
- Kto wie, co drzemie w człowieku? - powiedziała Benedetta miękko, Armstrong zaś
zrozumiał, że myśli o 0'Harze.
Pozostał z nią jeszcze chwilę, próbując rozmową rozładować jej napięcie, potem
wrócił w głąb tunelu i zapalił lampę. O'Hara popatrzył na niego oczami pełnymi
cierpienia.
- Ciężarówka załatwiona odmownie? - zapytał.
- Nie wiem - odrzekł Armstrong. - Jeszcze się nie przyglądałem.
- Sądziłem, że może zdołamy nią umknąć - rzekł O'Hara.
- Rzucę okiem. Chyba nie bardzo ucierpiała od kuksańców - ci chłopcy niezle ją
opancerzyli przeciwko naszym bełtom. Ale nie sądzę, by posłużyły jej kule; tu
osłony mogły okazać się niewystarczające.
Przysunął się do nich Aguillar.
- Może spróbowalibyśmy w ciemnościach... uciec?
- Dokąd? - zapytał rzeczowo Armstrong. - Obstawiają most, a poza tym uważam, że
próba przejechania przez niego nocąbyłaby czystym samobójstwem. No i tu nie brak
im światła; będą dobrze pilnować wlotu tunelu. -Potarł czubek głowy. - Nie wiem,
dlaczego nie chcą nas załatwić już teraz.
- Chyba zabiłem ich szefa - powiedział O'Hara. - Mam nadzieję. A nie sądzę, by
Santos miał dość ikry, żeby atakować - boi się tego, na co może trafić.
- Kto to jest Santos? - zapytał Aguillar.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]