[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musisz z niego wstać. Dasz sobie radę, Jane?
- Nie bój się, jestem przecież pielęgniarką. Gdy lekarze
zasypiają na stojąco, my wciąż jesteśmy na chodzie. - Wy-
gramoliła się spod koca. - Pięć minut w łazience, i znów
będę gotowa do pracy.
- Kocham cię, skarbie - szepnął, całując ją w policzek.
Gdy idąc po torbę, odwróciła się i spojrzała na niego, już
spał. Jean-Claude wręczył jej kromkę chleba i kubek z kawą,
mówiąc, że pogoda wciąż jest fatalna. Gdy zgłosiła się do
doktora Berfaya, polecił jej przyłączyć się do Maurice'a.
Razem poszli do sekcji dla poparzonych. Okazało się, że
gdy spała, jeden z pacjentów zmarł. Maurice wzruszył ramio-
nami i bezradnie rozłożył ręce.
- W szpitalu pewnie by przeżył, ale w tych warunkach...
Nie obwiniaj siebie, zrobiłaś wszystko, co było w twojej
mocy.
Wiedziała, że nie może tracić cennej energii na jałowy żal.
- Z resztą chyba nie najgorzej - powiedziała rzeczowo.
- Zmienię im tylko opatrunki.
Nagle, gdy opatrywała ostatniego rannego, usłyszała roz-
dzierający krzyk. Odwróciła się i zobaczyła, że pomocnicy
wnoszą do sali kogoś nowego. Doktor Berfay, podobnie jak
David, nareszcie poszedł się przespać, toteż na dyżurze była
tylko ona i Maurice. Na twarzy Maurice'a malował się prze-
strach.
Okazało się, że nową pacjentką jest dwudziestopięciolet-
S
R
nia kobieta w ciąży. Maurice nachylił się nad nią i zaczął ją
niepewnie osłuchiwać stetoskopem.
- Jak długo już rodzi? - spytała Jane.
- Dwadzieścia cztery godziny. To jej pierwsze dziecko,
ale...
Maurice był świadkiem może dziesięciu porodów, pod-
czas gdy Jane pomagała przy setkach - w tej sytuacji to ona
była ekspertem. Szybkie badanie potwierdziło jej podejrze-
nia: poprzeczne zatrzymanie płodu. Innymi słowy, dziecko
utknęło w drodze. .
- Trzeba jej zrobić cesarskie cięcie - orzekła Jane. -
Mam obudzić Davida i poprosić go o pomoc?
- Byłbym wdzięczny - odparł szczerze Maurice. - Nie
czuję się na tyle kompetentny...
Jane z rozczuleniem popatrzyła na śpiącego spokojnie Da-
vida, a następnie westchnęła i energicznie nim potrząsnę-
ła. Zdumiony, otworzył wreszcie oczy. Spał zaledwie od go-
dziny.
- Davidzie, musisz natychmiast zrobić cesarskie.
Powoli docierał do niego sens jej słów.
- Tylko umyję twarz i zaraz przychodzę - odrzekł, wsta-
jąc. - Bądz dobrą instrumentariuszką i przygotuj narzędzia.
Ponieważ nie był to szpital, tylko istne pole bitwy, David
musiał zastosować znieczulenie,dokanałowe w kręgosłup.
Na szczęście wszystko poszło dobrze i już po chwili trzymał
w rękach zdrową dziewczynkę, którą - z braku łóżeczka -
ułożono na specjalnie przygotowanym stole.
Jane uśmiechnęła się do wyczerpanej matki.
- Ma pani śliczną córeczkę - powiedziała do niej po fran-
cusku.
S
R
Przez następne cztery dni warunki atmosferyczne nie
uległy poprawie. Doktor Berfay, Maurice, David i Jane
pracowali na zmianę, harując po kilkanaście godzin na dobę.
Prawie wcale go nie widywała. Tylko z rzadka wymieniali
przelotny pocałunek albo na moment się do siebie przytulali.
Nigdy przedtem nie była równie zmęczona. Ale pewnego
ranka usłyszeli wreszcie warkot silników i do sali wszedł
mężczyzna w mundurze. David wyrósł przy niej jak spod
ziemi i poklepał ją po ramieniu.
- No, przyjechali profesjonaliści. Możemy wracać!
Przejęcie rannych nie zabrało wiele czasu. Szybko się też
pożegnali i wymienili podziękowania. Jane pocałowała
w policzek Maurice'a, który w ciągu pięciu ostatnich dni
przeszedł chrzest bojowy. Doktor Berfay zostawał na miejscu
i cieszył się, że nareszcie będzie wśród swych starych towa-
rzyszy. Karetki zabrały w pierwszej kolejności rannych
z najpoważniejszymi obrażeniami.
Kiedy Jean-Claude odwiózł ich w końcu z powrotem do
hotelu, była czwarta po południu.
- Byłbym zaszczycony - zwrócił się do nich - gdy-
by zechcieli państwo przyjąć zaproszenie na kolację.
O której?
- Najwcześniej za dwie godziny - odrzekła bez namysłu
Jane. - Przede wszystkim muszę wziąć kąpiel, gorącą i bar-
dzo, bardzo długą. No i te moje włosy!
- Zatem oczekuję państwa o szóstej. - Jean-Claude strze-
pnął niewidoczny pyłek z poplamionego ubrania. - Ja też
z rozkoszą się przebiorę.
Jane napuściła wody do wanny. W pokoju rozłożyła na
łóżku haleczkę, którą dostała od Sue, i nową, wyjściową
S
R
sukienkę. Na toaletce przed lustrem ustawiła przybory do
makijażu.
David zbliżył się, chcąc ją pocałować.
- Nie! - zaprotestowała głośno. - Pocałujesz mnie, gdy
znów będę wyglądać jak człowiek. Na razie jestem zmęczo-
na, brudna i brzydko pachnę.
- Wcale, mi to nie przeszkadza - powiedział z uśmie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]