[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co najmniej godzinę.
Wrzucił odpryski do miski i podziękował skinieniem głowy Lorraine, która
natychmiast ją zabrała. Szpitalna sala operacyjna nie miała klimatyzacji i było tu strasznie
duszno, ale nikt się nie skar\ył. Wszyscy zacisnęli zęby i robili, co do nich nale\y, od pie-
lęgniarek do Kasey siedzącej w głowach stołu przed starą aparaturą anestezjologiczną.
- No i jak tam? - spytał Adam, zerkając na nią.
- Ciśnienie stabilne, puls i oddech miarowe.
- Bardzo dobrze! Wspaniała robota.
- Dziękuję - odparła chłodno Kasey.
Adam oczyszczał dalej ranę, zostawiając spory zapas skóry i mięśni na obciągnięcie
kikuta. Trzeba będzie jeszcze podwiązać naczynia krwionośne i usunąć nerwy powy\ej
miejsca amputacji, by w przyszłości proteza nie uwierała. Na szczęście lewa stopa Amelii
była w lepszym stanie, ni\ przypuszczał. Straciła, co prawda, trzy palce, ale będzie mogła na
niej chodzić. W sumie dziewczynka miała ogromne szczęście - eksplozja jej nie zabiła i
będzie się mogła poruszać o własnych siłach.
Adam z satysfakcją kończył ostatni szew.
- No, gotowe. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za parę tygodni wstanie z łó\ka. -
Uśmiechnął się i przesunął wzrokiem po twarzach otaczających stół ludzi. - Doskonała robota
w takich niesprzyjających warunkach. Dziękuję wszystkim.
- Nie ma za co - odparła wesoło June, zbierając instrumenty. Oddała je Lorraine i
pomogła kole\ance wytoczyć stary rozklekotany wózek z sali operacyjnej. Szpitalny autoklaw
był na szczęście sprawny i mo\na w nim było przeprowadzać sterylizację sprzętu.
Adam przeciągnął się, rozprostowując zesztywniałe mięśnie pleców oraz karku, i
odstąpił od stołu operacyjnego. Zerknął na Kasey wybudzającą małą pacjentkę z narkozy.
- Jeśli nie jestem ci potrzebny - powiedział - to pójdę wziąć prysznic. Mary obiecała
przygotować łó\ko w tym małym pokoiku przylegającym do głównej sali. Przyślę ją tu po
Amelię.
- Nie trzeba. Chcę dopilnować, \eby w pełni się wybudziła, zanim ją przeka\ę. Sama
ją tam pózniej zawiozę.
- Musisz odpocząć, Kasey. Mary jest wystarczająco kompetentna, \eby zająć się małą
ju\ teraz.
- Nie twierdzę, \e nie. Ale Amelia jest moją pacjentką i nie przerzucę na nikogo
odpowiedzialności za nią, dopóki się nie upewnię, \e doszła do siebie.
Spojrzała na niego beznamiętnie.
- Skoro tak zadecydowałaś, to nie nalegam - burknął i wyszedł z sali operacyjnej.
W umywalni ściągnął przepocony fartuch i wepchnął go bezceremonialnie do kosza
na brudy. Wziął z półki ręcznik, wszedł do kabiny natryskowej i zaklął szpetnie, kiedy po
odkręceniu kurków na głowę pociekł mu wątły strumyczek zimnej wody. Zaczął kręcić
kurkami wte i wewte, ale nic to nie dało.
Wyszedł z kabiny i spróbował w sąsiedniej, lecz z tym samym rezultatem: parę kropli
zimnej wody i szlus. I były to krople, które przepełniły czarę goryczy. Tego ju\ za wiele.
Dlaczego, u licha, zgodził się stanąć na czele tej misji?
Ubrał się i wyszedł z szatni. Korytarzem nadchodził Tony Bridges, lekarz z ich grupy.
Powiedział coś, kiedy się mijali, ale Adam się nie zatrzymał. Wymaszerował ze szpitala
głównym wejściem, wsiadł do d\ipa, zapuścił silnik i ruszył z piskiem opon, płosząc stada
ptaków z pobliskich drzew. Ze szpitala do hotelu było dziesięć minut jazdy. Pokonał tę trasę
w sześć. Nie pamiętał, \eby był kiedyś a\ tak zły i sfrustrowany... nie licząc, rzecz jasna,
tamtego wieczoru, kiedy Kasey powiedziała mu prawdę.
Wszedł z zaciśniętymi ustami do budynku. Ostatnio wszystko obracało się wokół
Kasey. A myślał ju\, \e ma to za sobą. Jak\e się mylił.
Wbiegł po schodach, biorąc po dwa stopnie naraz, i wpadł do sypialni. Musi
przemyśleć to, co zaszło przed pięcioma laty, bo to był jego największy błąd: starał się
zagłuszyć ból, rzucając się w wir pracy, zamiast stawić mu odwa\nie czoło. I musi zacząć od
samego początku, przegnać raz na zawsze te duchy przeszłości.
Poło\ył się na łó\ku, zamknął oczy i otworzył umysł...
- Cześć! Nazywam się Kasey Harris. Jestem waszym nowym anestezjologiem.
Adam odwrócił się na pięcie, słysząc za sobą ten rozkoszny głosik. Wyszedł właśnie
skonany z sali operacyjnej i nie miał najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać. Miał ju\
na końcu języka chłodną wymówkę, ale na widok stojącej przed nim kobiety oniemiał.
Jedwabiste, falujące czarne włosy, delikatny owal twarzy; błyszczące ciemnoniebieskie
oczy patrzące nań ciepło, z jakąś subtelną, trudną do nazwania emocją, na którą zareagowały
natychmiast jego zmysły. Kiedy wyciągnęła smukłą dłoń, uchwycił się jej jak tonący.
- Mam, oczywiście, przyjemność z Adamem Chandlerem?!
- Przepraszam. Jestem w tej chwili trochę niedysponowany. Dwunastogodzinna
operacja, rozumie pani...
- Jak najbardziej. Te\ mi się to zdarza - odparła ze współczuciem w glosie. - Ale
satysfakcja z dobrze wykonanej pracy potem to rekompensuje, prawda?
- Naturalnie.
Uśmiechnął się, zerknął na zegarek.
- Widzę, \e jest pan zajęty, nie będę więc zatrzymywała - powiedziała słodko. - Ani mi
w głowie odciągać chirurga od jego skalpela! Chciałam się tylko przedstawić. Zaczynam
jutro, na pewno się spotkamy...
- Niestety, jutro mnie nie będzie - wpadł jej w słowo. - Mam kilka dni zaległego
urlopu, które chcę wykorzystać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]