[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chemicznym. Spożywczy na razie nie jest zbyt imponujący, generalnie od gotowania i
pieczenia nas nie uwalnia, no ale zawsze: majonez, musztarda, konserwy rybne, budynie,
twarożki, makarony, mrożonki... Gdyby to wszystko robić ręcznie, potrzeba by było jeszcze
pół pomocy kuchennej. A chemia to dopiero ho-ho! Płyny do mycia naczyń, proszki do
prania takie i siakie (za wierciakiewiczowej robiło się je w domu), pasty do szorowania,
płyny do czyszczenia zlewu, gotowe farby, uszczelniacze, zmywacze, wywabiacze...
Jakżesz potężną siłą postępu jest lenistwo! Toż to z marzeń leniów o tym, żeby woda lała
się ze ściany wprost do miski, żeby zrobić pstryk i już stawało się jasno, żeby pranie się
prało samo, powstały epokowe ułatwienia. Wynalazki robili oczywiście ludzie piekielnie
pracowici, ale trzeba mieć w sobie szczyptę lenistwa, chcąc w ogóle dostrzec problem.
Szczyptę, powtarzam, nie więcej. U większości ta dawka jest tak duża, że leń poza marzenia
nie wychodzi. Ba, cały potężny aparat reklamy trudni się przekonaniem nas, żebyśmy
zechcieli ułatwić sobie życie. Bo lenistwo jest nie tylko sprzymierzeńcem wynalazczości
wspiera także konserwatyzm. Nowy sprzęt wprowadza zamieszanie, trzeba uczyć się z nim
obchodzić... Spece od reklamy naprawdę muszą się natrudzić, żeby skłonić leniów do
ułatwienia sobie życia.
18
PRZEAAM SI I KA%7ł PRACOWA KILOWATOM!
Moja babcia była człowiekiem niezwykle pracowitym i niezwykle sprawnym. Pamiętam ją
wciąż zajętą, a prawie nigdy zmęczoną. Wszystko szło jej tak płynnie, jakby mimochodem,
jakby w tańcu. Umiała sobie ułatwić pracę, miała wrodzony zmysł ergonomiczny. Ale
właśnie dlatego trudno ją było przekonać do jakichś innowacji. Nawet do lodówki. Po co ten
wydatek, przecież mam taką świetną spiżarkę . Spiżarka była rzeczywiście znakomicie
rozplanowana, tym niemniej my, ci z młodego pokolenia, złożyliśmy się i kupiliśmy babci na
gwiazdkę lodówkę. No i co? Sprzęt stał nie podłączony w kuchni, a babcia niekiedy
nadmieniała, tak mimochodem, że przedtem kuchnia była ustawniejsza. Trzeba było
dopiero lipcowych upałów i dwóch kilogramów zaśmierdłej cielęciny, żeby babcia
przekonała się do lodówki. Potem, owszem, używała jej również ergonomicznie i sensownie,
jak przedtem spiżarki.
Z pralką poszło o wiele łatwiej, bo choć babcia nie dowierzała, że od kręcenia się w bębnie
bielizna zrobi się równie czysta jak od pocierania na tarce, to jednak sama widziała, że na
balię i tarkę nie może już trwonić sił.
Ja tam sił miałam dużo, ale Franię kupiłam zaraz, jak stały się dostępne. Lodówkę też. I
odkurzacz. I żelazko z termostatem. I...
I właśnie że żadne i . Do następnych zakupów już zmuszała mnie córka pralkę
automatyczną wstawiła mi do łazienki drogą zamachu stanu, lodówkę z zamrażalnikiem
prawie tak samo, za nic sobie mając moje argumenty, że przecież stary sprzęt jest po prostu
świetny, bo przez z górą dwadzieścia lat pralka zepsuła się raz, a lodówka ani razu...
To normalna kolej rzeczy. Z biegiem lat człowiek nabiera wprawy i sprawności, już mu
praca nie tak straszna jak z początku, kiedy nie wiedział, z którego końca ją ugryzć, te zajęcia,
do których nijak się nie mógł przełamać, po prostu skreślił z rozkładu i nie odczuwa potrzeby
ułatwień i ulepszeń. Dobrze jest, jak jest.
A to nieprawda. Broniłam się długo przed melakserem, replikując na namowy córki, że
więcej z tym zachodu (ustawienie, skręcanie, mycie) niż pożytku i że trochę surówki dla nas
mogę utrzeć na podręcznej szatkownicy. Uległam tylko dla świętego spokoju. I oto melakser
ujawnił całe połacie mego lenistwa: nim się ten sprzęt pojawił, nie robiłam pierogów,
mielonych kotletów, tatara, surówek rzeczywiście tylko trochę, ciasta jedynie te, których nie
trzeba za długo ucierać, itd. Melakser, zwalniając mnie od kontaktu z niemiłą mi maszynką
do mielenia, wprowadził rewolucję w naszym jadłospisie.
Drugi sprzęt nie do przecenienia to wiertarka. Syn dostał ją od chrzestnego na urodziny, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]