[ Pobierz całość w formacie PDF ]
korzystającego w zamian za kilka drobnych, acz istotnych uprzejmości z usług warsztatu
Trudnego po wysoce promocyjnych cenach.
Mercedes ciągnął jak szatan i pomimo śnieżnej zawiei, jaka w międzyczasie opadła
miasto, Trudny dotarł na Piękną w niecałe dwadzieścia minut.
Otworzył mu Konrad.
- Ja go tylko znalazłem - powiedział już w progu. Ulga z powodu ujrzenia syna całego
i zdrowego była nazbyt wielka, by Trudny mógł się od razu zdobyć na szczegółowe
wypytywanie go, kogo on mianowicie tylko znalazł.
Zrzucił z siebie przyprószony śniegiem płaszcz i spytał:
- Gdzie matka?
- Na strychu.
To już było coś. Dotąd Violetta nie postawiła swej stopy na strychu i teraz też na
pewno nie weszła tam z czystej ciekawości.
Zanim jeszcze wspięli się na piętro, Jan Herman poczynił dwa spostrzeżenia. Pierwsze
dotyczyło panującej w domu ciszy i rzucającej się w oczy nieobecności robotników. Drugie
było oparte na krótkim skojarzeniu: Viola-strych-Konrad.
- Znalazłeś tam coś takiego, że matka zwolniła wszystkich ludzi i ściągnęła mnie jak
do pożaru - stwierdził.
- Yhm - przytaknął Konrad.
Trudny zatrzymał się przed schodkami na strych; z otwartej klapy w suficie padało
anemiczne światło lampy elektrycznej.
Cisza panowała i tutaj.
- Dziadkowie gdzie?
- U Starowiejskich.
Trudny spojrzał na syna z uwagą.
- Co to jest? - spytał cicho. Konrad uśmiechnął się przepraszająco.
- Trup.
- Trup?
- Trup. Zwłoki. Milczeli chwilę.
- Czyje?
Konrad wykonał jakiś dziwny gest lewą ręką.
- Nie wiem. Stare. Dziecka chyba. - Dziecka.
- Yhm. Dziewczynki. Ma coś na sobie... jakby strzępy spódniczki.
Trudny zerknął na zegarek, zaraz zapomniał o odczytanej godzinie, spojrzał w jasny
kwadrat włazu ponad sobą, pomacał po kieszeniach marynarki w poszukiwaniu papierosów,
wreszcie wrócił wzrokiem do Konrada.
- Ona tam jest? - spytał szeptem. - Nic nie słyszę.
- Siedzi i pali - odszepnął syn.
Violetta bardzo rzadko paliła. Właściwie zdarzało się to tylko w wyjątkowych
sytuacjach.
- Przy tych zwłokach?
- Aha.
Trudny ruchem głowy nakazał Konradowi pozostać na miejscu, po czym wszedł na
górę.
Dzięki Józkowi Szczupakowi i jego Cyganom można było na strych przynajmniej
swobodnie wejść i zrobić parę kroków w lewo i w prawo wzdłuż północnej jego ściany,
wyposażonej w rząd niewielkich świetlików o zażółconych wieloletnim brudem szybkach. Za
pierwszym razem Trudny ledwo tu się wcisnął, teraz mógł już stanąć wyprostowany, nie bojąc
się, iż wystający nie wiadomo skąd drut, wiklina, gwózdz czy drzazga wybije mu oko.
Rozejrzał się. Lampa stała na podłodze w kącie północno-wschodnim, długi, sztukowany
kabel biegł od niej do włazu i w dół. Naga, nie osłonięta abażurem, bardzo silna żarówka nie
tyle rozpraszała zazwyczaj zalegający tutaj o tej porze ciężki półmrok, co wypychała go i
wtłaczała, rozszatkowany na miriady drobnych i wielkich cieni, w dziki gąszcz pokrytych
grubą warstwą kurzu rupieci, jaki wypełniał pozostałą część strychu. W efekcie Trudny
postrzegał go jako surrealistyczną dżunglę zwłok tysięcy wytworów ludzkich rąk - są
cmentarze i cmentarze; a czegóż nie było w tej nekropolii...! Wcale się nie dziwił fascynacji
Konrada owym miejscem: było jak starożytny grobowiec zapomnianych królów, gdzie z
jednakowym prawdopodobieństwem natknąć się można na jadowitego węża, jak i szkatułę
diamentów. Konrad wszakże - pomyślał w roztargnieniu Jan Herman - natknął się tu na
zwłoki ludzkie.
Podszedł do żony. Siedziała na jakimś drewnianym pudle, przysuniętym pod sam
ceglany mur, metr od lampy, i rzeczywiście paliła papierosa. Patrzyła w bok, za ustawione
pionowo wielkie płaszczyzny obciągniętych szarym papierem obrazów, gdzieś w głąb sterty
żelaznych rupieci, piętrzących się niemal pod sam sufit. Nie odwróciła wzroku na wejście
Trudnego, nic nie powiedziała, w ogóle się nie poruszyła. Siedziała i patrzyła. Nieruchomy
smok jej cienia wpłaszczał się w brunatne cegły ścian. Strychu nie ogrzewano, a i jego
uszczelnienie pozostawiało wiele do życzenia: Violetta wdziała na sukienkę popielaty
włóczkowy sweter Jana Hermana, dla niej samej cokolwiek za obszerny, którym jednakowoż
opatuliła się szczelnie, kuląc się na tej pace, przyciskając poziomo lewe przedramię do
brzucha i ściągając kolana ku sobie i wzwyż.
Trudny obszedł obrazy, kucnął, powiódł wzrokiem w ślad za jej spojrzeniem. Trup
[ Pobierz całość w formacie PDF ]