[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba już bym nie potrafił.
Wtedy ona go pocałowała i już nie wiadomo było, które z nich bardziej drży.
Marzył o tej chwili, o tym, by tulić ją w ramionach, lecz rzeczywistość okazała się
cudowniejsza niż jego marzenia.
87
S
R
Pragnął jej, ale to było więcej niż tylko pożądanie. Chciał każdym dotykiem,
każdą pieszczotą, każdym pocałunkiem mówić Gaby: Kocham cię!
Kochał jej piękne ciało, jej umysł, jej serce i siłę. Dotykając jej, mógł wreszcie
wyrazić miłość, której nie potrafił zamknąć w słowach. Gaby z westchnieniem
przycisnęła czoło do jego czoła.
- Luke, nie możemy przez cały wieczór obściskiwać się na tarasie.
Zaśmiał się cicho.
- Nie mów, że naprawdę planujesz zaciągnąć mnie na górę? Sądziłem, że tylko
żartujesz.
Milczała, ale już nie była taka pogodna.
- Nie rób tego, Gaby.
Wciąż czuł na szyi jej oddech, wciąż stała blisko, ale zaczął go ogarniać
dziwny niepokój.
- Czego? - spytała cicho.
- Nie zamykaj się przede mną. Czuję, że się oddalasz.
- Przecież wciąż tu jestem.
- Wiesz, co miałem na myśli. Ale nie musimy się z niczym śpieszyć. - Po
pięciu latach w piekle mógł jeszcze poczekać na chwile w niebie. - Chciałbym się z
tobą kochać, ale wszystko i tak jest skomplikowane.
- Skomplikowane? Dlaczego?
- Po pierwsze, musimy myśleć o Heather. Spojrzała na niego z przerażeniem.
- Sądzisz, że Heather mnie nie zaakceptuje? To próbujesz mi powiedzieć? %7łe
powinniśmy to zakończyć, zanim jeszcze się naprawdę zaczęło?
- Nie o to mi chodzi! - żachnął się, a potem dodał już spokojniej: - Nie próbuję
się wycofać, Gaby. Wiem, że nam się uda. Po prostu nie będziemy się śpieszyć,
damy Heather czas. Ona już cię kocha, przecież wiesz.
- Jasne! Ale czy będzie zachwycona, kiedy się dowie, że odtąd będę w jej
życiu jako... no, że będę z tobą, Luke. Miałeś rację: sytuacja i tak jest już
88
S
R
dostatecznie skomplikowana. - Wysunęła się z jego ramion i nagle pojawiła się
między nimi przepaść. - Luke, wiesz, jak bardzo zależy mi na Heather. Nie
zrobiłabym nic, co mogłoby ją zranić. I tak wiele ostatnio przeszła. Jeśli uważasz, że
ona może zle to przyjąć, to pozostaje nam tylko jedno...
- Nawet tak nie mów, Gaby! Zamknęła oczy.
- Cóż, nie możemy ot tak przyjść, trzymając się za ręce, i oznajmić, że mamy
dla niej radosną nowinę. A ja nie zamierzam jej okłamywać, Luke.
- Na litość boską, a kto tu mówi o okłamywaniu? Za kogo ty mnie uważasz?
Pięć minut temu całował ją po karku, a teraz najchętniej by jej go skręcił.
Nagle Gaby zachichotała i pocałowała go w usta.
- Nie mogę ci się oprzeć, kiedy tak ślicznie zrzędzisz - powiedziała.
- No, twoje szczęście - burknął, ale oczy już mu się śmiały. - Po prostu nie
będziemy się śpieszyć. Nie możemy pozwolić, żeby ominęło nas to, co najlepsze.
- Czyli?
- No wiesz, pierwsze randki, kolacje przy świecach, spacery po plaży i tak
dalej.
Popatrzyła na niego z udawanym niedowierzaniem.
- Panie Armstrong, jeszcze chwila, a pomyślę, że podstępnie ukrywał pan
przede mną swoją romantyczną naturę! - Potem wzięła go pod rękę i wrócili do sali.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem. Możesz na mnie warczeć, ile chcesz, ale wiem,
że w głębi duszy jesteś słodki jak cukierek.
Znowu burknął coś pod nosem, a Gaby się roześmiała.
- No, nareszcie cię poznaję!
Czekała na Luke'a pod hotelem, czując, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi.
Do bladego świtu debatowali, jak wszystko rozegrać, i ustalili podstawowe reguły.
Miały im umożliwić dalsze mieszkanie pod jednym dachem: żadnego migdalenia się
w ukryciu, żadnego okłamywania Heather i żadnego przekradania się z sypialni do
sypialni w środku nocy.
89
S
R
Gaby pomyślała o tamtej nocy, kiedy Luke lunatykował, i aż westchnęła.
Szkoda. W jego ramionach czuła się taka szczęśliwa i bezpieczna, ale spanie w
jednym łóżku nie wchodziło w grę.
Wczoraj w nocy, kiedy siedzieli w hotelowym barze, wszystko wydawało się
takie oczywiste i proste. Teraz jednak, w słoneczny wiosenny dzień, Gaby zaczynała
się zastanawiać, czy to wszystko jej się nie przyśniło.
Gdy zza zieleni rododendronów wyłoniła się znajoma maska range'a rovera,
jej serce znów zabiło szybciej. Oto chwila prawdy, moment, kiedy się wyjaśni, czy
jej złota karoca pozostanie karocą, czy na powrót zmieni się w dynię.
Heather machała do niej jak wariatka, Luke wydawał się skupiony.
- Idz, Heather - mówił do córki.
- Oj, taaato! Nie mam trzech lat.
- Wiem, ale długo jechaliśmy, a ty opiłaś się wodą mineralną jak bąk.
- Jezu! - jęknęła Heather. - Cześć, Gaby!
- Cześć, Heather. Zaprowadzić cię do łazienki?
- Ty też zaczynasz? Jakoś trafię, piękne dzięki.
- To super. - Gaby uśmiechnęła się pod nosem, a potem patrzyła, jak Luke
wysiada z samochodu.
Czuła się onieśmielona, jakby sama miała naście lat. Luke mruknął coś pod
nosem, poszedł do bagaże Gaby i wrzucił je do bagażnika. Kiedy skończył, podszedł
do niej i wziął ją za rękę. Popatrzył jej w oczy, a ona stopniała jak wosk. On też
wydawał się onieśmielony. Z czułością dotknęła jego zarośniętego policzka.
Pochylił się i lekko pocałował ją w usta. Po chwili pocałował ją jeszcze raz,
tym razem goręcej.
- Cześć, moja piękna.
Prawdę mówiąc, tego ranka specjalnie piękna się nie czuła. Miała na sobie
stare wygodne dżinsy i bluzkę z długimi rękawami, praną tyle razy, że materiał stał
90
S
R
się cieniutki i bajecznie miękki. Szkoda tylko, że za cenę utraty fasonu. Ale to nic,
najważniejsze, że jemu się podoba.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]