[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O dziewiątej rano wylądowali w Los Angeles. Nick została
przepuszczona przez bramki, mimo braku dokumentu
potwierdzającego tożsamość po tym, jak Delion wypełnił w trzech
egzemplarzach dokumenty i rozmawiał z dwoma zwierzchnikami. Po
pół godzinie inspektor Delion, agent specjalny Carver i kobieta
nieposługująca się żadnym tytułem, przedstawiana przez
współtowarzyszy jako panna Nick Jones, weszli do biura producenta
Franka Pauleya. Narożne okno jego gabinetu wychodziło na Pico,
jedną z najbiedniejszych dzielnic w Los Angeles, zamieszkaną
głównie przez emigrantów, w głębi widać było ocean. Był ledwie
widoczny, bo nad miastem zawisł ciężki, szary smog, ale widać było
pole golfowe. Pan Pauley był wysokim, szczupłym mężczyzną, o
przyjaznym wyglądzie. Był też bardzo blady. Coś tu jest nie tak,
pomyślała Nick.
Czy nie każdy w Los Angeles powinien być opalony od stóp do
głów? Wyglądał na czterdzieści parę lat. Kiedy ich zobaczył,
uśmiechnął się miło, choć nieco nerwowo. Nie mogła mieć o to do
niego pretensji.
Podał im po kolei dłoń na powitanie, zaproponował kawę i
wskazał szarą sofę, długą na sześć metrów. Naprzeciwko sofy stały
krzesła, wszystkie szare i trzy stoliki do kawy dzielące przestrzeń.
Frank Pauley powiedział, machając ręką w kierunku sofy:
- Jestem tu nowy. Odziedziczyłem to biuro i wszystkie te
szarości po poprzednim producencie. Mówił, że duża kanapa jest mu
potrzebna do castingów. - Szeroko uśmiechnął się do Nick, która nie
odwzajemniła jego uśmiechu, i powiedział:
- Zadzwonił pan do mnie, inspektorze Delion, bo uważa pan, że
morderstwa, pokazywane ostatniej nocy w programie Superagent",
przypominają morderstwa popełnione w San Francisco w ciągu
ostatnich dziesięciu dni.
- Zgadza się - potwierdził Delion. - Zanim zaczniemy omawiać
problem, chcielibyśmy zobaczyć ten program, porównać okoliczności,
podjąć decyzje. Jak na razie, tylko panna Jones go widziała.
- To rzeczywiście bardzo niepokojące. Proszę chwilę poczekać.
Frank Pauley odwrócił się do szarego telefonu i wystukał numer.
- Dzięki Bogu, zostały wyemitowane tylko dwa odcinki
programu - skomentowała Nick.
- Obejrzymy oba odcinki, panie Pauley - powiedział Dane.
- Jeśli chcemy je porównać do wydarzeń z San Francisco,
musimy sprawdzić, czy były popełnione zbrodnie wzorowane na
pierwszym odcinku. Nie mamy sposobu, by dowiedzieć się, czy
morderca będzie dalej zabijał, jeśli przestaniecie emitować kolejne
odcinki programu. Ale przypuszczam, że studio ogłosi zakończenie
emisji programu?
Frank Pauley odchrząknął.
- Powiem wprost: nasi prawnicy zdecydowali, że natychmiast
przerywamy program i przystajemy na współpracę z wami.
Oczywiście jesteśmy wstrząśnięci tym, że jakiś szaleniec rzeczywiście
mógł to zrobić pod wpływem programu. Sprawdzimy, czy ten odcinek
odpowiada morderstwom w San Francisco.
- Doceniamy to. Oczywiście, może pan mieć wątpliwości
dotyczące kwestii prawnych - powiedział Dane.
- Zawsze je mamy - odparł Frank Pauley. - Czekają na nas w
pokoju pięćdziesiąt jeden.
- Pięćdziesiąt jeden? - zapytała Nick.
- To dowcip, panno Jones, mały filmowy dowcip. To jest nasze
własne, prywatne kino. Jeśli państwo chcą, to zaraz możemy obejrzeć
pierwszy i drugi odcinek.
- Pózniej przydałoby się zobaczyć trzeci odcinek - wtrącił
Delion.
- Nie ma sprawy - powiedział Pauley, machając lewą dłonią
ozdobioną czterema diamentowymi pierścieniami.
Dane czuł się zdegustowany. Może dały mu je cztery żony, tutaj,
w Los Angeles, nigdy nic nie wiadomo.
Usiedli w małym, zaciemnionym kinie i oglądali drugi odcinek
programu Superagent".
Miasto Chicago, kościół świętego Jana, ksiądz Paul. Dane patrzył,
jak ksiądz Paul słucha człowieka opowiadającego mu o morderstwie,
które właśnie popełnił - zatłukł na śmierć pałką pewną starą kobietę. I
nie obnosił się z tym. Ale zaraz, ona była kolejną straconą duszą z
parafii księdza Paula, czyż nie? Dwie noce pózniej, czarny aktywista
został uduszony garotą przed wejściem do klubu, tak, kolejna stracona
dusza z parafii księdza Paula. Co z tym zrobi ksiądz? Morderca drwi z
przekonań księdza, ma pretensję do Kościoła, że jest doskonałym
schronieniem dla ludzi, którzy nie są w stanie stawić czoła
prawdziwemu życiu, że ksiądz jest tylko tchórzem, który musi
trzymać język za zębami, ponieważ obowiązują go jakieś zupełnie
bezsensowne zasady. Czy tak nie jest? Podczas czwartego i ostatniego
spotkania, po dwóch morderstwach, ksiądz załamuje się. Szlocha,
wstawia się za mordercą, wściekły na Boga, że pozwala, by taki
potwór istniał, wściekły na swoją własną głęboką wiarę, nienawidząc
swojej bezsilności.
Morderca, śmiejąc się szyderczo, mówi mu: żyjesz jak tchórz i
umrzesz jak tchórz i strzela księdzu w czoło.
Dane pochylił się i wyłączył projektor. Zwrócił się do Pauleya:
- Pana scenarzyści popełnili tu błąd. Ksiądz jest zobowiązany
zachować tajemnicę pod warunkiem, że jest to prawdziwa spowiedz,
czyli wtedy, kiedy przystępujący do spowiedzi czuje prawdziwą
skruchę. W sytuacji takiej jak tu, gdzie facet kpi z sakramentu, ksiądz
nie jest zobowiązany dotrzymać tajemnicy spowiedzi.
- Ale ja myślałem... - zaczął Pauley.
- Wiem - powiedział Dane. - Wszyscy tak myślą, ale Kościół
czyni tu wyjątek. A teraz, proszę mi wybaczyć, będę na korytarzu.
Tak naprawdę nie zniósłby kolejnej minuty programu. Oparł się o
ścianę, zamknął oczy, próbował wziąć się w garść. Ale wciąż widział
faceta strzelającego księdzu w czoło.
Poczuł jej dłoń na swoim ramieniu. Długo stali w bezruchu, nic
nie mówiąc. W końcu Dane wziął kilka głębokich oddechów i
podniósł głowę.
- Dziękuję - powiedział.
W odpowiedzi skinęła głową. Delion wyszedł z sali kinowej.
- Wiele pan nie stracił. Mamy jeszcze superagenta, nadętego
ważniaka z jakiejś fikcyjnej agencji w Waszyngtonie. Przyjeżdża do
miasta - facet jest naprawdę wrażliwy, rozumie cierpienie ludzi i cały
ten syf; zrobi tu porządek, bo lokalni gliniarze są głupi, mało bystrzy i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]