[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jednak jeśli powrócą ze złotem, co wtedy? Czy wsiądziemy na pokład statku? Czy możemy
ufać Strombanniemu?
Valenso w zadumie pokręcił głową.
Strombanni zamordowałby nas dla naszej części łupu. Jednak Zarono wyjawił mi w
sekrecie swoje zamiary. Nie wejdziemy na pokład Czerwonej Ręki , chyba że jako dowódcy
statku. Zarono dopilnuje, żeby zmrok zaskoczył tych, którzy wyruszyli po skarb, tak aby
musieli nocować w puszczy. Znajdzie sposób, żeby zabić Strombanniego i jego ludzi, kiedy
będą pogrążeni we śnie. Wtedy bukanierzy po cichu zakradną się na plażę. Tuż przed świtem
wyślę kilku moich rybaków, żeby podpłynęli do statku i przejęli go. Strombanniemu nie
przyszło to do głowy, tak samo jak Conanowi. Zarono oraz jego ludzie wypadną z lasu i
razem z bukanierami biwakującymi na plaży zaatakują po ciemku piratów, podczas gdy ja
wyprowadzę moich żołnierzy z fortu i powiększę zamieszanie. Mniej liczni, pozbawieni
kapitana piraci ulegną demoralizacji i staną się łatwym łupem dla Zarono oraz dla mnie.
Potem odpłyniemy statkiem Strombanniego razem z całym skarbem.
A co ze mną? spytała suchymi wargami.
Obiecałem cię Zarono odparł szorstko. Gdyby nie ta obietnica, nie wziąłby nas na
pokład.
Nigdy go nie poślubię powiedziała bezradnie.
Poślubisz stwierdził ponuro Valenso bez cienia współczucia w głosie. Podniósł
łańcuch tak, że ogniwa zabłysły we wpadających przez okno promieniach słońca. Pewnie
zgubiłem go na plaży mruknął. On był tak blisko na brzegu&
Nie zgubiłeś go na plaży rzekła Belesa głosem równie bezlitosnym jak on; jej serce
zdawało się obracać w kamień. Zeszłej nocy przypadkiem zdarłeś go ze swej szyi w tej
komnacie, gdzie chłostałeś Tinę. Zanim wyszłam z sali, zobaczyłam, jak błyszczy na
podłodze.
Spojrzał na nią z twarzą poszarzałą ze strachu; zaśmiała się złośliwie, widząc nie
wypowiedziane pytanie w załzawionych oczach.
Tak! To był czarny człowiek! Był tutaj! W tej sali! Musiał znalezć łańcuch na podłodze.
Straże nie zauważyły go, lecz on stał zeszłej nocy pod twymi drzwiami. Widziałam, jak
skradał się korytarzem.
Przez chwilę myślała, że hrabia padnie trupem z przerażenia. Wbił się w fotel, a łańcuch
wysunął mu się ze zdrętwiałych dłoni i ze szczękiem upadł na stół.
W samym dworze! wyszeptał. Myślałem, że zatrzymają go rygle, kraty i strażnicy
byłem głupcem! Nie mogę się przed nim ustrzec ani nie mogę uciec! Pod mymi drzwiami!
Pod drzwiami!
Ta myśl napełniała go potwornym lękiem.
Dlaczego nie wszedł! wrzasnął, szarpiąc koronkę pod szyją, jakby go dusiła.
Czemu z tym nie skończył? W koszmarnych snach budziłem się w ciemnej komnacie i
widziałem go siedzącego nade mną z łbem otoczonym piekielnym, błękitnym blaskiem!
Dlaczego&
Paroksyzm minął, zostawiając go słabym i drżącym.
Rozumiem! wydyszał. Bawi się ze mną jak kot z myszą. Zabicie mnie w nocy w
mojej komnacie byłoby zbyt proste, zbyt miłosierne. Tak więc zniszczył statek, którym
mógłbym mu uciec, uśmiercił tego nieszczęsnego Pikta i założył mu mój łańcuch, tak aby
dzicy myśleli, że to ja go zabiłem. Wiele razy widzieli ten łańcuch na mojej szyi. Tylko po co?
Jaki diabelski podstęp, jaki chytry plan, niepojęty dla ludzkiego umysłu, wymyślił ten
demon?
Kim jest ten czarny człowiek? spytała Belesa, czując zimny dreszcz przebiegający
po krzyżu.
To demon zrodzony z mojej chciwości i pożądania, który będzie mnie dręczył do końca
życia! szepnął hrabia.
Rozcapierzył na stole długie, chude palce i patrzył na nią pustymi, dziwnie jarzącymi się
oczami, które wydawały się wcale nie widzieć bratanicy, lecz spoglądały gdzieś poza nią w
jakieś mroczne przestrzenie.
Za młodu miałem na dworze wroga powiedział Valenso, jakby do siebie.
Potężnego człowieka, który stał na drodze moich ambicji. %7łądny bogactwa i władzy,
zwróciłem się o pomoc do ludzi zajmujących się czarną magią do czarownika, który na
moje życzenie wezwał potwora z innego świata. Ten stwór zgniótł i zabił mojego wroga;
stałem się tak sławny i bogaty, że nikt nie mógł się ze mną równać. Jednak chciałem oszukać
czarownika przy zapłacie, jaką musi uiścić każdy śmiertelnik, który wzywa
czarnoksiężników, aby spełnili jego życzenia. To był Thoth Amon, członek Kręgu, wygnany
ze swej ojczystej Stygii. Umknął stamtąd za panowania króla Mentupherra, a kiedy ten umarł
i na alabastrowym tronie Luxuru zasiadł Ctesphon, Thoth Amon, chociaż mógł wrócić do
domu, pozostał w Kordawie i molestował mnie o zwrot długu. Jednak zamiast zapłacić mu
większością moich dóbr doczesnych, jak obiecałem, zdradziłem go przed moim monarchą,
tak że Thoth Amon chcąc nie chcąc musiał ukradkiem i pospiesznie wracać do Stygii. Tam,
opływając w zaszczyty i bogactwa, powiększał swą magiczną moc, aż stał się rzeczywistym
władcą tej ziemi. Dwa lata temu w Kordawie dowiedziałem się, iż Thoth Amon opuścił swą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]