[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za poprzedniej bytności. Siedziała na łóżku skulona, z rozrzuconymi włosami, z głową pod-
partą na ręce. Gdy coś zagadał z daleka, odburknęła:
65
Nie potrzebuję, żeby pan ze mną rozmawiał!...
Zmrok zapadał. Wszystko w tym pokoju przygasło powierzchnie mebli, tafle luster, zło-
cone gzemsy. W głębi widać było białość zgniecionej poduszki i rękę Xeni, obnażoną do łok-
cia, na której leżała masa jej czarnych włosów.
Nienaski czuł w sobie takie szczęście, jakiego nigdy jeszcze nie doznał. Anielskie chóry
śpiewały w jego sercu pieśni raz tylko jeden brzmiące. Wrzał w nim wulkan rozkoszy, lecz
szczęście panowało nawet nad tym wulkanem. To właśnie szczęście stwarzało w nim bezwład
duchowy.
Nie! Nie popchnę cię! Nie zabiję cię! Będę jednym, jednym, albo nie będę wcale. Znaj
człowieka! mówił do niej w duchu.
Gdy już była zupełna noc, powoli zbliżył się do niej i trafił ustami do tej białej ręki, pod-
pierającej fale włosów.
Pójdziemy do teatru?
Do którego znowu? mruknęła z żywością.
Tylko nie do żadnego kabaretu, nie do żadnej budy.
No? Więc? Na Króla Edypa czy na inną jaką straszność?
Do Théâtre Royal.
Och, mój złociuteńki, mój prześliczniutki, mój brylantowy w cyzelowanej oprawie, mój
skorpionku! Takem chciała tam być, a nigdy nie byłam! Ale tam drogo... zmartwiła się
ciężko. Ze zmartwienia mocno go w usta pocałowała.
Zdecydował się, żeby jej nic nie mówić o swym milionerstwie. Wszelkie osobiste wydatki
traktował jako pożyczkę, którą z pracy swej budowniczowskiej zwróci. Westchnął:
Trudna rada! Przecie krzesła nie będą znowu tak drogie...
Ale jedne z pierwszych, bo pewnie tańsze. Już jak drogo, to zawsze lepiej w pierwszych
rzędach, bo tak nie lubię być na szarym końcu...
A kiedy pani nie ubrana.
To się da zrobić. Ale przecie muszę iść jeszcze z Teresą na obiad.
O, nic z tego! DziÅ› nie. Idziemy na obiad my dwoje, dobrze?
Gdzie? spytała z zapartym oddechem.
Do włoskiej restauracji.
Tam, w tej szyjce! Wiem. Ale to się jego ponurość, dziś zrujnuje! Pan znalazł jaki pugi-
lares na ulicy czy co?
Nienaski mruknął od niechcenia, śmiejąc się z cicha:
Znalazłem pugilares...
Porwała się z miejsca, odkręciła światło elektryczne i kazała mu iść do mieszkania tej
Neville, do tak zwanego atelier, gdyż musiała się ubrać. Niechętnie wyszedł do owego salonu.
Był to duży pokój z aparatem fotograficznym wielkiego rozmiaru. W głębi, za kotarą, było
łóżko pani Neville. Na stołach leżały albumy z fotografiami. Nienaski zaczął je przeglądać.
Xenia tymczasem za ścianą pokoju wyśpiewywała melodyjnym sopranikiem wesołą włoską
piosenkÄ™:
Io conosco un marino
Dello sguard assassino...
Dove vado, mi segue...
Zpiewała tak radośnie i swobodnie, że o wszystkim zapomniał i słuchał. Strojenie się
trwało bardzo długo. Było po szóstej, kiedy został przywołany do pokoju szczęśliwości. Xe-
nia była już w kapeluszu i paltociku.
Usta były z lekka z lekka... Wypierała się, że nie ma nic a nic. Wykrzykiwała, że to jest
podłość posądzać kogo o takie rzeczy. Kazała wycierać swe wargi paluchem na dowód,
66
że nic nie ma. Z głębokim stękaniem wskazywała na dość skromny aksamitny kapidron z
rondem, w którym to kapidronie wyglądała prześlicznie.
Zupełnie aspirantka do Armii Zbawienia.
Ależ gdzież tam! Trzeci portret lady Hamilton. Czy nie?
Ech, pan to jest także naiwny historyk sztuki! Chodzmy!
Zaraz! Chciałem Xeniusię o coś bardzo prosić...
Nareszcie! SÅ‚ucham...
Pani się stąd wyprowadzi... błagał z całego serca, z całej duszy. Rozzłościła się na do-
bre. Poczerwieniała i buchnęła z ostatnią pasją:
At! Nie idÄ™ z panem nigdzie.
Przecie to jest niemożliwe!
Co niemożliwe?
Mieszkanie tutaj.
A cóż mię tu ugryzą kawałek czy mi urwie kto głowę? Pan by chciał pewnie, żebym ja
mieszkała w jakiej Pracy , a na cały dzień chodziła za zarobkiem do fabryki. Mówię panu
otwarcie, żeby mi pan dał spokój ze swymi rozkazami. Nie idę do teatru i już!
Ja pani wytłumaczę!
Proszę mię zostawić w spokoju i w domu.
Nie wyprowadzi siÄ™ pani z tego mieszkania?
Nie!
Usiadła na fotelu i poświstując patrzała w komin.
Czyż nie można w takim mieście jak Paryż znalezć sobie lepszego mieszkanka?
Gdzie mam to mieszkanko w Paryżu najmać? krzyknęła najzupełniej z warszawska.
Tu mi jest dobrze, mam towarzystwo i jaką taką wesołość, .to chciałby mię wpakować w
jaki klasztor!
Ależ nie!
To gdzie?
Czy ja wiem? Trzeba poszukać! Mało to pensjonatów!
Pensjonatów ... przedrzezniała go z najgłębszą pogardą. Z panienkami, z dziew-
czątkami, z aniołeczkami, co to ni be, ni me. Zbiją się te Anielki, Madzie, Joasie, Marynie, w
gromadkę w rożku salonu i szepcą gołębimi, zaróżowionymi dzióbkami o takich potwornych
paskudach, że pan osiwiałby z przerażenia, gdyby pan to mógł słyszeć tak, jak ja słyszałam.
Już dziękuję. Ja lubię sama wszystko wiedzieć, poznać i na własne oczy zobaczyć. Nie po-
trzebuję, żeby mię byle kto oszukiwał.
Ale siÄ™ pani stÄ…d wyprowadzi!
Pan mi każe?
Nie każę, będę Xeniusię błagał, zaklinał, molestował...
Bez tej tam Xeniusi . Już za pan brat.
Chodzmy... prosił.
Z panem się tam zabawi... zdecydowała z wyniosłą odrazą, zabierając się jednakże do
wyjścia.
Było jeszcze za wcześnie na obiad, więc przedzierali się poprzez ruchomy tłum bulwarów.
Na ulicy Xenia była inna niż w domu. Po prostu inną stawała się kobietą. Co chwila, widać,
przypominała sobie, że ma obok czujnego obserwatora, więc usiłowała być sobą, dobrą
dziewczynką. Lecz gdy przyszło mijać werandy kawiarni, gdy jej piękność zwracała na się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]