do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ku w Kornwalii.
S
R
- Jest pani pewna?
- Tak będzie najlepiej dla Bena. Aatwiej zniesie
całkowite zerwanie z przeszłością. Podobnie jak...
Przerwała, nie mogąc pogodzić się z myślą, iż
minęło zaledwie kilka tygodni od chwili, gdy
w progu tego domu pojawili się dwaj nieznajomi
mężczyzni. Odwróciła się, weszła do kuchni. Ben
siedział przy stole.
- Kapitan Falieri musi już wracać. Chodz się
pożegnać.
- Nie możemy z nim jechać, mamusiu? Tu
mi się nie podoba. - W głosie małego wyczuwało
się łzy.
- Nie, kochanie, wróciliśmy do domu. Wakacje
się skończyły.
- Nie chcę, żeby się skończyły - rozpłakał
się Ben.
Lizzy miała chęć przytulić chłopca i zatonąć
w rozpaczy, lecz musiała być silna, więc spróbo-
wała się uśmiechnąć.
- Wszystkie wakacje kiedyś się kończą. Teraz
pożegnajmy się z kapitanem, który był dla nas
bardzo miły - wzięła małego za rękę i poprowadzi-
ła do przedpokoju.
- Do widzenia, Ben - rzekł smutno Falieri.
- Już nie jestem księciem? - spytał mały.
- Obawiam się, że nie - przyznał mężczyzna.
- A mama nie jest księżną?
S
R
- Byliśmy nimi tylko na czas wakacji - wyjaśni-
ła Lizzy, by ułatwić dziecku zrozumienie sytuacji.
- A wujek Rico też już nie jest księciem?
- On zawsze będzie księciem, tego nic nie
zmieni.
Falieri wyszedł.
- Zapalmy w kominku - powiedziała dziew-
czyna, czując, że przenika ją chłód.
Nie wiedziała, jak to wszystko zniesie. Wróciła
do kuchni. Po drodze z lotniska kapitan uprzejmie
zatrzymał się przy supermarkecie, gdzie zrobili
zakupy. Mechanicznie zaczęła je teraz rozpakowy-
wać. Wlała mleko do garnka, uznawszy, że ciepły
napój dobrze zrobi Benowi. Jedli coś w samolocie,
nie było jeszcze pózno, lecz padający deszcz
wzmagał chłód i ciemności. Aż trudno było uwie-
rzyć, że zaledwie kilka godzin temu opuścili nad-
morską willę.
Czuła niemal fizyczny ból. Siłą zmuszała się do
wykonywania prostych czynności. Ben siedział
przy stole całkiem załamany.
Muszę jakoś sobie poradzić. Po prostu muszę,
powtarzała w myślach przez kolejne dni.
Noce były jeszcze gorsze. Godzinami wpatry-
wała się w ciemność i rozpamiętywała. Wiedziała,
że wspomnienia kiedyś zblakną i znikną, tak jak
książę z jej życia. Nie wiedziała, co się z nim dzieje.
S
R
Zdawała sobie sprawę, że wiedza niczego by nie
zmieniła, Rico bowiem wrócił po prostu do swoje-
go świata, w którym ona była tylko przerywni-
kiem. Teraz każde z nich miało swoje życie.
Słońce próbowało przedrzeć się przez chmury.
Po wielu dniach opadów wreszcie się wypogadzało.
- Chodzmy na plażę - zaproponowała chłopcu
z wymuszoną radością w głosie.
- Nie chcę. Wolę wrócić na plażę wujka Rica.
- Teraz inni ludzie spędzają tam wakacje. Po-
dobnie jak u nas w Korawalii. Przyjeżdżają na
urlop, potem wyjeżdżają. Pewnie im wtedy smut-
no, ale my mieszkamy tu na stałe.
- Moglibyśmy mieszkać w domu wujka - nie
ustępował mały.
- Tamten dom był wynajęty tylko na wakacje.
Ten mamy na zawsze i powinniśmy się z tego
cieszyć. Wielu ludzi mieszka w mieście, gdzie
w ogóle nie ma plaży.
- Nie podoba mi się ta plaża. Nie ma basenu ani
wujka - wyraznie zbierało mu się na płacz.
- Za to są fale.
- Ale nie ma wujka. Czy on już nas nie chce?
Lizzy próbowała znalezć wyjaśnienie odpowied-
nie dla czterolatka, lecz wszystko wydawało się
zbyt okrutne.
- Wujek już nie może być z nami. Ma swoje
S
R
obowiązki. Teraz musi być księciem, nie wujkiem.
Spędziliśmy z nim tylko wakacje.
Nie mogła wydusić nic więcej.
Mimo protestów Bena zabrała go jednak na
plażę. Zdążyła już zapomnieć, jak potrafi tu być
chłodno nawet wczesnym latem. Rozłożyli się
wśród skałek, dziewczyna patrzyła na morze i za-
stanawiała się, gdzie teraz może być Rico. W Mon-
te Carlo, na Karaibach?
Daj spokój, powiedziała sobie w duchu. Nie-
ważne, gdzie jest i z kim. To i tak nie będzie miało
wpływu na twoje życie.
- Kto chce powiosłować? - spytała z udaną
wesołością.
- Za zimno - odparł Ben, owijając się ręcz-
nikiem.
- Zrobimy tory kolejowe. Które wagoniki
przyniosłeś?
- Nie chcę pociągu, chcę mieć twierdzę, którą
zbudował wujek.
- Nie mogliśmy jej zabrać. Była za duża, nie
pamiętasz? Za to mamy rycerzy!
- Ale ja chcę twierdzę.
Dziewczynie krajało się serce, lecz nic nie mog-
ła poradzić.
- No cóż, nie mamy jej, lecz jest pociąg, więc
zbudujmy tory.
S
R
Zaczęła zgarniać piasek, który był zimny i wil-
gotny.
- Chodz, pomóż mi!
Malec zbliżył się z nieszczęśliwą miną, ale
starała się nie zwracać na to uwagi. Nie dbała, że
wiatr targa jej włosy i bezładnie je skręca. Bez
fryzjerów i stylistek znów zamieni się w brzydkie
kaczątko, lecz to już nie miało znaczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta