[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Otworzyła oczy.
Zobaczyła wszechogarniającą biel. Omal nie zachłysnęła się
powietrzem.
- Catherine, nic ci nie jest?
Poczuła, że ktoś szarpie ją za ramię. Dante?
- Gdzie jesteś?
- Tutaj - odrzekł, ujął ją za rękę i pomógł usiąść.
- Jak mnie znalazłeś? - wykrztusiła.
- Zobaczyłem, jak wychodzisz. Poszedłem za tobą.
Pomógł jej wstać, objął ją i podtrzymał, żeby znowu nie upadla.
Nagle wykrzyknął:
- Wieje coraz silniej! Schowajmy się gdzieś!
- Ale gdzie? - spytała zdezorientowana.
- Nie wiem. Musimy być blisko któregoś z budynków
gospodarczych.
11
RS
Oczywiście obojętne którego, byle znalezć się pod dachem.
- Nie wiem, w którą stronę... - wy bąkała.
- Trzymaj się mnie! Jeszcze trochę! - krzyknął i ruszył przed siebie,
ostrożnie opierając się na lasce z czterema nogami.
Catherine wzięła go pod ramię i tak brnęli przez zaspy, wzajemnie
się wspierając. Zwiadomość, że Dante jest przy niej, tchnęła w nią nowe
siły oraz wiarę, że zaraz znajdą bezpieczne schronienie. Rzeczywiście po
chwili natknęli się na jeden z magazynów. Udało im się otworzyć drzwi.
Weszli do środka.
Są bezpieczni. Dante dopiero wtedy uświadomił sobie, jak blisko
byli śmierci. Wystarczył jeden krok i zeszliby ze ścieżki. Ich życie wisiało
na włosku. Wszystko jest kwestią przypadku, pomyślał, nawet to, że ją
odnalazł.
W tej samej chwili uświadomił sobie, że kocha Catherine i że ta
miłość jest jego przeznaczeniem.
Gdy tylko Dante zamknął drzwi, Catherine puściła jego ramię i
osunęła się na podłogę, zbyt słaba, by wejść dalej. W niewielkim
zagraconym pomieszczeniu było ciemno i wcale nie tak ciepło, jak się spo-
dziewała. Niemniej byli bezpieczni.
- Dobrze się czujesz? - spytała schrypniętym głosem, lecz nie
odpowiedział. - Dante?! - zawołała zaniepokojona, wyciągnęła rękę i po
omacku zaczęła go szukać koło siebie.
- W porządku - szepnął. - Musimy zdjąć z siebie te mokre ubrania.
Jest tutaj coś, czym moglibyśmy się okryć?
Catherine zastanowiła się przez chwilę.
11
RS
- Powinny tu być jakieś stare płachty, którymi owijamy meble przy
przeprowadzkach. Ale nie mam pojęcia, gdzie leżą.
- Poszukam ich.
Zauważyła, że jego głos nabrał dziwnego chropawego brzmienia.
- Jak noga? - spytała, zdejmując płaszcz. Kiedy ponownie nie
odpowiedział, zaczęła go szukać w ciemności. - Dante? Gdzie jesteś? -
zawołała.
- Tutaj - odkrzyknął z głębi magazynu.
Słyszała przesuwanie, przerzucanie i szczęk rozmaitych narzędzi
oraz towarzyszące im ciężkie szuranie stóp po cementowej podłodze. Jej
pierwszą myślą było to, że kontuzja się odnowiła. Wyszedł, żeby mnie
ratować i... Aż jej się niedobrze zrobiło, kiedy to sobie uświadomiła.
- Dante, usiądz - poprosiła. - Nie nadwerężaj nogi.
- Nic mi nie jest - warknął.
- A właśnie że jest - upierała się.
Starała się mówić spokojnym tonem, chociaż nerwy miała napięte do
ostateczności. To moja wina, wyrzucała sobie.
- Usiądz - powtórzyła. Dante milczał. - Proszę. Zamiast
odpowiedzieć, Dante błysnął znalezioną latarką. Oświetlił nią swoją
uśmiechniętą twarz i zapytał:
- Pamiętasz tamtą burzę? Zwiatło wysiadło...
- A ty znalazłeś świece - dokończyła, przypominając sobie ową noc i
jej finał.
- Znalazłem, potem ty jedną przewróciłaś i zrobił się pożar.
Catherine nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Mały pożar, który ty szybko ugasiłeś.
11
RS
A jednocześnie roznieciłeś między nami płomień, którego nie dało
się tak łatwo zdusić, pomyślała.
- Spalił się mój kombinezon laboratoryjny i buty.
- Dobrze, że nie miałeś go na sobie. - Leżał rzucony na podłogę obok
jej ubrania. Miłe wspomnienia miłego okresu jej życia. Najlepszego. - Po-
słuchaj, naprawdę powinieneś usiąść - tłumaczyła.
- Racja. Dobrze mi to zrobi. - Dante rzucił Catherine kilka
watowanych kołder, potem usiadł obok niej na podłodze.
- Mogę spojrzeć na twoją nogę? - zapytała i od razu zaczęła ściągać
mu z nogi ciężki but, potem przemokniętą skarpetę. Dante nie protestował.
- Poświeć tutaj - poprosiła i delikatnie zaczęła obmacywać kostkę. - Boli?
Tutaj? A tutaj?
- Nie, nigdzie - zapewnił ją, chociaż kiedy poruszyła jego stopą, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]