[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CesBez jest kompetentne.
Roic, ja jestem pracownikiem CesBez. Mogę ci absolutnie zagwarantować,
nie są nieomylni.
Przesunął spojrzeniem po zatłoczonym stole.
Spójrz. Tu jest kolejny ślubny prezent. Wskazał zwoje połyskującego
czarnego koca, wciąż spiętrzonego w pudełku. Pokój był tak cichy, że słyszał
łagodne mruczenie żywego futra. Czemu miałaby przysyłać dwa? Koc przyszedł
z okropnym limerykiem, ręcznie wypisanym na karcie. Obecnie nie
wystawionym, prawda. Madame Vorsoisson głośno się śmiała, gdy milord jej go
czytał.
Niechętny uśmiech na chwilę wykrzywił usta Taury.
Och, to Quinn, to prawda.
Jeśli to naprawdę jest Quinn, zatem to wskazał na perły, nie może być.
Prawda? Zaufaj mi. Zaufaj własnemu osądowi.
Powoli, z najgłębszym napięciem w dziwnych złotych oczach, Taura owinęła
szkatułkę w serwetkę i wręczyła mu.
***
Pózniej Roic odkrył, że stoi całkiem sam przed zadaniem odesłania tego do
kwatery głównej CesBez w środku nocy. Prawie chciał zaczekać na powrót Pyma.
Ale był Gwardzistą Vorkosiganów: starszy gwardzista na służbie, nawet jeśli tylko
dzięki temu, że jedyny Gwardzista obecny. To był jego obowiązek, to było jego
prawo, a czas był esencją, choćby tylko z powodu możliwie błyskawicznego
ulżenia skłopotanemu umysłowi Taury. Odmaszerowała, posępna i zmartwiona,
gdy przełykał ze zdenerwowania i odpalał zabezpieczoną komkonsolę w pobliskiej
bibliotece.
Poważnie wyglądający kapitan CesBez zameldował się we frontowym holu w
mniej niż trzydzieści minut. Zapisywał wszystko, włączając w to ustny raport
Roica, opis Taury, jak dla niej wyglądają perły, obserwacje ich obu dotyczące
widzianych symptomów Madame Vorsoisson i kopię rekordów z oryginalnej
kontroli bezpieczeństwa Pyma. Roic próbował być otwarty, taki, jak często pragnął,
by byli świadkowie w Hassadarze, choć w tej wersji napięta konfrontacja w
przedsionku przerodziła się w zwierzenie o podejrzeniach sierżant Taury. Cóż, to
była prawda.
Dla dobra Taury Roic upewnił się, że wspomni o możliwości, że perły w ogóle
nie zostały wysłane przez Quinn, i wskazał inny prezent z pewnością znany jako
pochodzący od niej. Kapitan skrzywił się i zapakował także żywe futro, i patrzył
tak, jakby chciał zapakować również Taurę. Wyniósł perły, wciąż mruczący koc i
wszystkie pakunki związane z nimi w serii zapiąeczętowanych i oznaczonych
plastikowych toreb. Cała ta chłodna wydajność zajęła ledwie pół godziny.
Chcesz wrócić do łóżka? spytał Roic Taurę, kiedy za kapitanem CesBez
zamknęły się drzwi. Wyglądała na tak zmęczoną. Ja i tak muszę zostać na
nogach. Mogę zadzwonić do twojego pokoju, gdy będą jakieś wieści. Jeśli będą
jakieś wieści.
Potrząsnęła głową.
Nie mogłabym zasnąć. Może wkrótce coś będą mieli.
Nie było o tym mowy, ale ja też mam tak nadzieję.
Usadowili się by poczekać razem na wyglądającej na twardą sofie w
przedpokoju naprzeciwko wystawy prezentów. Dzwięki nocy dziwne skrzypienia
domu opierającemu się chłodowi zimy, słaby warkot czy brzęczenie odległej
automatycznej maszynerii w tej nieruchomości były bardzo zauważalne. Taura
rozciągnęła spięte, jak przypuszczał Roic, ramiona, i chwilę zastanawiał się nad
zaoferowaniem jej masażu pleców, ale nie był pewny, jak ona to przyjmie. Impuls
roztopiło tchórzostwo.
Cicho tu w nocy powiedziała po chwili.
Znowu z nim rozmawiała. Proszę, nie przestawaj.
Tak. Ale raczej to lubię.
Och, ty też? Nocna zmiana jest filozoficznym czasem. To własny świat. Nic
się tam nie porusza, choć może ludzie się rodzą czy ludzie umierają, oczywiście, i
jesteśmy my.
Ech, i zli nocni ludzie, których posyłamy do aresztu.
Spojrzała przez łuk przejścia do wielkiego holu i dalej.
Najwyrazniej. Co za podstępna sztuczka& Zmusiła się do grymasu.
Ta Quinn, znasz ją od dawna?
Była w najemnikach Dendarii w czasie, gdy dołączyłam do floty oryginalne
wyposażenie, jak powiedziała. Dobry dowódca, przyjaciel w wielu dzielonych
katastrofach. Dziesięć lat dodaje pewnego ciężaru, nawet jeśli nie patrzysz.
Zwłaszcza jeśli nie patrzysz, jak sądzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]