do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf; download; ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbyt dużo rzeczy do załatwienia i nie znalazła czasu.
Widziana z miejsca, gdzie Irena się przechadza, Praga jest szerokim zielonym pasmem spoko-
jnych dzielnic z małymi uliczkami wysadzanymi drzewami. To do tej Pragi się przywiązała, nie do
tamtej luksusowej, z centrum, do tej Pragi powstałej pod koniec poprzedniego stulecia, Pragi drob-
nej czeskiej burżuazji, Pragi jej dzieciństwa, gdzie w zimie jezdziła na nartach po opadających i
wznoszących się uliczkach, Pragi, gdzie okoliczne lasy w godzinie zmierzchu wkraczały po cichu,
by roztoczyć swój zapach.
Idzie zadumana; przez kilka chwil widzi Paryż, który po raz pierwszy wydaje jej się obcy: zimna
geometria wielkich alej; pycha Pól Elizejskich; srogie twarze ogromnych kamiennych kobiet,
wyobrażających Równość czy Wolność; i nigdzie, nigdzie najmniejszego dotyku tej miłej prywat-
ności, tego tchnienia idylli, którym oddycha tutaj. Zresztą na emigracji przez cały czas zachowała
ten obraz jako emble77 mat utraconego kraju: małe domy wśród ogrodów rozciągających się na pa-
górkach aż po horyzont. W Paryżu czuła się szczęśliwsza niż tutaj, lecz tajemna więz piękna łączyła
ją tylko z Pragą. Pojmuje nagle, jak bardzo kocha to miasto i jak bardzo jej wyjazd musiał być bo-
lesny.
Przypomina sobie ostatnie, gorączkowe dni: w zamieszaniu pierwszych miesięcy okupacyjnych
wyjazd z kraju był jeszcze łatwy i mogli bez obawy pożegnać się z przyjaciółmi, ale mieli zbyt ma-
ło czasu, by spotkać się ze wszystkimi. Pod wpływem chwili dwa dni przed wyjazdem poszli odwi-
edzić starego przyjaciela, kawalera, i spędzili z nim kilka wzruszających godzin. Dopiero pózniej,
we Francji, dowiedzieli się, że mężczyzna zachowywał się wobec z nich z taką atencją dlatego, że
został wybrany przez policję do kapowania Martina. W przeddzień wyjazdu Irena zadzwoniła bez
uprzedzenia do drzwi przyjaciółki.
Przyjaciółka była pochłonięta rozmową z jakąś kobietą. Przez dłuższą chwilę asystowała bez sło-
wa przy dyskusji, która jej nie obchodziła, czekając na jakiś gest, zdanie pokrzepienia, słowo po-
żegnalne; na próżno. Czy zapomniały, że wyjeżdża? Czy udawały, że zapomniały? Czy może też jej
obecność i jej nieobecność nie miały już dla nich znaczenia? A matka. W chwili wyjazdu nie ucało-
wała jej. Pocałowała Martina, jej nie. Zcisnęła mocno Irenę za ramię, wypowiadając swym tu-
balnym głosem:  My nie lubimy obnosić się z uczuciami!" Słowa miały być po męsku serdeczne,
lecz były lodowate. Wspominając teraz wszystkie te pożegnania (fałszywe pożegnania, pożegnania
udawane), powiedziała sobie: ten, kto miał nieudane pożegnania, nie może oczekiwać wiele od po-
nownych spotkań.
Już od paru godzin spaceruje po zielonych dzielnicach. Dociera do balustrady otaczającej mały
park nad Pragą: Zamek widać stąd od tyłu, z ukrytej strony; jest to Praga, której istnienia Gustaf nie
podejrzewa; i zaraz przybiegają do niej imiona, które dla niej, młodej dziewczyny, były drogie:
Macha, poeta z czasów, gdy jej naród wynurzał się z mgieł; Neruda, ludowy gawędziarz Czechów;
piosenki Vosoveca i Wericha z lat trzydziestych, które jej ojciec, zmarły, gdy była dzieckiem, tak
bardzo lubił;
Hrabal i Skvorecky, po-wieściopisarze jej wieku młodzieńczego; i małe teatry i kabarety z lat
sześćdziesiątych, tak swobodne, tak radośnie wolne ze swym niepokornym humorem; to ten ni-
epowtarzalny zapach kraju, jego niematerialną esencję zabrała ze sobą do Francji.
Oparta łokciami o balustradę, patrzy w stronę Zamku: wystarczyłby kwadrans, by się tam zna-
lezć. Tam zaczyna się Praga z pocztówek, Praga, na której Historia w obłędzie wypaliła swe liczne
stygmaty, Praga turystów i kurew, Praga restauracji tak drogich, że jej przyjaciele nie mogą nawet
przestąpić ich progu, Praga roztańczona, wijąca się pod reflektorami, Praga Gustafa. Mówi sobie, że
nie ma dla niej miejsca bardziej obcego niż taka Praga. Gustaftown. Gu-stafville.
Gustafstadt. Gustafgrad.
Gustaf: widzi go, jego zatarte rysy za matową szybą języka, który ona zna tak słabo, i mówi sobie
niemal z radością, że to dobrze, gdyż prawda wreszcie wyszła na jaw: nie czuje żadnej potrzeby go
rozumieć ani być rozumiana przez niego.
Widzi go, jowialnego, odzianego w T-shirt, wykrzykującego, że Kafka was born in Prague, i czu-
je, jak w jej ciele wzrasta pragnienie, nieodparte pragnienie, by mieć kochanka. Nie po to, by zace-
rować życie, jakie jest. Ale po to, by nim wstrząsnąć od podstaw. Po to, by mieć wreszcie własne
przeznaczenie.
Albowiem ona nigdy nie wybrała żadnego mężczyzny. To ją zawsze wybierano.
Martina w końcu pokochała, lecz na początku był dla niej jedynie okazją ucieczki od matki. Sąd-
ziła, że odnajdzie wolność w przygodzie z Gustafem. Ale teraz rozumie, że jest on jedynie warian-
tem jej związku z Martinem: chwyciła podaną jej dłoń, która wyciągnęła ją z trudnej sytuacji, jakiej
nie była zdolna udzwignąć.
Wie, że jest zdolna do wdzięczności; zawsze chwaliła się nią jako swą pierwszą zaletą; kiedy
wdzięczność nakazywała, uczucie miłości nadbiegało niczym posłuszna służąca.
Była szczerze oddana Martinowi i była szczerze oddana Gustafowi. Ale czym tu się pysznić?
Czy wdzięczność nie jest po prostu słabością i zależnością inaczej nazwaną? Teraz pragnie kochać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • autonaprawa.keep.pl
  • Cytat

    Dawniej młodzi mężczyźni szukali sobie żon. Teraz wyszukują sobie teściów. Diana Webster

    Meta