[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szonkowe na lukrecję i Bazooka Joe) zapamiętał, że byłam, i po-
wiedział o tym Cyrusowi Krantzowi, kiedy ten zacznie zadawać
pytania, gdy już znajdą Setha Blumenthala. Luther ma pamięć jak
stalowa pułapka na myszy. Pamięta wszystkie wyścigi, jakie wygrał
Dal Earnhardt.
Znieg i wiatr dokuczały, ale to jeszcze nie była burza śnieżna.
Dało się chodzić. Samochodem byłoby podobnie. To znaczy,
poruszałabym się równie szybko.
Gdy wreszcie dobrnęłam do synagogi, wiatr nieco osłabł. Nadal
panowała niesamowita cisza, jaka zapada, gdy wszystko jest pokryte
grubą warstwą śniegu... Mama stała na parkingu koło synagogi -
śnieg w tym miejscu stopniał od płomieni i wody z sikawek - wraz z
Mikiem i Abramowitzami. Przedarłam się przez labirynt gumowych
węży leżących na ziemi i podeszłam do nich.
65
- Co się dzieje z tym miastem, że ciągłe wybuchają gdzieś
pożary? - powiedziałam do mamy.
- Och, skarbie - mama objęła mnie. - Co ty tutaj robisz? Nie
przyszłaś chyba pieszo?
- Jasne, że tak - odparłam, wzruszając ramionami. -Wszystko,
byle uciec ciotce Rose.
- Dlaczego masz na sobie starą kurtkę taty? - zapytała mama.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Michael klepnął mnie w ramię i
powiedział:
- W końcu zdecydowałaś się do nas przyłączyć?
- Owszem. Dzięki, że mnie obudziliście.
- Próbowałem - odparł. - Nie reagowałaś na bodzce zewnętrzne.
W dodatku wyglądałaś, jakby śnił ci się jakiś koszmar.
Nie mylił się. Tyle że to nie był mój koszmar. To była rze-
czywistość Setha Blumenthala.
Ruth wyglądała żałośnie. Miała czerwony nos, a po jej po-
liczkach spływały łzy.
- Dobrze się czujesz? - spytałam.
- Bywało, że czułam się lepiej - chlipnęła.
- Och, Jess - Pani Abramowitz dopiero teraz mnie zauważyła.
Sądzę, że nie poznała mnie od razu ze względu na kurtkę taty. - Czy
to nie straszne?
Straszne" nie oddawało grozy tego, co się stało. Budynek uległ
niemal całkowitemu zniszczeniu. Tylko parę wewnętrznych ścian
nadal stało. Reszta stanowiła kupę pokrytych sadzą gruzów,
odcinających się ostrą czernią od śniegu.
- Nie zdążyli dojechać na czas - powiedziała pani Abramowitz,
wycierając łzę z czubka nosa. - Z powodu oblodzenia.
- Droga Louise - mama przytuliła panią Abramowitz. - Pa-
miętaj, co mi mówiłaś, kiedy paliła się restauracja. Liczą się ludzie,
nie budynki.
66
- Prawda - przytaknął pan Abramowitz. Stał ze Skipem w
gromadce mężczyzn kulących się przed wiatrem. - Nikt nie został
ranny. I to jest najważniejsze.
- Ale... ale Tora - rzekła jego żona łamiącym się głosem. -To
po prostu okropne.
Spojrzałam pytająco na Ruth.
- Tora, czyli święte zwoje - wyjaśniła. - Sądzą, że je podpalili
w pierwszej kolejności.
- O czym ty mówisz? - Wytrzeszczyłam na nią oczy. - Ktoś
podłożył ogień? Specjalnie?
- Sama wyciągnij wnioski - odparła Ruth, wskazując na coś
ręką.
Podążyłam wzrokiem za jej dłonią w rękawiczce. Po drugiej
stronie ulicy, naprzeciwko synagogi, znajduje się cmentarz ży-
dowski. W południowej Indianie nie ma zbyt wielu %7łydów, więc
cmentarz jest raczej mały.
Nie było trudno, ktokolwiek to zrobił, poprzewracać wszystkie
nagrobki.
Tak, tak. Wszystkie. Z wyjątkiem mauzoleów, których nie
zdołano przewrócić. Za to wymalowano na nich swastyki. Swastyki i
coś jeszcze. Coś, co wyglądało znajomo.
Rozpoznałam znak, jaki widziałam na piersi Nate'a Thompkinsa.
9
o gang - orzekła Claire. - To nie żaden gang. - Przemierzałam
T
tam i z powrotem korytarz przed drzwiami pokoju Mike'a. -
Nate Thompkins nie był w gangu.
67
- To, że jego siostra nie chce w to uwierzyć - odezwał się
Michael - wcale nie oznacza, że to nieprawda.
- Tasha mówiła, że oni chcieli tylko skombinować receptę na
narkotyki - przypomniałam mu. - Czy to, co się stało w synagodze,
wygląda na robotę ludzi, którzy interesują się głównie prochami?
Nie wyglądali na przekonanych. Ani na zbytnio przejętych.
Pewnie, dlatego, że Claire siedziała Michaelowi na kolanach. Trudno
przejmować się morderstwem, podpaleniem i przestępstwami na tle
rasowym, kiedy jest się w tak intymnej bliskości z ukochaną osobą.
- No to wsioki - powiedziała Claire, wzruszając ramionami.
- Dlaczego tak sądzisz? - zdziwiłam się.
- Pomyśl tylko. Martwiliśmy się, kiedy Thompkinsowie się
wprowadzili, że wsioki mogą coś zrobić. Wiecie, że zapalą krzyż na
ich trawniku albo coś. Może wsioki to zrobiły. Zabiły Nate'a.
Michael rozpromienił się.
- Właśnie - zawołał. - Wsioki. %7łydów też nienawidzą.
- Czy wyście powariowali? - Patrzyłam na nich oczami
rozszerzonymi ze zdumienia. - Wsioki nie mogły tego zrobić.
- A dlaczego nie? - odparła Claire. - Kiedy mieliśmy przerabiać
Malcolma X na cywilizacji świata, wielu wsioków odmówiło, bo nie
chcieli czytać książki napisanej przez czarnego. Tylko nie użyli
słowa czarny" - dodała znacząco.
- A ja kiedyś słyszałem - powiedział Michael - jak jeden wsiok
w sklepie spożywczym mówił, że holocaust nigdy się nie zdarzył i że
wszystko wymyślili %7łydzi.
- Przestańcie gadać bzdury. - Nie mogłam uwierzyć w to, co
słyszę. - Nie wszystkie wsioki są takie.
- Mówi tak - wyjaśnił Michael - bo chodzi z jednym z nich.
- Naprawdę? - Claire spojrzała na mnie z zainteresowaniem. -
Mój Boże, Jess! To takie poprawne politycznie. Czy on mówi cały
czas o wyścigach NASCAR? Mnie by to szybko znudziło.
68
Usiłowałam posłać Michaelowi spojrzenie zawierające życzenie
rychłej i strasznej śmierci, jakie ciocia Rose opanowała do perfekcji.
- Nie próbuj zwalać wszystkiego na wsioków - powiedziałam. -
Są tutaj od dawna, tak samo jak synagoga, a nigdy dotąd nie
zdarzyło się nic podobnego.
Michael zamyślił się.
- Cóż - przyznał - to prawda.
- Większość wsioków to ludzie, którzy ciężko pracują - cią-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]