[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wisko, jego twarz się rozpromieniła. Przywitał się
z Tedem wylewnie.
Mam nadzieję, panie Regan, że pan wie, jak
bardzo jesteśmy wdzięczni za to, że ufundował pan
naszemu szpitalowi oddział intensywnej terapii
dziecięcej powiedział.
Och, to drobiazg odparł Ted. Zrobiłem to
z największą przyjemnością. Proszę mi powie-
dzieć, co z nią? Czy jest bardzo zle? zapytał,
gestem głowy wskazując na Coreen.
Lekkie wstrząśnienie mózgu, złamane żebro
i przebity wyrostek. Wszystko już naprawiliśmy.
Pani Tarleton musi teraz odpocząć, ale szybko
dojdzie do siebie. Ktoś jednak powinien zwrócić
jej uwagę, że nie powinna skakać ze spadochronem
w czasie burzy. To już jej drugi taki poważny
wypadek w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, że nie
wspomnę o jej wizycie u nas po tym, jak rozbił się
szybowiec, którym leciała, czy o tym, że jakiś czas
temu przywieziono ją do izby przyjęć, bo potknęła
się i pokaleczyła o brzeg arkusza blachy falistej.
Ted z trudem zachował spokój.
O jakim wypadku szybowca pan mówi? za-
pytał.
Doktor Burns popatrzył na niego podejrzliwie.
Podobno jest pan jej krewnym.
Dalekim przyznał. Pani Tarleton wczoraj
pochowała męża.
Tak, wiem.
62 DUMA I PIENIDZE
Przez jakiś czas mieszkałem w Victorii. Wła-
śnie przeprowadziłem się z powrotem do domu
swojego ojca.
Ach tak, do starej rezydencji Reganów.
W istocie powiedział Ted. Ostatni raz
rozmawiałem z Barrym Tarletonem kilka tygodni
temu. To mój kuzyn. To dziwne, że nie wspomniał
o żadnym wypadku swojej żony.
To rzeczywiście dosyć niezwykłe zgodził
się z nim lekarz. Spojrzał na Coreen. Podobno
jest strasznie roztrzepana. Jej mąż nam opowiadał,
że przyjaciółka pożyczyła jej szybowiec. Podlecia-
ła za blisko drzew. Całe szczęście, że szybowiec
był ubezpieczony. Radziłbym na nią uważać. Przy-
najmniej dopóki nie dojdzie do siebie. Mówiąc
szczerze, przydałaby jej się pomoc psychologa. To
naprawdę niepokojące, że tak często zdarzają się
jej poważne wypadki. Musi się coś za tym kryć.
Może przed czymś ucieka albo się czegoś boi?
Ted myślał o słowach lekarza, kiedy wraz
Sandy pili kawę w poczekalni, czekając na prze-
niesienie Coreen z sali pooperacyjnej. Pacjentka
była przytomna, ale odurzona środkami znieczu-
lającymi.
Wiedziałaś o tym, że już przedtem zdarzały
jej się wypadki? zapytał siostrę.
Skinęła głową.
Byłam u niej w szpitalu, a w każdym razie
próbowałam się do niej dostać. Barry wyraznie nie
Diana Palmer 63
był zachwycony moim widokiem. Pozwolił mi
tylko złożyć jej życzenia szybkiego powrotu do
zdrowia. Nawet w takich okolicznościach trzymał
wszystkich od niej z daleka.
Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
Nie chciałeś wiedzieć odparła. Przecież
nienawidzisz Coreen. Powiedziała mi to, zanim od
niej wyszłam. Trzeba było widzieć jej spojrzenie...
Skrzywiła się. >owiła też, żebym starała się
zapamiętać ją tylko z dobrej strony. Bardzo dziw-
nie to zabrzmiało. Przestraszyłam się, że planuje
coś głupiego. Uwielbia skoki ze spadochronem,
ale jest taka niezdarna...
Pamiętam, że zanim wyszła za mąż, wcale
taka nie była zauważył. Od jak dawna się tak
zachowuje?
Siostra podniosła na niego spojrzenie.
Zaczęło się to jakiś miesiąc po ślubie... za-
częła. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy
Barry uznał, że Coreen i ja nie powinnyśmy się
spotykać.
Ted był zszokowany. Palił nerwowo papierosa
za papierosem i zastanawiał się, czy to nie jego
zachowanie podczas pogrzebu doprowadziło do
tego wypadku. Czyżby Coreen miała tak duże
wyrzuty sumienia, że nie mogła z nimi żyć? Nie
takie były jego intencje. Bardzo lubił swojego
młodego kuzyna, który chętnie korzystał z jego rad
i pomocy. Można powiedzieć, że w tym względzie
64 DUMA I PIENIDZE
Ted zastępował mu rodziców. A Coreen pozwoli-
ła, by Barry usiadł za kierownicą po pijanemu. Nie
mógł jej tego darować. To tak, jakby skazała go na
śmierć.
Jutro albo pojutrze pojadę po jej rzeczy.
Poproszę Henry ego, żeby mnie wpuścił do ich
domu powiedziała Sandy, dopijając kawę. Tina
pewnie niedługo zmieni zamki w drzwiach i Co-
reen nie będzie miała gdzie się podziać. Na razie
zamieszka ze mną w Victorii...
Zabierzemy ją na ranczo oznajmił Ted to-
nem nieznoszącym sprzeciwu. I będziemy mie-
li na nią oko.
Sandy bacznie się mu przyjrzała.
Nie będziesz jej dokuczał?
Postaram się schodzić jej z drogi odparł.
Zirytowała go sugestia, że mógłby chcieć ją skrzy-
wdzić właśnie teraz, kiedy o mało nie zginęła.
Przeszył siostrę wściekłym spojrzeniem. Taki
układ powinien jej odpowiadać.
Podniósł się i ruszył korytarzem. Sandy patrzyła
za nim z zaciekawieniem.
Coreen leżała, czując każdy, nawet najmniejszy
siniak i zadrapanie. Nagle drzwi się otworzyły i do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]