[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się wszystkim zajmę.
64 Carolyn Davidson
Podszedł do stosu pudeł, zdjął z samej góry
najmniejsze pudełko i wręczył Hope.
Dasz radę?
Oczywiście, proszę pana! A pan wie, że
bawiliśmy się w poszukiwanie skarbów? Znalez-
liśmy cztery pudła pełne ozdób. A pan Bennett
wysłał Homera do sklepu, żeby kupił nowe świecz-
ki na choinkę.
Zwietnie. Znieś teraz to pudełko i pomóż
zejść na dół mojemudziadkowi, dobrze? Ja z twoją
siostrą zniosę resztę.
Pierwszy schodził Joseph Bennett, wolno
i ostrożnie, za nim szła Hope, bardzo przejęta rolą
opiekunki. Oczy dziecka nie odrywały się od nóg
starszego pana. Za to korytarzem oboje podążali
już żwawo, dziewczynka paplała, pan Bennett
śmiał się, rozbawiony.
A my, panno Honey, bierzemy się za resztę
zarządził Zachariasz.
Pan jest zły na mnie? spytała nieśmiałym
głosem Honey. To wcale nie był mój pomysł, pan
Joseph sam chciał jak najszybciej znieść te ozdoby
do salonu. A ja powiedziałam...
Ależ ja do pani nie mam o nic pretensji.
Ale ma pan taką minę, jakby koniecznie
chciał mnie o coś obwinić. Dlatego chciałam wyjaś-
nić wszystko, zanim pan znów zacznie się na mnie
złościć.
Pełne, pięknie wykrojone usta Honey zacisnęły
się w wąską kreskę. Zachariasz uśmiechnął się
Znieżny anioł 65
i delikatnie dotknął palcem brzydkiej kreski, jakby
chciał pięknym ustom przywrócić ich pierwotny,
miękki kształt.
Honey bardzo głośno nabrała powietrza.
Proszę, niech pan nie traktuje mnie tak...
lekceważąco.
Przepraszam. Ja tylko chciałem, żeby pani się
uśmiechnęła, panno Honey Belle. Kiedy wchodzi-
łem tupo schodach, słyszałem, jak pani żartowała,
a Hope śmiała się...
I dziadek też się śmiał, a głośnego śmiechu
Josepha Bennetta bardzo dawno nikt nie słyszał.
Było tak, jakby dziadek po bardzo długiej przerwie
znów był szczęśliwy, i to dzięki dwóm złoto-
włosym istotom. Ten fakt bardzo cieszył Zacharia-
sza, ale jednocześnie jakoś mu nie pasował, a to
z bardzo prostej przyczyny. Znów, niestety, do-
chodził do tej samej konkluzji, co poprzedniego
wieczoru. Jest zazdrosny, zazdrosny o radosne
chwile, które wspólnie przeżywają Joseph Bennett
i obie panny Morris. Zazdrość to uczucie niskie,
Zachariasz tego uczucia się wstydził, ale nie mógł
go zwalczyć. Bo to ciepło emanujące z całej trójki
ze starego człowieka, z dziecka i z powabnej,
młodziutkiej kobiety przyciągało go z wielką siłą.
A najbardziej ta kobieta, która właśnie przed nim
stała.
Ta kobieta... Co on czuje, patrząc na nią?
Pożądanie? To też, to uczucie na pewno już w nim
się obudziło. Ale on, patrząc na Honey, czuł
66 Carolyn Davidson
potrzebę o wiele większą. Zapragnął rodziny. To
pragnienie nigdy jeszcze nie było tak oczywiste,
jak teraz, w okresie świątecznym. Samotność
w Boże Narodzenie wydała musię nie do pomyś-
lenia, a to przecież czekało na niego we własnym
domu, gdzie mieszkał sam jak palec.
Wybrał jedno z pudeł, które wydało mu się
najlżejsze, wręczył je Honey, po czym zgarnął
z podłogi całą resztę.
Damy mają pierwszeństwo powiedział
z uśmiechem. Ja schodzę za panią.
Tak. Decyzja została podjęta. Spakuje mały
sakwojaż i na okres świąteczny przeniesie się do
dziadka. Dziadek na pewno gorąco poprze pomysł
wnuka, bo dziadek w ogóle z jakiegoś tam powodu
dziwnie jest zachwycony aktualnym rozwojem
wypadków, którym zresztą sam nadał bieg.
Wszystkie pudła i pudełka złożone zostały
w salonie, teraz przyszła pora na obiad. Pierwsza
do jadalni wkroczyła Hope z koszyczkiem pełnym
kromek świeżutkiego chleba z kukurydzianej mą-
ki. Tuż za nią Honey, z ciężarem nie tylko o wiele
większym, ale i gorącym, dlatego Honey trzymała
rączki wazy przez dwie ściereczki. Zachariasz
zerwał się z krzesła, szybko przesunął talerze, żeby
zrobić miejsce. Pomógł ustawić wazę i osobiście
podniósł pokrywkę. Z wazy wydobył się kłąb pary,
już smakowitej, przesyconej zapachem mięsa, fa-
soli, cebuli i przypraw, sprawiających, że zupa jest
bardziej pikantna.
Znieżny anioł 67
Ja już miałem okazję powąchać wcześniej
powiedział dziadek niemal z przechwałką w gło-
sie. Na kolanach miał rozłożoną serwetkę, jakby
nie mógł doczekać się obiadu. Na deser będą
brzoskwinie z weków.
Kiedy po raz drugi ukazało się dno talerza,
Zachariasz po raz drugi musiał przyznać w duchu,
że Honey wykazuje się niebywałym talentem
kulinarnym. Kukurydziany chleb był pyszny, pa-
chnący, masło świeżutkie, nadspodziewanie dob-
re, a sama zupa rozkoszą dla męskiego podniebie-
nia. Gęsta, treściwa. Zachariasz zidentyfikował
fasolę, kawałki marchewki, cebuli oraz kawałki
szynki, które pozostały z wczorajszego obiadu
i skrzętna gospodyni postanowiła je wykorzystać.
Wszyscy skończyli jeść i Zachariasz uznał, że
nadszedł dogodny moment, aby oznajmić dziad-
kowi swoją decyzję na temat wspólnie spędzo-
nych świąt.
Zachariasz chrząknął, złożył serwetkę i wygod-
niej usiadł w krześle.
Dziadku? Pomyślałem sobie, że miło będzie,
jeśli spędzimy ze sobą całe święta.
Liczyłem na to, że spędzisz z nami Wigilię,
a następnego dnia przyjdziesz na obiad powie-
dział dziadek. Po jego ustach błąkał się osobliwy
uśmieszek.
Zachariasz skinął głową i zerknął na Honey,
która zdawała się słuchać z wielką uwagą.
Pomyślałem sobie, że spakuję trochę swoich
68 Carolyn Davidson
rzeczy i na kilka dni wprowadzę się do ciebie,
dziadku. Chciałbym uczestniczyć we wszystkim,
nie tylko być gościem.
Mała Hope aż klasnęła w rączki.
Honey! Słyszysz? Pan Zachariasz będzie
z nami przez całe święta!
Honey zdobyła się na wielki wysiłek, aby skinąć
głową. Niestety, bez entuzjazmu, ale już za chwilę
musiała otworzyć usta, jako że Zachariasz teraz do
niej zwrócił się z pytaniem.
Jedno mnie tylko niepokoi. Panno Honey, czy
nie będzie to oznaczać dla pani nadmiaruobowiąz-
ków?
Ależ skąd, panie Zachariaszu. Zaraz po obie-
dzie przygotuję dla pana pokój.
Pan Joseph z zadowolenia aż zacierał ręce.
Wprowadzaj się, wnuku, wprowadzaj! Na
tak długo, jak chcesz. A teraz, kochani moi, poroz-
mawiajmy o tym, jakżeż my to jutro ustroimy
naszą choinkę.
ROZDZIAA CZWARTY
Bez drabiny nie da rady udekorować górnych
gałęzi. Trzeba iść po drabinę.Tak zadecydował
Zachariasz, przedtem jednak podniósł wysoko
małą Hope i dziewczynka, balansując wśród cien-
kich gałązek, umocowała na czubku choinki pięk-
ną gwiazdę. Potem Zachariasz przyniósł drabinę,
wspiął się po niej i na cienkich gałązkach wokół
gwiazdy umocował świeczki w małych lichtarzy-
kach. Ich migotliwe płomyki odbijać się będą
w srebrzystej gwiezdzie, a gwiazda rozbłyśnie jak
prawdziwa Gwiazda Betlejemska.
Potem każdy podawał Zachariaszowi jakąś
ozdobę, a on odczekał zawsze chwilę, póki Hope,
wpatrująca się w skupieniu w drzewko, nie
wskaże właściwego miejsca. Każda błyszcząca
bombka, każdy sopel z dmuchanego szkła po-
wieszony został zgodnie z jej instrukcją. Kiedy
Zachariasz zszedł z drabiny, przystąpiono do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]